Moralność Panny Johnson ✔ [Ne...

By Elusive_Soul

21.5K 2.3K 1.5K

Neville Longbottom nie był doświadczony - ani gdy chodziło o nauczanie, ani o kobiety. Miał jednak pewne zasa... More

Słowem wstępu
Aesthetics
CZĘŚĆ I
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 12
Rozdział 13
CZĘŚĆ II
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Epilog

Rozdział 11

606 76 39
By Elusive_Soul

Obchody rocznicy Bitwy o Hogwart zawsze należały do tych z gatunku hucznych, o ile można było określić w ten sposób wydarzenie, gdzie atmosfera przypominała raczej tę ze stypy. Pełna melancholii, ciężkości, której nie dało się nie poczuć, zawsze zabierała Neville'a w przeszłość — a raczej wciągała go w nią siłą, chociaż wolałby nigdy więcej nie spojrzeć w oczy przykrym, mrocznym wspomnieniom.

Jako profesor Hogwartu, a także bohater wojenny, nie mógł jednak odmówić uczestnictwa w symbolicznej ceremonii. Nie mógł powiedzieć, że celebrowanie dnia, który w jego pamięci zapisał się jako jeden ze smutniejszych, napawało go skrajną niechęcią — szczególnie, gdy przyjmowały one formę wielkiego zgromadzenia. Coś w perspektywie stania w tłumie ważnych ludzi sprawiało, że jego żołądek zaciskał się w złości, a umysł wypełniał się niemą irytacją.

Nie tak powinna wyglądać rocznica wydarzenia, które dla wielu stanowiło jedno ze straszniejszych przeżyć. Nie tak powinno wyglądać wspominanie osób, które oddały życie, by cała reszta czarodziejskiego świata mogła znów stanąć na nogi i zbudować społeczność bez podziałów, bez zepsucia i zakłamania. A jednak... Neville nie potrafił zachować kamiennej twarzy, patrząc na wysoko postawionych urzędników, ubranych w odświętne szaty, ciężkie i bogate, a jednocześnie tak niepasujące do wspomnień zgliszczy, kurzu, pyłu i krwi, które powracały do wszystkich w snach.

Jedynym pocieszeniem w całym morzu fałszywej podniosłości była obecność jego bliskich przyjaciół, którzy — podobnie jak on sam — doskonale rozumieli prawdziwą wagę tego dnia. Nie chodziło wcale o pokazanie się, o wzniesienie różdżki ponad głowę i rozświetlenie nocnego nieba swoim światłem, by nikt nie mógł mieć pretensji. Chodziło o emocje, kotłujące się w sercu, o intencje, z jakimi każdy spoglądał w górę, mając nadzieję, że blask dotrze do tych, którzy polegli, razem z tęsknotą i bólem, niezmiennie dotkliwym, mimo upływającego czasu.

Ciężko było jednak podważyć fakt, że Neville rzadko widywał coś równie pięknego; nie umiał opisać słowami porażającego ścisku w klatce piersiowej, gdy tylko jego wzrok padał na taflę Wielkiego Jeziora, mieniącą się przy każdym, nawet najlżejszym podmuchu wiatru, zupełnie jakby wszystkie gwiazdy zamieszkały w głębinach, rozświetlając ich mrok. Czasami udawało mu się wyciszyć wszelkie dźwięki, odgłosy rozmów, a zostawały tylko jego własne myśli i dziwne poczucie bliskości z tymi, których pamięć czczono. Trwało to zaledwie sekundę, zanim gromkie brawa nie rozbrzmiały w powietrzu i nie zniszczyły momentu, który stanowił prawdziwe obchody rocznicy Bitwy — momentu zadumy, refleksji i zmierzenia się z tęsknotą, spychaną na co dzień w otchłanie umysłu.

Neville westchnął ciężko, gdy tylko światło zniknęło, a Kingsley Shacklebolt, Minister Magii, rozpoczął salwę owacji, choć nawet z daleka można było dostrzec na jego twarzy zwyczajową obojętność. Nie należał do najbardziej wylewnych ludzi, ale ci, którzy znali go bliżej, doskonale wiedzieli, jak niechętnie podchodził do obchodów Bitwy o Hogwart. Robił jednak to, czego od niego oczekiwano, a społeczność czarodziejska wyjątkowo lubowała się w ostentacyjnym wspominaniu poległych.

— Nie cierpię tego dnia — wymamrotał Harry Potter, stojący tuż obok. Przestępował z nogi na nogę, zdradzając swój dyskomfort, a jego dłoń co chwilę podnosiła się do czoła, gdzie wciąż widniała blizna w kształcie błyskawicy.

— Jak my wszyscy — zgodził się Neville i pokręcił głową. — Miałem nadzieję, że Kingsley znajdzie sposób, żeby zakończyć tę farsę.

Harry parsknął ponurym śmiechem, krzywiąc się mocno.

— Dobrze wiesz, że gdy chodzi o tego typu sprawy, nie posiada praktycznie żadnej władzy. Słowo daję, czasami zastanawiam się, jak inni mogli tak łatwo zapomnieć.

— Wydaje mi się, że nie zapomnieli. Jedynie bardzo by chcieli — mruknął profesor, po czym westchnął.

— Jak my wszyscy — odparł Potter, powtarzając wcześniejsze słowa przyjaciela.

Zapadło między nimi pełne zrozumienia milczenie, a Neville po raz kolejny zagłębił się w myślach. Nieoczekiwanie w jego głowie pojawiła się Madeleine, choć nie w takim kontekście, jak miało to zwykle miejsce. Przypomniała mu się rozmowa ze szlabanu, gdy wypytywała go o wojnę, wyrażając jednocześnie wdzięczność za przyszłość, która malowała się przed nią w kolorowych barwach — właśnie dzięki poświęceniu setek ludzi.

Wątpił, by ktoś taki jak ona — ktoś tak młody i niewinny, mimo swojej diabelskości — widział coś złego w obchodach rocznicy Bitwy. Mimowolnie zresztą począł szukać jej w tłumie uczniów, zgromadzonych na Błoniach zgodnie z wolą Ministerstwa. Z jakiegoś powodu sądzono, że obecność na tym podniosłym wydarzeniu będzie stanowiła dla nich najlepszą lekcję historii, jaką ktokolwiek mógłby wymyślić. Neville osobiście nie sądził, by stanie w milczeniu, podczas gdy Minister prawi o chwale, odwadze i waleczności poległych, stanowiło jakąkolwiek lekcję. Beztroska, którą młodzież prezentowała na co dzień, była zresztą jednoznacznym potwierdzeniem tezy profesora; nowe pokolenie, choć liznęło popiół powojennych zgliszczy, dorastało w całkowicie innej atmosferze.

Być może chcieli zrozumieć ogrom kosztu walki — jak chociażby Madeleine. Być może część z nich doświadczyło cierpienia po stracie bliskich. Żadne z nich nie nosiło jednak ran, które miały się nie zabliźnić, podobnie jak pamięć o wydarzeniach sprzed lat miała nigdy nie zgasnąć — w przeciwieństwie do światła setek różdżek, wycelowanych prosto w zasnute chmurami niebo.

— Neville... Nev! — Nagłe szarpnięcie wyrwało Neville'a z zamyślenia, a on sam zamrugał zdezorientowany.

Harry Potter szarpał go za rękaw, próbując zmusić do powrotu do rzeczywistości. Profesor zdał sobie sprawę, że przemowa Ministra dobiegła końca, a na jego miejscu pojawił się ktoś inny — bardzo znajomy, choć całkowicie niespodziewany.

— Od kiedy uczniowie przemawiają podczas obchodów? — spytał go Potter, wyraźnie zaskoczony rozwojem sytuacji, a Longbottom uświadomił sobie, dlaczego Madeleine pojawiła się w jego myślach jeszcze kilka chwil temu.

— Od dzisiaj — powiedział zduszonym głosem, wpatrując się w sylwetkę uczennicy, która prezentowała się nadzwyczaj imponująco na mównicy. — Siódmoklasiści zwrócili się z prośbą do McGonagall, by mogli uczestniczyć w uroczystościach bardziej aktywnie.

— Poważnie? To... w zasadzie miłe — stwierdził Harry, marszcząc brwi. — Nie spodziewałbym się tego po młodym pokoleniu, szczególnie po twoich opowieściach.

Neville zmieszał się nieznacznie, a uczucie to zostało jedynie spotęgowane, gdy głos Madeleine poniósł się po błoniach; spokojny i krystalicznie czysty, zupełnie nie przypominał tonu niedojrzałej nastolatki, a raczej pewnej siebie kobiety, która doskonale wiedziała, czego chce.

— Nazywam się Madeleine Johnson — przedstawiła się, a Neville odchrząknął, walcząc z rumieńcem na widok rozbawionego wzroku Harry'ego. — Jestem uczennicą siódmego roku. Gryfonką. Chyba wszyscy wiemy, czym powinni cechować się członkowie mojego domu. Odwagą, lojalnością... Ogromnym, gorącym sercem.

Nie patrzył w jej stronę, ale wciąż miał nieodparte wrażenie, że ostatnie słowa kierowała do niego, chcąc przypomnieć mu o tym, jak podobni byli, przynajmniej w tym jednym aspekcie. Zignorował również cichy chichot Harry'ego, który próbował zatuszować za wszelką cenę, z niezwykle miernym skutkiem.

— Nie ulega jednak wątpliwości, że nasza odwaga nie ma nic wspólnego z tą wykazaną przez tych, których pamięć dziś czcimy. Moje pokolenie, jakkolwiek światłe by nie było, mierzy się z całkowicie innymi wyzwaniami, a nasze marzenia sięgają znacznie dalej niż uczniów, którzy kończyli Hogwart kilka lat temu. Dlatego też dzisiejszy dzień powinien być dla nas wyjątkowy, bo wspominamy poświęcenie osób, dzięki którym my możemy żyć normalnie. Cieszyć się każdym dniem i spoglądać w przyszłość z entuzjazmem. Nie ma odpowiednich słów, by wyrazić, jak ogromny dług mamy wobec każdego, kto walczył w wojnie. Należą wam się jednak słowa podziękowania oraz obietnica. Obietnica, że wykorzystamy daną nam szansę i pomożemy wam odbudować świat, korzystając z sił i niezmierzonego zapału.

Neville odważył się podnieść wzrok, chociaż jego serce biło zdecydowanie zbyt szybko, by mógł uznać to za dobry pomysł. Wiedział, że widok dziewczyny wcale nie poprawi sytuacji, a wprost przeciwnie; ubrana w szkolne szaty, stała dumnie na podium, a jej złote włosy falowały na wietrze, jedynie potęgując podniosłość momentu. Wyglądała pięknie. Tak pięknie, że nie potrafił odmówić sobie chwili bezmyślnego wpatrywania się w nią, nawet mimo obecności Harry'ego i kilku innych, bliskich przyjaciół, stojących zaledwie kawałek dalej.

Gdyby ktokolwiek widział ją w takim wydaniu, miałby spore wątpliwości, czy aby na pewno była jedynie uczennicą. Wydawała się starsza, dojrzalsza, a profesor zaczął się zastanawiać, na ile jego własne uczucia zakrzywiały obraz. Właśnie tak chciał ją postrzegać; w końcu tak niewiele brakowało do końca roku, do momentu, w którym nareszcie przestałaby być jego podopieczną.

Uspokój się, Nev, pomyślał rozpaczliwie, podczas gdy dziewczyna zakończyła swoją przemowę i zeszła z podium, a na jej twarzy rozkwitł promienny uśmiech. Nie słyszał końcówki, zagubiony w nagłym przypływie emocji i pragnieniu, by spojrzeć na jej szczęście z bliska.

— Chyba ciężko mi cię winić — szepnął do Neville'a Harry, nie kryjąc rozbawienia.

— Nawet nic nie mów... — odparł profesor, a zaledwie sekundę później George położył na jego ramieniu dłoń, gwiżdżąc przeciągle, czym zwrócił uwagę kilku osób. — Ty też nie!

— Panie psorze, nie spodziewałbym się tego po panu. Nie dość, że ładna, to jeszcze wyraźnie... wykształcona.

— Przestańcie — jęknął Longbottom, a Harry parsknął śmiechem. — Już i tak czuję się jak stary zboczeniec.

— Daj spokój. Założę się, że połowa zgromadzonych ma obecnie nieczyste myśli — prychnął Ron, który także postanowił pojawić się tuż obok.

— Fakt faktem, tylko ty jesteś jej nauczycielem, ale...

— George!

— No już, już... — Weasley wywrócił oczami, ale nie przestał się uśmiechać. — Nie możesz się wściekać. Muszę jakoś rozjaśnić tę ponurą imprezę...

— Jak zwykle moim kosztem — burknął Neville, choć daleko mu było do odczuwania prawdziwej złości.

Głównie dlatego, że Madeleine rzeczywiście zeszła z podium, tylko zaczęła przedzierać się przez tłum zgromadzonych czarodziejów, zmierzając wyraźnie w jego stronę. Odruchowo rozejrzał się wokół z paniką, a śmiech braci Weasleyów jedynie utwierdził go w przekonaniu, że wcale nie cierpiał z powodu halucynacji.

Czy ona postradała zmysły?, pomyślał histerycznie, walcząc z chęcią złapania się za szalejące serce. Posłał jej ostre spojrzenie, ale ona szła dalej, bez żadnego zawahania. Dopiero po chwili dostrzegł w jej dłoniach niewielkie pudełko — podobne temu, które Harry otrzymywał co roku, jako ten, który zdołał pokonać Lorda Voldemorta. Odetchnął niemalże z ulgą, po czym skrzywił się nieznacznie, gdy w jakimś stopniu poczuł także rozczarowanie.

— Minister uznał, że w tym roku to my, uczniowie powinniśmy wręczyć panu Order — powiedziała spokojnie i wyciągnęła obie dłonie w stronę Pottera, który wcale nie wyglądał na zadowolonego.

— Ja naprawdę nie rozumiem, dlaczego w ogóle dostaję te bibeloty... — mruknął pod nosem, a Madeleine uśmiechnęła się.

— Ja również — stwierdziła lekkim tonem. — Ale ten akurat jest w kształcie znicza, może się panu spodoba.

Harry przez moment wpatrywał się w nią z niedowierzaniem, aż w końcu chwycił czarne, aksamitne pudełko i otworzył wieko.

— Widzę, że kończą im się powoli pomysły — zaśmiał się Ron, a Neville nie mógł nie podzielić jego rozbawienia. — Może powinieneś zacząć je sprzedawać?

— Muszę porozmawiać z Kingsleyem... — mruknął Wybraniec i ponownie zerknął na Madeleine, uśmiechając się łagodnie. — Dziękuję. To była bardzo udana przemowa.

Uczennica wzruszyła ramionami, a jej wzrok spoczął na Neville'u. Atmosfera w jednej chwili całkowicie się zmieniła; powietrze stało się dziwnie gęste, ciężkie. A może to tylko jemu się tak wydawało? Przełknął ślinę z zakłopotaniem, podczas gdy dziewczyna uśmiechnęła się niewinnie.

— Nietrudno było znaleźć właściwe słowa. W końcu moim nauczycielem jest jeden z bohaterów wojennych.

— Panno Johnson... — zaczął Neville, chcąc jakoś ostrzec ją przed powiedzeniem zbyt wiele.

— Przepraszam, profesorze. Nie chciałam wprawić pana w zakłopotanie — dodała i zwróciła się w stronę Harry'ego. — W każdym razie... Raz jeszcze dziękuję, w imieniu uczniów i Ministerstwa. Jesteśmy dozgonnie wdzięczni.

— Jasne — westchnął Potter, drapiąc się po karku.

Sekundę później już jej nie było, a Neville wypuścił powietrze; nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że je wstrzymywał. Obserwował znikającą w tłumie sylwetkę dziewczyny z ulgą, a jednocześnie z dziwną tęsknotą, która ogarnęła go w chwili, gdy jedynym przypomnieniem o jej obecności stał się subtelny zapach perfum, wciąż roznoszący się w powietrzu.

— Wydaje się całkiem słodka — stwierdził Harry, a George zarechotał.

Wydaje się to dobre określenie. Podejrzewam, że pod tą niewinnością kryje się diabeł wcielony — oznajmił, zmuszając Neville'a do kiwnięcia głową.

— Ale wcale nie dziwię się, że aż tak cię wzięło. Ma w sobie coś... wyjątkowego — dodał Ron, po czym zbladł przerażony, gdy Hermiona położyła dłoń na jego ramieniu i zmrużyła podejrzliwie oczy.

Najwyraźniej panie zdecydowały się w końcu dołączyć do grupy, zamiast plotkować na uboczu. Neville uśmiechnął się rozbawiony na widok zakłopotania przyjaciela, który próbował wytłumaczyć się przed żoną. Tymczasem Ginny wyszarpnęła pudełko z rąk Harry'ego i otworzyła je z ciekawością.

— O, w końcu coś ładnego — stwierdziła z zadowoleniem. — Ten chociaż możemy postawić na widoku.

— Ginny... — jęknął Potter, a kobieta tylko parsknęła.

— Tak, wiem, wiem, to wciąż Order dla Wybrańca. Najlepiej, żeby pochłonęła go pożoga. — Wywróciła oczami. — Kiedy kończy się ta farsa? Jestem głodna — dodała i poklepała się po zaokrąglonym brzuchu.

— Cały czas jesteś głodna...

— Noszę twoje dziecko, Potter! Nie waż się mnie oceniać!

Neville zdusił chęć wybuchnięcia śmiechem. Nie chciał narazić się Ginny, która potrafiła być przerażająca, nawet nie będąc w ciąży. Najwyraźniej jednak stan błogosławiony wydobywał z niej jeszcze większe pokłady temperamentu.

— Nie śmiałbym... — mruknął Harry i podrapał się po głowie. — Chodźmy. Wszyscy zaczynają się zbierać.

***

— Neville, przyznaj! Spanikowałeś, kiedy twoja uczennica zaczęła iść w naszym kierunku — powiedział George, celując palcem w przyjaciela.

Uroczyste obchody zakończyły się dawno temu, ale — jak co roku — świętowanie przeniosło się do domostwa Potterów w Dolinie Godryka. Wszyscy chcieli zatrzeć niesmak po oficjalnej części rocznicy, a poza tym każdy powód do spędzenia czasu z bliskimi wydawał się dobry.

Longbottom skrzywił się i spojrzał na George'a z wyrzutem; naprawdę nie chciał rozmawiać o Madeleine. Pamiętał ostatni raz, gdy temat dziewczyny został poruszony. Być może towarzystwo nie było aż tak pijane jak poprzednio, ale profesor miał wrażenie, że w tym wypadku działało to na jego niekorzyść. Ignorowanie złotych rad udzielanych przez nietrzeźwych przychodziło znacznie łatwiej.

— Nie spanikowałem. Poczułem niepokój — poprawił przyjaciela, chociaż doskonale wiedział, że nikt mu nie uwierzy.

— Ta, jasne. Pewnie dlatego byłeś czerwony jak burak i nie oddychałeś. — Ron wywrócił oczami, co momentalnie przywołało wspomnienie łomoczącego serca.

— Na moim miejscu też nie bylibyście spokojni. Nie znacie jej tak jak ja — wymamrotał Neville, a Weasleyowie zachichotali jednocześnie.

— Zapewne ty też nie znasz jej nawet w połowie tak... dobrze, jak byś chciał.

— George! — jęknął Neville. — Co wyście się tak uwzięli, żeby mnie torturować?

— Nikt nie chce cię torturować, Nev. Po prostu... Poczyniliśmy z Ronaldem pewne obserwacje — oświadczył starszy z braci, a Ron wyszczerzył zęby.

— Czyżby? — spytał z obawą Longbottom.

Nie był wcale pewny, czy chciał wiedzieć, co też takiego dostrzegli. Znając ich, mogło to być absolutnie wszystko, począwszy od czegoś całkowicie niedorzecznego, skończywszy na czymś, co będzie spędzać sen z powiek Neville'a. Czasami zdarzało im się przecież wykazać ogromną błyskotliwością.

— Ależ owszem, przyjacielu — stwierdził z dumą George i odchrząknął teatralnie. — Panna Johnson zdaje się darzyć cię dość gorącym uczuciem.

Profesor spojrzał na niego z niedowierzeniem, po czym przymknął powieki, zasłaniając oczy dłonią.

— A na jakiej podstawie doszliście do takiego wniosku, co? — mruknął słabo, a Ron wydał okrzyk satysfakcji.

— Ha! Mówiłem, Georgie, że Neville jest równie mało błyskotliwy, co Harry w szkole!

— Hej! — oburzył się Potter, ale rumieniec na jego policzkach zdradzał, że doskonale zdawał sobie sprawę ze swojej młodzieńczej ślepoty.

— Cicho, Harry! Wszyscy wiedzieli, że Ginny miała na twoim punkcie świra. Tylko ty tego nie widziałeś.

— Ale to co innego... — bronił się Wybraniec, ale Ron machnął ręką.

— Dokładnie to samo, bo tak się składa, że panna Johnson patrzy na Neville'a dokładnie tak samo, jak Ginny patrzyła na ciebie!

Longbottom podniósł głowę i zamrugał z niedowierzaniem.

— Już pominę niedorzeczność tego stwierdzenia, ale... Kiedy niby wyciągnęliście takie wnioski? Podczas tych pięciu minut rozmowy, jak nawet na mnie nie patrzyła?!

— Otóż tak, bo jednak patrzyła. I za każdym razem, jak spoglądała na ciebie, zaczynała wyglądać zupełnie inaczej — oświadczył urażony Ron.

— To znaczy jak?

— Tak, jak ty, kiedy patrzyłeś na nią.

— Jakbyś był kwiatem, a ona wodą — westchnął teatralnie George.

— Chociaż w tym przypadku, to raczej ona powinna być kwiatem. Po pierwsze, jest całkiem ładniutka, a po drugie... Zapewne chciałbyś, żeby wchłonęła cię do środka — zarechotał Ron, a wszyscy spojrzeli na niego zniesmaczeni.

— Jesteś obrzydliwy, Ronaldzie — uznał George. — Naprawdę, taka ordynarność w stosunku do kobiety... Poczekaj, aż powiem Hermie.

— Nie zrobisz tego! — oburzył się młodszy Weasley, a pozostali parsknęli śmiechem. — Przecież tylko żartowałem!

— No nie wiem, czy Herma uzna to za żart.

Ron zerwał się z miejsca i rzucił na brata, który nie zdążył wykonać uniku. W efekcie obaj przelecieli przez oparcie kanapy, lądując na podłodze z głośnym hukiem, który natychmiast zwrócił uwagę pań. Neville pokręcił głową z rozbawieniem i spojrzał na Harry'ego, który przyglądał mu się z uwagą.

— Wiesz... Ja rzeczywiście nie dostrzegałem zainteresowania Ginny. A może raczej podświadomie starałem się je ignorować, bo wciąż była siostrą Rona. Ale nawet ja nie mogłem pozostawać ślepy w nieskończoność.

— Tylko Ginny wcale nie była zakazanym owocem — mruknął Neville.

— Nie w aż takim stopniu, racja. Ale w pewnym sensie... Na początku nie chciałem dopuszczać do siebie myśli, że mogłoby dojść do czegokolwiek między nami. Widziałem dużo przeszkód, dużo niewiadomych. No i zawsze istniało ryzyko, że zauroczenie minie, a nasze relacje zupełnie się popsują.

— Do czego zmierzasz? — spytał ostrożnie Longbottom, a Harry uśmiechnął się lekko.

— Ginny zawsze wiedziała. Spytałem ją kiedyś, czy nie miała wątpliwości, czy nie bała się, że gra okaże się niewarta świeczki. Powiedziała, że nie. Odkąd mnie zobaczyła, chciała ze mną być i nie brała pod uwagę innego scenariusza.

— Jesteście wyjątkiem, Harry. Takie uczucie nie zdarza się często, a już na pewno nie...

— Nie w przypadku uczennicy i nauczyciela? — parsknął Potter i uniósł brwi. — Akurat w tym wypadku natura waszych relacji ma się niebawem zmienić. Nie chcę się wtrącać, Nev, ani zachęcać cię do czegokolwiek, ale... Jeśli faktycznie Madeleine przypomina Ginny choć odrobinę, nie sądzę, by jej uczucia miały zniknąć tak szybko.

— To wciąż skomplikowana sytuacja, Harry. Ja nie podważam szczerości jej uczuć, a jedynie ich słuszność. Podobnie zresztą jak swoich...

— Teraz jest to zrozumiałe. Ale jeśli mielibyście spotkać się za jakiś czas i odkryć, że nic się nie zmieniło... — Harry zawiesił głos i wzruszył ramionami. — Chyba nie ma sensu wzbraniać się przed czymś, co równie dobrze może okazać się prawdziwą miłością.

Neville przełknął ślinę, odwracając wzrok. Miłością, powtórzył w myślach, a jego serce zatrzymało się na moment. Do tej pory zupełnie nie myślał o Madeleine z użyciem tak szumnych słów, tak dużych i podniosłych. Pragnął jej, tęsknił za nią, myślał o niej zdecydowanie więcej niż powinien, ale... Tak naprawdę nie wiedział o niej za wiele. Nie potrafił sobie nawet do końca wyobrazić tworzenia z nią czegokolwiek stałego. Związki nie polegały przecież na wpatrywaniu się bez końca w drugą osobę, na czystej fizyczności. Wymagały pracy, zrozumienia i nieustannej komunikacji — czegoś, co w tym przypadku pozostawało abstrakcją.

— To moja uczennica, Harry. Nie mogę się wyprzeć uczuć, ale wiem o niej tak niewiele... Zdecydowanie zbyt mało, by choćby myśleć o podjęciu ryzyka, tak na poważnie.

— Nie ma innej drogi do poznania kogoś niż spróbować — stwierdził Potter, a Neville pokręcił głową.

— Masz rację. Ale to nie jest odpowiedni czas. Ani miejsce. Być może, jeśli rzeczywiście spotkalibyśmy się za kilka lat, a przyciąganie wciąż by tam było... — westchnął i machnął ręką. — To tak odległe sprawy, że ciężko mi nawet wyobrażać sobie podobny scenariusz.

Harry przez chwilę milczał aż w końcu parsknął śmiechem, zaskakując przyjaciela. Profesor spojrzał na niego zdziwiony, a Potter wyszczerzył zęby.

— W życiu nie pomyślałbym, że wykażesz się aż takim rozsądkiem i mądrością życiową. Wcale się nie dziwię, że inteligentna, młoda dziewczyna się tobą zainteresowała. Z nas wszystkich, chociaż to my zdążyliśmy się ustatkować, wykazujesz się chyba największą dojrzałością. Kto by podejrzewał?

— Nie wiem, czy masz rację, Harry. Gdyby faktycznie tak było, nawet nie spojrzałbym w jej stronę inaczej niż nauczyciel na ucznia.

— Nie możesz się obwiniać za uczucia. Nie da się nad nimi w pełni zapanować. Ważne, że nie dajesz się im ponieść, że kierujesz się czymś więcej niż jedynie własnymi pragnieniami. To godne podziwu, Neville, bo bardzo wiele osób postąpiłoby na twoim miejscu zupełnie inaczej.

Mimowolnie poczuł, jak jego serce uspokaja się nieznacznie, a ciężar znika z klatki piersiowej. Harry nie miał powodów, by kłamać czy próbować go pocieszyć, mówiąc dokładnie to, co chciał usłyszeć. Longbottom mógł liczyć na szczerość i wsparcie ze strony każdego ze swoich przyjaciół, ale to właśnie Potter był mu najbliższy — już od pierwszych dni w Hogwarcie, gdy stawał w jego obronie, choć sam nie potrafił wiele. Pewne rzeczy jednak się nie zmieniały, a Harry ciągle był gotowy zrobić wszystko, by mu pomóc.

— Dziękuję. Nawet nie wiesz, jak bardzo potrzebowałem to usłyszeć — powiedział cicho, pełnym wdzięczności tonem.

— Nie masz za co dziękować. Mam nadzieję, że wszystko się ułoży. Chociaż, nie powiem, chyba i tak będę trzymał kciuki za pannę Johnson — dodał żartobliwie, a Neville wywrócił oczami, pozwalając, by na jego twarzy pojawił się uśmiech. 

***

Powiem Wam, że miałam trochę tremę przed publikowaniem tej części. W końcu nie było mnie tutaj tak długo, że to niemalże jak powrót do przeszłości. 

Nie będę Wam tutaj opowiadać, co działo się ze mną w czasie nieobecności, bo to nie miejsce na prywatne wynaturzenia. W każdym razie wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że powracam na dobre, o ile życie nie stwierdzi inaczej :D

Mam nadzieję, że wciąż tutaj jesteście! Dziękuję Wam za wszystkie komentarze, zostawione w międzyczasie, za wsparcie... Nawet jeśli pozostawiałam je bez odpowiedzi, czytałam wszystkie i dodawały mi motywacji, by uporządkować swoje sprawy i wrócić. 

Dość o mnie; jak tam u Was? Wszystko dobrze? :)

Dajcie znać i do zobaczenia w następnym rozdziale! 

Continue Reading

You'll Also Like

306K 22.6K 199
❛ You're a rebel, Spellman. That's how I like my witches ❜ talksy z Caos, większość tłumaczona ۵
39.7K 2.6K 38
Była u jego boku odkąd pamiętała. Jednak, gdy w ich życiu pojawia się Przywoływaczka Słońca, przestaje się to dla niego liczyć. "Najgorszym uczuciem...
51.6K 1.9K 43
Maddie Monet, najstarsza z córek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braćmi na kilka lat. Bliźniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje się w swoim nowym...
104K 5.7K 39
(Zawieszone) Niektórzy mówili mu, że nie powinien się wtedy mieszać. Nie powinien wchodzić w jej życie. Nie powinien w taki sposób na nią patrzeć. Ni...