Nuriel. Czas Mroku

By AnotherDaydreamer-

4.1K 514 2.8K

Po wojnie między krainami paktu trwającej blisko dwadzieścia lat, w królestwie zwanym Saraenem nastaje pokój... More

Wstęp
Karty postaci
Początek
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Q&A
Rozdział 4
Rozdział 19 cz. 2
Rozdział 5
Rozdział 20
Rozdział 6
Rozdział 21
Rozdział 7
Rozdział 23
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 25
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 26
Rozdział 12
Posłowie
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15 cz. 1
Rozdział 15 cz. 2
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19 cz. 1
Rozdział 22

Rozdział 24

29 6 17
By AnotherDaydreamer-

Asmena nie wiedziała, co powinna zrobić. Leżała skulona na łożu w komnacie, w której najpewniej kazał ją zamknąć Arthyen. Choć w pałacu było ciepło, Asmenę przechodziły dreszcze. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego regent wynajął galienskich zbrodniarzy, by ją porwać.

Starała się oddychać spokojnie, lecz przychodziło jej to z trudem. Serce waliło jej głośno, a z oczu ciekły łzy. Nigdy nie sądziła, że ktokolwiek chciałby ją porwać. Zagryzła wargi. Jako córka Lanfeara nie powinna czuć się tak bezpiecznie, nawet w pałacu, który uznawała za swój dom.

Wtem przypomniała sobie o rodzicach. Czy żyli? Co jeśli coś stało się jej matce? Nie potrafiła kochać ojca, ale matkę darzyła wielką, szczerą miłością i szacunkiem. Asmenie nie udało się zdusić szlochu, który wydobył się z jej piersi. Każdy, choćby najmniejszy, ruch zdawał się sprawiać trudność. Pragnęła wrócić do domu, nawet jeśli życie tam nie zawsze było tak proste, jakby tego chciała.

Nagle ktoś wszedł do pomieszczenia. Asmena odwróciła się przodem do tej osoby. Znieruchomiała, widząc Arthyena. Spodziewała się go, ale jego persona napawała ją przerażeniem oraz odrazą. Miała wątpliwą przyjemność poznać regenta Husanu na jednym z wystawnych galienskich bali. Wciąż pamiętała jego nachalność, przypadkowy dotyk. Przemogła się i spojrzała na niego zaczerwienionymi od płaczu oczyma. Przywdziała na twarz maskę chłodu, licząc, że uda jej się nie okazać po sobie lęku.

- Czego ode mnie chcesz? - zapytała, starając się zapanować nad głosem. Arthyen patrzył na nią jak na ciekawe zjawisko i nawet się z tym nie krył.

- Przyszedłem powitać cię w moim skromnym dworze, ale widzę, że na próżno bym się starał - prychnął, co Asmena odebrała jako znak irytacji. - Tak się składa, że jesteś mi potrzebna, Asmeno. Mam świadomość, że nie rozumiesz, dlaczego tu jesteś. Nie musisz się jednak obawiać, jeśli będziesz ze mną współpracować.

- Co to oznacza? Do czego mnie potrzebujesz? - Przełknęła głośno ślinę.

- Zostaniesz moją żoną. - W jego głosie była pewność, przez którą Asmena zapragnęła napluć mu w twarz.

- Nie. Z pewnością za ciebie nie wyjdę - Asmena mówiła powoli, akcentując każde słowo. Bała się Arthyena, lecz miała swą godność. - Prędzej umrę.

- Asmeno, to nie była prośba. Poza tym nie wiem, jak chcesz mnie powstrzymać. Jesteś tu sama, bezbronna. Nikt ci nie pomoże - wycedził, wciąż się uśmiechając. - Lepiej na tym wyjdziesz, jeśli zgodzisz się na moje warunki. Jestem w stanie uczynić twój pobyt tu przyjemnym. Dostaniesz wszystko, czego zapragniesz. Ale mogę też zamienić twoje życie w piekło. Przemyśl to, moja droga. Tymczasem spotkamy się znowu przy kolacji - rzekł, po czym zostawił ją samą.

Asmena zadławiła się szlochem. Nigdy nie sądziła, że kiedykolwiek stanie w obliczu tak patowej sytuacji. Nie istniało dobre wyjście. Jeśli nie wyjdzie za Arthyena dobrowolnie, on zmusi ją do tego, a jej życie zamieni w pasmo cierpienia. Pojmowała, że to małżeństwo miało być dla niego środkiem do osiągnięcia celu. Stałby się księciem Husanu oraz Galienu, a później nic nie mogłoby przeszkodzić mu w zajęciu pozycji króla.

Zacisnęła zęby. Nie mogła przecież leżeć i nic nie robić. To głupie i godne dziecka, a nie księżniczki. Otarła dłońmi oczy, pragnąc odsunąć od siebie poczucie beznadziei. Zaczęła przechadzać się po komnacie, zastanawiając się nad rozwiązaniem, lecz to nie przychodziło. Usiadła na fotelu i odetchnęła głęboko. Łzy w niczym jeszcze nikomu nie pomogły. Kobieta, zmęczona, potarła skronie.

Wyjście za mąż i założenie rodziny nigdy nie było największym marzeniem Asmeny. Małżeństwo przywodziło jej na myśl brak wolności i swobody, którą bardzo sobie ceniła. Może to nie wypadało, ale romanse wydawały jej się lepsze niżeli tkwienie przy jednym mężczyźnie. Tak sobie przynajmniej wmawiała, od kiedy zostawił ją Aidan. Sądziła jednak, że jeśli już będzie zmuszona wyjść za mąż to za kogoś, kto darzy ją szacunkiem i chociaż sympatią. Arthyen zaś zmuszał ją do tego, nie pozostawiając żadnej innej drogi.

Usiadła i po raz pierwszy uważnie rozejrzała się po pomieszczeniu. Było ono niewątpliwie przestronne. Białe ściany pomalowano w drobne, błękitne różyczki, co nadawało miejscu elegancji. Naprzeciwko łoża stała wielka, drewniana szafa, zaś obok niej zdobiona toaletka. Na prawo od toaletki mieściły się drzwi prowadzące na balkon. To wszystko stanowiło piękny obraz, lecz Asmena czuła się tu obco i nieswojo.

Wtem do uszu kobiety dotarło pukanie. Wiedząc już, że Arthyen nie zwykł pukać, podeszła i otworzyła drzwi. Jej oczom ukazała się drobna postać o jasnych włosach układających się w fale. Granatowe oczy wpatrywały się w Asmenę.

- Władca przysłał mnie, kazał się panią opiekować.

Asmena zdusiła prychnięcie. Zdawała sobie sprawę, że służka miała pilnować, by nie spróbowała uciec. Wpuściła ją do środka, postanawiając w miarę możliwości ignorować jej obecność. Ostentacyjnie zajęła miejsce przy toaletce.

- Wiedz, że nie jesteś mi do niczego potrzebna. Sama umiem zająć się swym strojem oraz fryzurą - rzekła wyniośle Asmena.

Nie interesowało ją to, że była kąśliwa i niesympatyczna. Nie miała możliwości ucieczki, ale zawsze pozostawał ostry język i bycie chłodną wobec ludzi Arthyena. Służka skrzywiła się na jej słowa i przez chwilę zapanowała cisza z rodzaju tych niekomfortowych i dziwnych.

- Nie bądź głupia. Domyślam się, że to niełatwe, ale...

- Nie wierzę, służąca zamierza mnie pouczać - Asmena podniosła głos mimowolnie.

- Dobrze, miałam zająć się twoim ubiorem. Ale powiem dla jasności, nim do głowy przyjdzie ci ucieczka, przed drzwiami twojej komnaty stoją strażnicy. A w całym zamku są niemal na każdym korytarzu.

Służka podeszła do szafy i prędko wybrała odpowiedni strój. Nakazała Asmenie rozebrać się, po czym pomogła jej wdziać suknię. Suknia przypominała kolorem nocne niebo, miała długie rękawy, które przy łokciu się rozszerzały. Jej dół zaś spływał luźno, nie opinając sylwetki. Po tym, jak służąca upięła jej włosy i wyszła, Asmena spojrzała w lustro.

Po raz pierwszy nie poczuła dumy z powodu swej urody. Oczy wciąż miała przekrwione, usta drżały. Odnosiła wrażenie, że znalazła się w złym śnie, z którego nie potrafiła się wydostać. Nie zważając na długą suknię, klęknęła, złączyła dłonie i zaczęła składać modły do bogów. Wierzyła, że uratują ją przed okrutnym losem i pozwolą w spokoju wrócić do domu. Przecież nie pozwolą na taką niesprawiedliwość, prawda?

Mamrotała słowa modlitwy, prosząc o ratunek i błagając, by jej matka żyła. Niezbyt przejmowała się tym, co stało się z Lanfearem. Tak naprawdę nie potrafiła nazwać ojcem, gdyż nigdy go przy niej nie było, nie troszczył się o nią. Wymagał od swej córki rzeczy niemożliwych, ale nawet gdy spełniała jego oczekiwania, nie chwalił. Przez całe życie Asmena nie usłyszała od ojca nic miłego ani dodającego otuchy. Czuła się przy nim niczym piąte koło u wozu, niepotrzebne i niszczące obraz idealnej rodziny.

Po kilkunastu minutach skończyła modlitwę i znów nie wiedziała, w co ręce włożyć. Czuła, iż jeśli nie zajmie czymś myśli, to bezczynność doprowadzi ją do rozpaczy. Żałowała, że nie było tu książek. Wtem wpadła na pomysł, choć mógł on być ryzykowny. Z szybko bijącym sercem otworzyła drzwi, ale natychmiast za rękę złapał ją jeden ze strażników.

Czyli nie kłamała.

- Puść mnie, proszę. Chcę tylko iść do biblioteki, nic więcej - powiedziała łamiącym się głosem.

- Wolno jej? - zapytał mężczyzna drugiego strażnika.

- Nie wiem, regent mówił tylko, że nie może uciec z pałacu - stwierdził zadumany.

Asmena ledwo powstrzymywała się od uśmiechu. Najwyraźniej Arthyen nie sprawdzał strażników pod kątem inteligencji, co wróżyło dobrze w tym przypadku.

- W takim razie ty ją poprowadź do biblioteki. Gdyby Arthyen o coś pytał, to oboje się wyprzemy - odparł, najwidoczniej chcąc pozbyć się problemu.

Asmena, w duchu odetchnąwszy z ulgą, podążyła za strażnikiem. Popchnął wraz z innym strażnikiem ciężkie wrota, za którymi kryła się biblioteka. Księżniczka mimowolnie otworzyła usta. Regały pełne najróżnorodniejszych ksiąg ciągnęły się aż do sufitu, a ich półki aż uginały się pod ciężarem. Przy każdym regale znajdowały się schody, dzięki czemu nie było problemu ze znalezieniem tego, czego się szukało. Czuło się unoszący w powietrzu zapach starych woluminów, tak charakterystyczny i uzależniający. Pomieszczenie wywarło niezwykłe wrażenie na Asmenie, sprawiło, że na moment zapomniała nawet, iż znajdowała się w siedzibie wroga.

- Niesamowite - mruknęła sama do siebie, choć miała świadomość, iż niedaleko pozostał strażnik.

Podeszła do regału, czytając tytuły. Baśnie, legendy, księgi traktujące o teorii magii, o gatunkach roślin i ich wpływie, o faunie. Tę najgrubsze opowiadały szczegółowo historię Husanu oraz wszystkich innych Krain Paktu. Asmena weszła na kolejne piętro, przytrzymując się balustrady. Nie mogła uwierzyć w to, ile kryło się tu wiedzy. Szła między regałami, lecz nagle zauważyła coś, co przykuło jej uwagę. Niedaleko niej stała etażerka, a na niej spoczywał najpewniej klosz przykryty czarnym materiałem. Asmena przez moment zawahała, się, lecz potem podeszła bliżej. Ciekawiło ją, co się tam kryło, ale w momencie, gdy chciała zrzucić materiał, usłyszała skrzypienie drzwi.

- Straże, pojmać ją. Natychmiast. - Rozległ się echem krzyk Arthyena. Asmena obejrzała się w stronę, z której doszedł jego wrzask. Jeśli wcześniej Asmena miała okazję poznać jego irytację, teraz dowiedziała się, co oznaczał jego gniew. Oddychał szybko, przypominał dzikie zwierzę, gotowe do ataku. Zdecydowanie nie był to dobry znak dla Asmeny, choć nie rozumiała, co takiego uczyniła.

Prędko poczuła dotyk dłoni na swych ramionach. Nie szarpała się, bowiem walka z dwoma umięśnionymi mężczyznami nie miała najmniejszego sensu. Skrzywiła się, gdy jeden z nich wykręcił jej dłonie do tyłu. Z coraz większym niepokojem obserwowała Arthyena, który zbliżał się do niej niespiesznym krokiem.

- Puśćcie ją - rozkazał stanowczo strażnikom, a oni natychmiast go uczynili.

Asmena zatoczyła się do tyłu, kiedy uderzył ją w twarz. Policzek wręcz pulsował bólem, ale kobietę poraził szok. Nikt nigdy nie potraktował jej w ten sposób. Miała ochotę krzyczeć, płakać i przeklinać Arthyena równocześnie, lecz nie mogła zrobić żadnej z tych rzeczy. Dotknęła dłonią policzka.

- Liczę, że to nauczy cię posłuszeństwa - rzekł Arthyen, patrząc jej prosto w oczy. - Straż, zamknąć ją i nie wypuszczać, chyba że ja rozkażę inaczej.

Strażnicy praktycznie ciągnęli Asmenę przez korytarze, lecz ona nie zważała na to. Dopiero gdy rzucili ją na łoże w przydzielonej jej komnacie pozwoliła sobie na płacz. Nie potrafiła być silna, kiedy odarto ją ze wszystkiego, co się dla niej liczyło. Odebrano jej wolność oraz godność. Tu była nikim i prawdopodobnie nie tylko Arthyen będzie nią pomiatał. Zachowa tytuł księżniczki, jednakże w rzeczywistości będzie niewiele wyżej w hierarchii pałacowej niż jakakolwiek kurtyzana.

Zmęczona i zrozpaczona, Asmena prędko zapadła w sen. Spała spokojnie, choć na chwilę mogąc odpłynąć i nie przejmować się tym, co się wokół niej działo. Koszmary senne nie nękały Asmeny, dzięki czemu choć przez moment mogła zaznać beztroskiej nieświadomości. Zbudziła ją służka, ta sama co wcześniej przyszła, oznajmiając, iż nadchodzi pora kolacji. Do Asmeny jak przez mgłę docierało, gdzie się znajdowała i co się wydarzyło. Przetarła oczy i uświadomiwszy sobie, że nie była w domu, lecz w pałacu regenta, zapragnęła na powrót zapaść w sen i najlepiej obudzić się, gdy wszystko wróci do normy.

Niczym w transie dała się ponownie uczesać, po czym udała się za strażnikiem, który tym razem czujnie ją obserwował. Z narastającym przerażeniem przekroczyła próg komnaty, w której znajdował się Arthyen. Weszła z opuszczonymi ramionami. Wcześniej tylko udawała, że była silna i co jej z tego przyszło?

- Panie. - To słowo ledwo przeszło jej przez gardło. Jednak ukorzenie się przed nim stanowiło jedyną drogę do przeżycia. Arthyen uśmiechnął się wyraźnie usatysfakcjonowany.

- Rozumiem, że zmieniłaś zdanie?

- Tak. - Skinęła głową. - Zrobię wszystko, co zechcesz.

Arthyen wstał i położył dłoń na jej podbródku.

- Mądra dziewczyna. - Chwycił ją za podbródek. - Naprawdę możemy żyć w zgodzie i mam nadzieję, że pogodzisz się z tym.

Asmena milczała, nie wiedząc, co na to odpowiedzieć. Miała świadomość, że nigdy nie pogodzi się z tym i liczyła, że wcześniej ktoś uwolni ją spod rozkazów Arthyena. Ale jeśli gra pozorów miała uratować jej życie, to nie zamierzała się wahać. Zdołała się uspokoić, kiedy Arthyen zabrał swą dłoń.

- Usiądź - nakazał, odsuwając dla niej krzesło. - Wiem, że incydent w bibliotece był dość niefortunny - rzekł, najwyraźniej zastanawiając się nad każdym słowem i zajął miejsce przy stole naprzeciwko Asmeny. - Ale widzisz, to, co tam ukrywam, jest dla mnie bezcenne.

Asmena pokiwała głową, nie ważyła się jednak odezwać. Obawiała się, jak regent odebrałby pytania, a zdecydowanie nie chciała wzniecić ponownie jego gniewu. Rozejrzała się dyskretnie po pomieszczeniu. Znajdował się tu długi, prostokątny stół wykonany z drewna, przy nim krzesła obite poduszkami. Ciemne ściany i podłoga wyglądały nader ponuro oraz przygnębiająco. Asmena spostrzegła na jednej ze ścian obraz przedstawiający góry Husanu na tle nocnej zorzy. Poza tym jednak pokój można było określić mianem ascetycznego.

- Może masz ochotę na przepiórkę? Wyborna, idealna do wina.

Asmena zawahała się, lecz wtem jej brzuch zaczął domagać się jedzenia. Nie wiedziała, kiedy ostatni raz miała coś w ustach. Podejrzliwie zerknęła na talerz i jego zawartość. Nie była co do tego pewna, ale skoro regent jej potrzebował, to nie otrułby jej. Z drugiej strony słyszała o jego okrutnych czynach i miała podstawy, by w nie wierzyć. Głód jednak zwyciężył, chwyciła widelec i wzięła pierwszy kęs. Mięso było miękkie i odpowiednio przyprawione, wręcz rozpływało się w ustach. Popiła odrobiną wina, pamiętając, że nie mogła stracić jasności umysłu. Przepiórka prędko znikła z talerza. Asmena oparła się o krzesło.

- Porozmawiajmy o mej propozycji. Wiesz już, że jest ona nie do odrzucenia. Oczekuję od ciebie jedynie lojalności. Będziesz mówiła mi o wszystkim, co dzieje się w Galienie. Chcę wiedzieć o armii, działaniach, polityce, ewentualnych sojuszach. - Złączył dłonie na stole.

- Dobrze. To nie jest problemem - odparła ośmielona winem. - Czego jeszcze ode mnie chcesz?

Arthyen uśmiechnął się w sposób, który zmroził Asmenę. Natychmiast pożałowała doboru słów.

- Małżonka ma pewne obowiązki i chyba nie muszę ci tego wyjaśniać.

- Dlaczego ja mam zostać twoją żoną? - zapytała Asmena. Nie chciała tego, ale była ciekawa, dlaczego nie porwał jakiejkolwiek innej księżniczki.

- To proste, Galien to królestwo bogate i mające zadatki na imperium. A to, że jesteś piękna to tylko dodatek, nie pochlebiaj sobie. Mam mnóstwo kurtyzan, gotowych do spełniania mych zachcianek. Ale to ty dasz mi dziedzica i mam nadzieję, że to oczywiste.

Asmena powstrzymała odruch wymiotny, chcąc znaleźć się jak najdalej od regenta. Czuła, że z każdą sekundą jej nienawiść do Arthyena wzrasta. Jego lubieżny uśmiech budził obrzydzenie, a spoczywający na niej wzrok paraliżował ją. Zacisnęła dłoni w pięści, nie mogąc zrobić nic innego.

– Kiedy zostanie ogłoszony ślub?

– Na balu, za kilka dni. Moi ludzie dopilnują, by wszystko było idealne. Nie musisz się martwić.

Nie muszę się martwić o nic, poza tym, że to ty masz zostać mym mężem i praktycznie mnie tu uwięziłeś.

Nie powiedziała jednak nic, mając świadomość, że mogłaby sobie zaszkodzić źle dobranymi słowami. Skinęła głową, a Arthyen uśmiechnął się.

– Dobrze, że wyjaśniliśmy sobie, jak ma wyglądać nasze wspólne życie. Zaufaj mi, jeśli nie będziesz działać na moją szkodę, dam ci wszystko, czego tylko będziesz chciała.

Asmena posłała mu najpiękniejszy uśmiech, na jaki mogła się zdobyć. Powoli to wszystko stawało się realne i wraz z tym wracała do jej umysłu groźba śmierci. A ona nie czuła się na nią gotowa. Nagle Asmena podniosła wzrok znad talerza.

– Nie wiem, czy wolno mi spytać, ale czy moi rodzice... – Nie potrafiła dokończyć tego pytania, nie potrafiła dopuścić do siebie myśli, że Arthyen porwał ją dla własnych korzyści, a rodziców kazał zamordować.

– Żyją i nie stała się im żadna krzywda. Anarchia i zamieszki w Galienie nie byłyby mi na rękę – przyznał bezpardonowo. – Poza tym musiałbym być potworem, zabijając przyszłych teściów, którzy mi pomogli.

– Co to ma znaczyć? – zapytała Asmena, nim zdążyła się zastanowić.

– Tylko tyle, że Lanfear osobiście przyrzekł mi twoją rękę.

Te słowa rozbrzmiały echem w głowie Asmeny. Tak bardzo chciała wierzyć, że to nieprawda, lecz znała swego ojca. Jednak po chwili oszołomienia coś do niej dotarło. Pamiętała ostatnie spotkanie ze swym ojcem. Sam mówił, że staną po stronie Saraenu oraz Fidylli. Mogła zarzucić Lanfaerowi wiele, ale był człowiekiem dotrzymującym słowa. Ugryzła się w język, nim zarzuciła regentowi kłamstwo. Stąpała po cienkim lodzie i od teraz musiała ważyć każde słowo czy gest. Z drugiej strony mógł to być podstęp Lanfeara, ale kim ona była, by powstrzymać go od zawarcia sojuszu z Arthyenem? Była nikim, o czym ojciec nie pozwalał jej zapomnieć.

Nie dała po sobie poznać, że zdołała odkryć kłamstwo. Nie pojmowała jedynie, jaki Arthyen miał w tym celu. Chociaż byłaby w stanie uwierzyć, że mężczyzna uwielbia prowadzić takie gierki i go to bawi.

– Mój ojciec nigdy mnie nie cenił, zatem nawet nie jestem zdziwiona.

Arthyen uniósł brew, widocznie zaskoczony, po czym podniósł kieliszek.

– Za nas i za nową, lepszą przyszłość, którą zbudujemy. – Wzniósł toast. Asmena wyobrażając sobie przyszłość wykreowaną przez Arthyena, widziała pustkę, ciemność i wszechobecną beznadzieję.

Asmena uniosła kieliszek do ust. Nagle smak wina wydał jej się metaliczny. Z trudem przełknęła je, czując na sobie przeszywający wzrok Arthyena.

– Muszę cię opuścić i zająć się pałacowymi sprawami. Strażnik odprowadzi cię do komnaty. Śpij dobrze, moja droga.

Asmena wstała z krzesła i po raz kolejny tego dnia odbyła drogę do sypialni. Po tym, jak strażnik zostawił ją samą, nałożyła na siebie futro, po czym wyszła na balkon. Po niebie prędko płynęły chmury zasłaniające księżyc. Prószył śnieg, który osiadał na włosach oraz ubraniu Asmeny. W dali dostrzegała pnące się, majestatyczne góry. Gdyby nie podły humor, kobieta najpewniej doceniłaby inność Husanu od Galienu, ale czuła się nie na miejscu. To nie był jej dom.

Położyła łokcie na balustradzie, westchnąwszy ciężko. W tej chwili czuła się nic niewarta, a rozpacz rozdzierała serce. Łzy mimowolnie pociekły po policzkach. A bogowie? Gdzie byli oni wobec jej cierpienia? Tak mocno w nich wierzyła, oddawała hołdy oraz ofiary, a żaden z nich nigdy się nie odwdzięczył.

Zapłakała gorzko nad swym żałosnym losem. Pragnęła zniknąć z tego świata, a najlepiej przenieść się do miejsca, gdzie mogła sama decydować o sobie i nikt nie nakładałby na nią granic.

Continue Reading

You'll Also Like

2.6K 140 20
Historia pewnej przyjaźni, przyjaźni która zmieni wszystko... wszystko co do tej pory było znane.. przyjaźnie i uczucia mogą zmienić się.. w poważny...
31.1K 2K 36
Ben & Rey alternatywnie. Kiedy ścieżki się krzyżują... Rankingowa chwalipięta: #1 w reylo ~ 10.02.2020 🎉🎉 #1 w skywalker ~ 11.02.2020 🎉🎉 #1 w alt...
271 92 9
W CIENIU to opowieść łącząca młodzieńcze rozterki i szaleństwo ze światem nadnaturalnych. Sama historia zakrawa o tajemnice, intrygi, skomplikowaną m...
Mate By GS

Fantasy

247K 10.4K 42
- Skąd wiesz? - Wykrztusiła wreszcie, po pięciu minutach pustego wgapiania się we mnie. Miała duże orzechowe oczy poplamione jasną zielenią. Były hip...