Totally spies! [LARRY STYLINS...

By dialectic_chaos

14.6K 1K 1.1K

Harry Styles miał niezwykły talent do pakowania się w kłopoty. Po burzliwej karierze w policji postanowił zos... More

ZAMIAST WSTĘPU
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ROZDZIAŁ DRUGI
ROZDZIAŁ TRZECI
ROZDZIAŁ CZWARTY
ROZDZIAŁ PIĄTY
ROZDZIAŁ SZÓSTY
ROZDZIAŁ ÓSMY
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
ROZDZIAŁ JEDENASTY

ROZDZIAŁ SIÓDMY

1.3K 83 93
By dialectic_chaos

Obiecałam smuta, więc jest smut 👀

Całkiem sporo tekstu mi wyszło, mam nadzieję, że się Wam spodoba 😇



























Harry budził się powoli. W końcu otworzył oczy i stwierdził, że leży w objęciach Louisa. Łóżko było zbyt wąskie dla nich obu, więc musieli spać ciasno przytuleni. Dzieliła ich tylko zwinięta kołdra.

Harry ostrożnie obrócił się na plecy, starając się nie obudzić Louisa. Przechylił głowę i uważnie przyglądał się twarzy śpiącego. Już wiedział, że jej łagodny wyraz to nie skutek rozluźnienia mięśni we śnie, lecz prawdziwy obraz jego duszy. Pod maską twardego, zdecydowanego na wszystko policjanta kryło się oblicze delikatnego i czułego człowieka. Po pierwszym spotkaniu pragnął go. Fizycznie. Teraz jednak czuł, że pragnie go inaczej.

Rozczarował go fakt, że Louis leżał obok niego w ubraniu. Powinien był tulić go do nagiego ciała. Większość mężczyzn tak właśnie by postąpiła. Ale nie on. Harry pomyślał, że może nie starczyć mu życia, by poznać do końca kogoś tak wyjątkowego. Lecz warto spróbować. Z tą myślą zasnął ponownie.

Gdy obudził się znowu, Louisa przy nim nie było. Z kuchni dobiegały odgłosy krzątaniny. Chwilę później Tomlinson wszedł do sypialni, niosąc tacę z kawą i kanapkami.

– Musisz zjeść to wszystko. – powiedział, stawiając tacę na łóżku obok Harry'ego. – Trzeba odzyskać siły.

– Mmmm, cudownie. – odparł brunet, siadając i przecierając oczy. – Od dawna nikt mnie tak nie rozpieszczał.

Louis przyglądał się, jak Harry pochłania śniadanie. Wygląda tak uroczo, pomyślał, choć obiektywnie rzecz biorąc nie było w tym widoku nic uroczego.

– Jak tam twoja głowa? – zapytał, gdy Styles skończył jeść. Odstawił tacę na stolik.

– Świetnie. Jestem w doskonałej formie. Mogę zrobić dosłownie wszystko.

– W tym właśnie problem. Nic nie możesz zrobić. W każdym razie nic bez wiedzy Cowella. Więc może spędziłbyś ten dzień w łóżku?

– Wspaniały pomysł! – krzyknął Harry entuzjastycznie, patrząc nań z takim radosnym wyrazem twarzy, że Louis nie mógł się nie roześmiać.

– Chodziło mi o to, żebyś odzyskiwał siły. – wyjaśnił.

– Jestem w pełni sił. Mogę ci to udowodnić.

Poderwał się bez ostrzeżenia, dopadł go i zaczął łaskotać bezlitośnie.

– Hej! Odczep się! – jęknął Louis. Nie był jednak w stanie uciec od jego zwinnych rąk. A jeśli miał być ze sobą szczery, to wcale nie chciał, żeby Harry dał mu spokój. Objął go mocno i przytulił do siebie.

– Musisz bardzo uważać na swoją głowę. – mruknął tuż przy jego włosach.

Harry leżał w jego ramionach z wyjątkowo zadowoloną miną.

– Chcesz powiedzieć, że zamierzasz zmusić mnie, abym leżał w łóżku przez cały dzień, i nie będziesz się ze mną kochać? – spytał żartobliwie.

– Tak. – odparł Tomlinson z powagą.

– Jesteś pewien, że dasz sobie radę?

– Tak, do diabła.

– Kłamczuch. – drocząc się z nim, Harry uszczypnął go w nos.

– A gdzie się podziało to nasze słynne panowanie nad sobą, które tak solennie sobie obiecaliśmy?

– Włóż je między bajki. Żaden z nas nie zna czegoś takiego, gdy jesteśmy blisko. Wiesz o tym tak dobrze, jak ja.

– Chyba masz rację. – Louis westchnął. – No i co ze mną zrobiłeś, wariacie? W jaki sposób udało ci się mnie zmusić, bym pragnął rzeczy, o które nigdy nie dbałem?

– Co masz na myśli? – Harry podniósł głowę i popatrzył mu w oczy. – Wytłumacz mi.

– Nie. I tak wiesz już za dużo. Może kiedyś... – Louis zawahał się, po czym pochylił się do niego i złożył ostrożny pocałunek na zasinionym policzku. – Czy to boli?

– Ani trochę. – odparł Styles z błogim uśmiechem. Był tak szczęśliwy, że nawet gdyby bolało go bardzo, i tak nic by nie poczuł.

Usta Louisa powoli sunęły w dół jego twarzy. I choć Harry z łatwością zapomniał o wczorajszym wypadku, Louis nie potrafił. Dopilnował, by Harry ułożył się wygodnie na materacu, po czym rozsunął poły jego szlafroka i objął go w pasie, przyciskając jego odsłonięte ciało do swojego. Był tak delikatny, że Harry poczuł nagły przypływ wzruszenia; w ogóle nie przypominał twardego, sarkastycznego gliny, którego znał dotąd.

Louis obcałowywał jego twarz, aż w końcu odnalazł jego usta. Gdy tylko ich wargi się spotkały, Harry natychmiast pogłębił pocałunek, wplatając palce w jego włosy, by móc przyciągnąć go bliżej. Czuł dotyk silnych dłoni, błądzących po jego talii i plecach; jedna z nich powędrowała niżej, gładząc pośladek i udo.

– Marzyłem o tym od naszej ostatniej wspólnej nocy. – szepnął, chwytając Louisa za koszulkę i dając mu tym samym znak, że powinien się rozebrać. – Ale nie myślałem, że marzenia tak szybko staną się rzeczywistością.

– Niektóre marzenia się spełniają. – mruknął Tomlinson w odpowiedzi, liżąc jego szyję. – O czym marzysz teraz?

– O tobie. Tylko o tobie... – urwał Harry z cichym jękiem, gdy nagle poczuł czubek gorącego języka na sutku oraz równie ciepłą i szorstką dłoń na wewnętrznej stronie uda. – Pragnę cię, Lou. – powiedział miękko.

– Ja też cię pragnę. – Louis odsunął się, by ściągnąć z siebie ubranie. Ciało pokryło się gęsią skórką, a spodnie prędko stały się nieznośnie ciasne.

Brunet przyglądał mu się, sięgając ręką do swojego członka. Dotykał się leniwie, nie odrywając od niego lekko zamglonego wzroku. Na policzki wstąpił mu rumieniec, który z każdą chwilą sięgał coraz niżej, pokrywając szyję i tors. Harry oddychał przez usta, wilgotne i zaczerwienione od niedawnych pocałunków. Louis przełknął ślinę. Nie potrafił nic poradzić na to, że Harry tak na niego działał; znów był sztywny i gotowy w śmiesznie krótkim czasie, i zaczynało go to lekko przerażać. Harry miał nad nim władzę absolutną. Drżącymi rękoma zsunął spodnie, po czym rzucił je niedbale gdzieś na podłogę i z powrotem położył się obok Harry'ego, przyciągając go do siebie. Pogłaskał go po sinym policzku i ponownie złączył ich usta w pocałunku. Jego dłoń musnęła odsłonięte plecy, od razu jednak skierowała się niżej. Nie zamierzał się droczyć, gdyż jego własne pożądanie coraz mocniej domagało się spełnienia. Palce lekko ścisnęły pośladki, po czym ostrożnie wsunęły się miedzy nie.

– Każ mi przestać, jeśli to dla ciebie za dużo. – mruknął.

Harry uśmiechnął się marzycielsko, lgnąc do jego dotyku.

– Myślisz, że potrafiłbyś teraz przestać?

– Jeśli bym musiał. Nie uwierzysz, do czego jestem zdolny, kiedy muszę.

Ciało Harry'ego ogarnęły jednocześnie fale rozkoszy i spokoju. Przeciągnął się i rozsunął nogi, dając Louisowi znak, czego pragnie.

Nie potrzebowali słów. Louis pieścił go palcami, zostawiając mokre pocałunki na jego szyi, obojczykach i ramionach. Harry jęczał cicho, pogrążony w przyjemności. Zacisnął powieki, skupiony na ruchach dłoni oraz swoich własnych bioder, które mimowolnie wychodziły jej naprzeciw. Nie miał pojęcia, jak długo to wszystko trwało; pieszczoty Louisa przeniosły go w zupełnie inny, równoległy wymiar, gdzie czas nie istniał. Wiedział tylko, że jest mu cudownie, i że zaczyna zbliżać się do szczytu.

Tymczasem Louis ułożył się między jego nogami, dociskając go do materaca. Harry otworzył oczy. Wyczytał z jego spoconej, skoncentrowanej twarzy nieme pytanie; odpowiedział bez słów, jedynie kiwając głową. Wtedy Louis zaczął się w niego wsuwać. Poruszał się w nim łagodnie, powoli prowadząc go na szczyt.

Harry był przekonany, że jego biedne serce zaraz eksploduje z nadmiaru uczuć. Nagle zapragnął, by Louis był jego, tylko jego. Na zawsze. Objął go za szyję i desperacko wpił się w jego usta. Louis oddał pocałunek; poruszał się coraz szybciej, podczas gdy ich języki zderzały się w chaotycznym tańcu, a następnie sięgnął pomiędzy ich ciała, by pieścić Harry'ego także dłonią.

Harry gwałtownie zaczerpnął powietrza. Unosił biodra, wychodząc naprzeciw zdecydowanym ruchom, i zajęczał głośno. Był już na skraju wytrzymałości.

– Lou, ja... – wysapał. Spuścił wzrok; jego penis, czerwony i mokry, poruszał się w ciasnym uścisku dłoni. – O boże...

– Spokojnie. – Louis zaśmiał się cicho. – Rozluźnij się, kochanie. – dodał, widząc jego spięty brzuch i uda. – Widzę, że jesteś blisko.

Harry miał ochotę krzyczeć, jak bardzo jest mu dobrze, lecz Louis zatkał mu usta pocałunkiem. Kilka sekund później jego ciało wygięło się w łuk i zadrżało, eksplodując z rozkoszy. Jęczał imię Louisa prosto w jego usta, brudząc nasieniem jego dłoń. Zacisnął się na nim i poczuł, jak Tomlinson dochodzi w jego wnętrzu, słyszał jego jęki i urywane oddechy, które parzyły mu szyję.

Louis przygniótł go swym ciężarem. Przez chwilę leżeli niemal bez ruchu, próbując unormować oddechy. Harry przymknął oczy; nagle zapragnął odpłynąć i obudzić się wiele godzin później.

– Wszystko w porządku?

Otworzył oczy i ujrzał zatroskane spojrzenie kochanka.

– Tak. Nie odchodź. – wymamrotał, niezdarnie przyciągając go do siebie. Oparł głowę o jego bark.

– Nigdzie się nie wybieram. – szepnął Louis w odpowiedzi. – Chodź do mnie, kochanie.

Zamknął go w szczelnym uścisku silnych ramion. Harry leżał wtulony w niego, zasłuchany w gwałtowne bicie ich serc. Teraz był przekonany, że nigdy dotąd nie przeżył niczego podobnego. Marzył o tym, by ich serca już zawsze biły w tym samym, wspólnym rytmie.

Zapadał w sen. Nie zobaczył zatem wyrazu twarzy Louisa, gdy spoglądał na niego. A obraz ten rozwiałby wszystkie jego wątpliwości.



*

Wiszący na ścianie zegar wskazywał czwartą po południu. Harry leżał z głową na brzuchu Louisa; opowiadał mu o sobie, co jakiś czas przyglądając się, jak Louis z widocznym zafascynowaniem obraca w palcach jego loki. Fakt, że obaj wciąż byli zupełnie nadzy, był dla niego całkiem naturalny i niezwykle przyjemny.

– Ty? – krzyknął Tomlinson rozbawiony. – Jesteś dzieckiem naukowców?

– Niewiarygodne, co? – Harry zaśmiał się wraz z nim. – Ojciec jest specjalistą od średniowiecznej literatury germańskiej. Więcej wie o trollach, koboldach i różnych gnomach, niż o współczesnym świecie. Jestem pewien, że uważa, że to jakiś złośliwy troll porwał ich prawdziwego syna i podrzucił mnie w zamian. Na szczęście mam siostrę. Gemma jest dokładnie taka, jaki ja nigdy nie byłem. Pilna, poważna, prawdziwa naukowczyni, rozumiesz?

– To znaczy, że w szkole byłeś leniwcem?

– Egzaminy zdałem wszystkie. Może nie najlepiej, ale jednak. Tata zawsze uważał, że mógłbym być jego dumą i chlubą, gdybym tylko odrobinę więcej czasu spędzał nad książkami, zamiast na boisku. Ale mnie to nie bawiło. Pobiec szybciej niż inni, to było coś. No i śpiew. Zawsze byłem gwiazdą szkolnych przedstawień. Ale ślęczenie nad książkami... – skrzywił się. – Pamiętam, jak Gemma tłumaczyła rodzicom: „Nie warto zmuszać Hazzy do wkuwania. Szkoda czasu. Jego rozum –jeśli już go ma – należy raczej do gatunku tych przebiegłych".

– Spostrzegawcza z niej dama. – stwierdził Louis z przekąsem.

– Bardzo. – Harry znów się zaśmiał. – Zanim to powiedziała, odsunęła się na tyle, że nie mogłem jej kopnąć. Ale później pomyślałem, że miała rację. Mam może niewiele rozumu, ale wszystko świetnie rozumiem.

Spojrzał na Louisa uważnie.

– Ej! – powiedział po chwili.

– Hmm?

– Gdy powiedziałem „niewiele rozumu", powinieneś był temu zaprzeczyć.

Louis zamknął mu usta pocałunkiem.

– Uwielbiam cię. Mów dalej. Czy to ta przebiegłość kazała ci wybrać pracę w policji?

– Nie. To było później. Początkowo chciałem być artystą. Dołączyłem do takiego jednego zespołu. Występowaliśmy w raczej podrzędnych klubach. Ale kiedy okazało się, że cała moja niezależność to przebywanie w obskurnych garderobach i niedojadanie, uznałem, że to nie to. Wtedy wróciłem do domu i wstąpiłem do policji.

– A co z egzaminami wstępnymi? Zdałeś je bardzo dobrze.

– Sprawdzałeś mnie?

– Oczywiście.

Harry uderzył go w bok.

– Morze kawy, nieprzespane noce i zwyczajna harówka. Kiedy już było po wszystkim, odetchnąłem głęboko i wszystkie wykute informacje natychmiast wywietrzały mi z głowy.

– Witaj w klubie. – zaśmiał się Louis.

– Corden powiedział kiedyś, że nie postępowałem zgodnie z instrukcjami, bo nigdy nie zadałem sobie trudu, by je przeczytać. Myślę jednak, że był trochę niesprawiedliwy.

– Powinieneś chyba wybaczyć człowiekowi, który zmuszony był ratować swego nowo przyjętego sierżanta przed aresztowaniem przez konkurencyjny patrol, któremu ów sierżant przypadkiem wlazł w drogę.

– Naprawdę mnie sprawdzałeś. – pocałował go. – Jestem głodny. Co powiesz na pizzę?

– Czemu nie.

Udali się do kuchni, by odgrzać mrożoną pizzę w mikrofali. Zjedli ją, popijając winem, które Harry postanowił otworzyć. Alkohol szybko uderzył mu do głowy; zachichotał, wstając z krzesła i kierując się prosto w stronę Louisa. Wylądował na jego kolanach, nie przestając się śmiać.

Tomlinson nie skomentował jego zachowania. Popatrzył na niego surowo, i zanim Harry zdążył zapytać, czy wszystko w porządku, złapał go mocno, po czym wstał i wciąż trzymając go w ramionach, ruszył z nim prosto do sypialni.



*

Louis obudził się z trudem. Wypite wczorajszym wieczorem wino dało mu się we znaki. Skrzywił się. Leżał na plecach, a Harry przyglądał mu się uważnie, wsparty na łokciu.

– No dobrze. – zaczął żartobliwie. – Kim on jest?

– Kto?

– Mój rywal. Koleś, o którym mówiłeś przez sen.

– Nie masz żadnego rywala.

– No to kim jest Timothee? – Louis momentalnie zrobił kamienną minę i Harry'emu zrobiło się przykro. – Hej. – powiedział, starając się, by zabrzmiało to wesoło. – Ja tylko żartowałem. Nie jestem zazdrosny. To pewnie twój pies.

– Nie, on nie jest psem. – odparł Louis cicho, z wyraźnym smutkiem w głosie.

– W porządku. Nie powinienem był pytać.

– Nie, nie. Powinienem był ci powiedzieć. Może wówczas zrozumiałbyś, czemu jestem taki niesympatyczny.

– Uważasz, że jest ku temu jakiś szczególny powód? Sądziłem, że taki się po prostu urodziłeś.

Tomlinson zmusił się do uśmiechu.

– Może trochę. Reszta to skutek mojej pracy.

– A także z powodu tego Timothee, tak? – spytał Harry, wstrzymując oddech.

– Timothee był policjantem. – powiedział Louis cicho. – I był najlepszy.

– Najlepszy w czym?

– Był najlepszym tajnym agentem, jakiego kiedykolwiek znałem. Pracowaliśmy razem przez parę ładnych lat. Niczego się nie bał, nie było dla niego rzeczy niewykonalnych.

W jego głosie zabrzmiała nuta, której Harry nie słyszał nigdy wcześniej. Leżał bez ruchu; miał nadzieję, że Louis nie słyszy gwałtownego bicia jego serca. On także zawsze uważał, ze nie boi się niczego. Aż do tej pory. Przeraził się tego czegoś w głosie, w zachowaniu Louisa, gdy mówił o tamtym facecie. Miał nieobecne spojrzenie. Był jakby zasłuchany w echo czegoś, co rozbrzmiewało wyłącznie w jego duszy. Wrócił wspomnieniami gdzieś, gdzie nie było dla Harry'ego miejsca. To przerażało Stylesa najbardziej.

– Powiedziałeś, że pracowaliście razem. – zaryzykował. – Myślałem, że nie lubisz pracować z kimś.

– Teraz nie lubię. Wtedy było inaczej. Trzeba było traktować swojego partnera na równi. Wymagać i oczekiwać tego samego. Akceptowałem takie rozumowanie. I oczekiwałem... – głos zadrżał mu nagle. – I dlatego, że oczekiwałem, Timothee leży teraz dwa metry pod ziemią.

– O mój Boże! Co się stało?

– Pewien skurwiel zastrzelił go bez chwili namysłu. Powinienem był być tam z nim. Trzeba było go zatrzymać. Ale znajdowałem się po drugiej stronie budynku. „Idź", powiedział. „Idź i sprawdź z tamtej strony. Dam sobie radę". Przekonał mnie, tak jak ty teraz próbujesz. Usłyszałem strzały. Biegłem. Pędziłem najszybciej jak tylko mogłem, ale było za późno. Zastałem go martwego.

– Dopadłeś tego, który to zrobił?

– O, tak! Dopadłem go. – odparł nad wyraz spokojnie.

Nie powiedział nic więcej. Nie było potrzeby. Tyle tylko, że znów pogrążył się we wspomnieniach. Przypomniał sobie obrzydliwe czasy, kiedy robił rzeczy straszne, bo musiały być zrobione.

Harry uniósł się i dotknął go.

– Od tamtej pory wolisz pracować sam, tak? – spytał.

–Oczywiście. Timothee był ze mną po to, żeby mi pomagać. Zapewniał, że nie zawiedzie. A co zrobił, kiedy go potrzebowałem? Leżał martwy. Amatorszczyzna!

Żartobliwy ton nie zwiódł Harry'ego. Louis był niezwykle wstrząśnięty tą śmiercią i żadna ironia nie mogła tego ukryć. Ale czy było tak dlatego, że siebie obciążał winą za to, co się stało, czy może było coś jeszcze? Harry wahał się długo. Wreszcie odważył się spytać:

– Kochałeś go?

– Nie... Tak... Może. Nie wiem, co ludzie mają na myśli, kiedy to mówią. Wiem tylko, że jego śmierć mną wstrząsnęła. A przeświadczenie, że to była moja wina, całkiem mnie załamało. Od tamtej pory czuję się pewniej, unikając w pracy towarzystwa.

Harry spojrzał na niego pytająco.

– Co miałeś na myśli, mówiąc, że nie wiesz, co to znaczy miłość?

– Myślę, że oznacza to coś absolutnie wyjątkowego. Nawet nie przeczuwałem, co to może być, dopóki się nie zakochałem. Timothee i ja... – urwał nagle.

Harry poczuł, że Louis walczy z jakimś odkryciem, które go przytłacza.

– Spaliście ze sobą?

– Tak. Ale to było coś innego. Gdybym tylko...

Na jego twarzy widać było, że toczy ze sobą wewnętrzną walkę. W końcu westchnął głęboko i Harry już wiedział, że postanowił zatrzymać swój sekret dla siebie. Nic nie szkodzi, pomyślał. Będziemy mieli całe lata na poznawanie swoich tajemnic.

– Nigdy mu tego nie powiedziałem. – odezwał się Tomlinson po chwili. Zastanawiał się, czy to nowe wyznanie nie ośmieszy go ostatecznie w oczach Harry'ego, ale poczucie uczciwości kazało mu mówić dalej. – Zastanawiam się, czy w ogóle kiedykolwiek wypowiem te słowa... – spojrzał na niego uważnie. – Nawet jeśli to będzie prawda.

Ku jego zaskoczeniu Harry nie zareagował. Leżał bez ruchu, zapatrzony w przestrzeń.

– W końcu to tylko słowa, prawda? – mruknął w końcu. – A jeśli zna się prawdę, słowa i tak nie są potrzebne.

– Tak uważasz?

– Wyrosłem w domu, gdzie słowa traktowano tak, jak gdyby tylko one miały jakąś wartość. Chyba dlatego właśnie trochę się przeciwko temu buntuję. Gdy wszyscy analizowali słowa, ja wsłuchiwałem się w ciszę.

– To właśnie robisz teraz? – spytał Louis ostrożnie. Z zapartym tchem zastanawiał się, czy naprawdę spotkał mężczyznę zdolnego zrozumieć jego nieporadność. Albo raczej potrafiącego wznieść się ponad nią.

– Milczenie niektórych ludzi bywa bardzo interesujące. – Harry uśmiechnął się do niego. W jego głosie zabrzmiała żartobliwa nutka. Chyba zrozumiał, że obaj dotarli do pewnej granicy, której przekraczać nie powinni.



*

Usnęli, a gdy przebudzili się ponownie, za oknem zaczynało już robić się ciemno. Louis ze zdziwieniem stwierdził, że od jego przybycia minęły już ponad dwadzieścia cztery godziny. Śpiąc i kochając się, zamknęli się we własnym mikrokosmosie, gdzie czas nie miał znaczenia.

Harry wstał z łóżka i przeciągnął się. Szedł przez pokój, nagi i piękny, poruszając się miękko i leniwie. Louis śledził go wzrokiem, zafascynowany. Aż nagle poczuł ukłucie w sercu. Poczuł coś, z czym nie miał do czynienia od wczesnej młodości. Zazdrość. Było to tak niespodziewane i zaskakujące, że przez moment nie mógł się poruszyć.

Życie nauczyło go jednak panowania nad sobą. Wiedział, że najłatwiej zrazić kogoś tak niezależnego jak Harry, okazując nadmierną zachłanność. Leżał więc bez ruchu i pozornie obojętnym głosem powiedział:

– Zdradziłem ci mój największy sekret. Czy poznam twój?

Harry obejrzał się przez ramię.

– Czy ja również mówiłem coś przez sen?

– Coś mruczałeś, ale nie przysłuchiwałem się zbytnio. – odparł. – Dokładnie usłyszałem tylko jedno: Henryk VIII.

– Henryk VIII? – powtórzył Styles zaskoczony. – Czemu u licha miałbym... – wysoko uniósł brwi. – Ależ tak, oczywiście.

– Wygląda na to, że masz coś wspólnego ze zmarłym czterysta lat temu królem. – Louis zaśmiał się głośno. – Ale chyba przeżyję to jakoś.

– Prawdę mówiąc rzeczywiście tak jest. W pewnym sensie.

– W jakim sensie?

– Simon. Henryk VIII.

– Dobijasz mnie.

– Zanim jeszcze rozgryzłem Simona, zastanawiałem się, kogo mi on przypomina. I nagle zrozumiałem. Króla Henryka VIII.

– Co?

– Z czasów, gdy Henryk zalecał się do Anny Boleyn. Wówczas zawsze stawiał na swoim. Sprzeciwienie się mu było najlepszym sposobem ściągnięcia na siebie zguby.

– Taki jest również Cowell. – Louis podrapał się po nosie.

– Właśnie. Anna była jedną z jego ofiar. Mógł po prostu zmusić ją do uległości, lecz wolał prosić i błagać. Posłuchaj. –Harry otworzył szafkę, wyjął z niej jakąś książkę i wertował ją przez moment. –To jeden z jego listów do niej:

„Nigdy, Pani, nie uczyniłem nic, co mogłoby cię tak urazić, prócz wielkiej miłości, którą cię darzę, byś odmawiała mi prawa do widywania kobiety, którą szanuję najbardziej na świecie". A inny list do niej podpisał: „Twój najwierniejszy i najbardziej oddany sługa".

– No i?

– Henryk był, na swój sposób, romantykiem, tak jak Simon. Chętnie przyjmował pozę wiernego sługi okrutnej pani. Ale to była tylko gra. Anna kazała mu czekać osiem lat, nim zdołał postawić na swoim.

– Skąd ty to wszystko wiesz? – spytał Louis. – Książka, którą trzymasz, to skrypt akademicki, podręcznik. A mówiłeś, że nigdy ich nie dotykasz.

– Bo to prawda. Ale to nie moja wina, że pochodzę z rodziny naukowców. Tę książkę napisała moja mama. To chyba oczywiste, że mam jej egzemplarz. Zawsze, gdy mnie odwiedza, kładę ją w widocznym miejscu.

Taka odpowiedź nie zadowoliła go jednak.

– Doskonale wiedziałeś, na której stronie otworzyć. – zauważył. – Przeczytałeś ją.

– Niezupełnie przeczytałem. Ale, oczywiście, przejrzałem na tyle, by mama nie mogła stwierdzić, że jej nie przeczytałem. Przecież to takie proste.

– Skoro tak mówisz. Ale wciąż czuję się oszukany. Przysięgałeś, że jesteś tak samo niewykształcony, jak ja.

– Jestem tak samo niewykształcony jak ty. – zapewnił go Harry. – Prawie.

Louis roześmiał się i przyciągnął go do siebie. Brunet przytulił się do niego, nie wypuszczając jednak książki z ręki.

– Jak wiesz, Anna Boleyn także w końcu trafiła do królewskiego łóżka. – powiedział. – Gdy już się jednak pobrali, Henryk znudził się nią. Skończyła się zabawa w sługę i panią. I kazał ściąć jej głowę przy dźwiękach fanfar.

– No i kto tu nie czyta książek? – spytał Harry oskarżycielskim tonem.

– Robiłem to jako uczeń.

– Poważnie? A mnie się zdawało, że wówczas interesował cię raczej sport.

– Nie tylko sport mnie pasjonował. Gdy siedzisz w klasie, musisz poświęcić lekcji jakieś minimum uwagi, by nauczyciele nie myśleli, że nie interesuje cię to, co mówią. Przecież to takie proste.

Wziął książkę z jego rąk i obejrzał ją uważnie.

– Napisała ją twoja matka, tak? A twój ojciec jest specjalistą od średniowiecznej literatury germańskiej? Przypuszczam, że on też pisze książki?

– Tak, dla różnych specjalistycznych wydawnictw. – odparł Harry ponuro.

– A twoja siostra?

– Wydała jedną książkę i podpisała umowę na trzy następne. – westchnął.

– Naprawdę wykształceni ludzie. Ciekaw jestem, jak będą się czuli, mając mnie w rodzinie? – ostatnie słowa wymamrotał tak cicho, że ledwie dotarły do uszu Harry'ego.

Brunet spojrzał na Louisa z wysoko uniesionymi brwiami, ale on nawet tego nie zauważył, oglądając książkę.

W końcu ich żołądki upomniały się o swoje głośnym burczeniem. Udali się zatem do kuchni.

Potem wzięli prysznic. Razem. Louis trzymał Harry'ego w mocnym uścisku, chroniąc go przed upadkiem. Starannie namydlał jego ciało, błądząc dłońmi wszędzie tam, gdzie Harry pragnął go mieć najbardziej, i doprowadzając go tym do szaleństwa.

– Chcę cię wylizać. – mruknął wprost do jego ucha, po czym przejechał zębami po szyi. – Pozwolisz mi?

Harry zadrżał gwałtownie. Całe jego ciało pokryło się gęsią skórką, a oddech mimowolnie stał się płytszy. Oczywiście, że mu pozwoli, przecież marzył o tym, odkąd pierwszy raz znaleźli się w łóżku. Gorączkowo kiwnął głową, gdyż słowa uwięzły mu w gardle.

Louis uderzył go w pośladek otwartą dłonią.

– Użyj słów. – warknął, ściskając go mocno. –Chcę usłyszeć, jak to mówisz.

– Proszę. – jęknął Harry rozpaczliwie, sięgając dłonią do swojego penisa. – Zrób to.

Louis odtrącił jego rękę.

– Bez dotykania się. – powiedział stanowczo. – Odwróć się i oprzyj o szybę.

Harry'emu nie trzeba było dwa razy powtarzać. Błyskawicznie wykonał polecenie, szeroko rozsuwając nogi. Zamknął oczy, przytłoczony ilością bodźców. W uszach dźwięczał mu szum wody, gorące krople parzyły jego nadwrażliwą skórę, a sztywny penis pulsował nieznośnie, domagając się pieszczot. Westchnął. Mógł sobie jedynie wyobrażać, jak wygląda Louis, klękając za nim. W tym samym momencie poczuł dotyk jego dłoni na pośladkach; ścisnęły je mocno i rozsunęły.

Serce Harry'ego przyspieszyło. Nie zdążył się przygotować na to, co teraz się z nim działo. Niemal krzyknął, gdy poczuł zwinny, wilgotny język w miejscu, w którym potrzebował go najbardziej. Instynktownie wypiął się i poruszył biodrami, lecz wówczas Louis złapał go i unieruchomił. Jęknął głośno. No tak, to Louis będzie decydował, w jakim tempie będzie go pieścił. Poddał się zatem jego władzy, ufając, że i tym razem jego pragnienia zostaną zaspokojone tak dogłębnie, jak to było wcześniej.

Ze wszystkich sił skupiał się na tym, by się nie ruszać, by być posłusznym Louisowi. Przyjemność była niesamowita i Harry już czuł, że zbliża się do szczytu. Louis wsuwał język w jego ciało, drażniąc wszystkie możliwe nerwy. Po chwili do języka dołączył palec. Harry pisnął. Było mu cudownie, ale chciał dojść, będąc pieprzonym, tak jak lubił najbardziej.

– Lou... – wychrypiał z trudem. – Chcę twojego kutasa. Proszę.

Reakcja była niemal natychmiastowa. Louis wbił zęby w jego pośladek, po czym odsunął się i wstał.

– Jak sobie życzysz. – mruknął tuż przy jego uchu i zakręcił wodę.

Harry'emu zakręciło się w głowie. Uwielbiał silnych i władczych mężczyzn; Tomlinson był ucieleśnieniem wszystkich jego marzeń. Był taki pewny siebie, kiedy wydawał mu polecenia, w pracy i w łóżku. Harry był gotów zrobić dla niego wszystko.

Tymczasem Louis wyprowadził go z pod prysznica, pilnując, by się nie poślizgnął, a potem chwycił ręcznik i starannie wytarł jego ciało. Przyjrzał się jego zarumienionej twarzy i zamglonemu spojrzeniu; uśmiechnął się pod nosem, najwyraźniej zadowolony z tego, co zobaczył, a następnie uniósł go z łatwością i zaniósł do sypialni.

Harry westchnął, gdy znalazł się na łóżku. Nie protestował, gdy Louis ustawił go na czworaka. Wręcz przeciwnie, wypiął się i zachęcająco poruszył tyłkiem. W końcu, po chwili, która zdawała się trwać wiecznie, Louis znalazł się tuż za nim; złapał go za biodra i wszedł w niego bez trudu.

– O tak. – jęknął głośno Styles, wychodząc naprzeciw jego ruchom. Uwielbiał to uczucie rozciągania i wypełnienia. – Mocniej.

– Ale jesteś dziś zachłanny. – Louis wymierzył mu solidnego klapsa. – Jak zwykle zresztą.

Harry wcisnął twarz w pościel. Pokój wypełnił się ich jękami, urywanymi oddechami oraz odgłosami uderzających o siebie ciał. Kręciło mu się w głowie z nadmiaru emocji; miał ochotę krzyczeć i płakać jednocześnie. Louis pieprzył go bezlitośnie, nie dając ani chwili wytchnienia. Harry nie potrafił się już dłużej powstrzymywać. Gdy tylko poczuł na penisie dotyk ciepłej, szorstkiej dłoni, jego ciało przeszył niekontrolowany, potężny dreszcz; doszedł z krzykiem, brudząc nasieniem dłoń Louisa oraz swój brzuch. Louis zaprzestał ruchów; przyciągnął go do siebie, podnosząc niemal do pionu.

– Kochanie. – mruknął, sunąc nosem po jego policzku. – Wszystko w porządku? Chcesz, żebym...

– Nn-iee. – wydyszał Harry z trudem, zrozumiawszy, o co mu chodzi. – Nie przestawaj. Możesz dokończyć. Skończ we mnie.

Louis nie odpowiedział. Docisnął jego drżące ciało do swojego i znów zaczął się poruszać. Pokrywał mokrymi pocałunkami wszystko, do czego sięgał: jego szyję, ramiona, twarz. Przyspieszył gwałtownie, aż w końcu sam zadrżał, dochodząc głęboko w jego wnętrzu.

Opadli na pościel, oddychając ciężko. Harry leżał nieruchomo, przygnieciony przez przyjemny ciężar Louisa. Nie wiedział, jak długo tak leżeli. Chciał się podnieść i sprawdzić, która godzina, lecz zmęczenie wygrało. Obaj zapadli w sen.



*

Wczesnym rankiem, będąc jeszcze nie do końca rozbudzonym, Louis podjął postanowienie dotyczące Harry'ego i jego, ich obu. A raczej postanowienie to narodziło się samo; w świetle dnia wszystko stało się zupełne, cudownie proste. Harry spał wtulony w jego bok; Louis nawijał sobie na palec jeden z jego loków, przyglądając się jego pogrążonej we śnie twarzy. Nie chciał go budzić. Odezwał się dopiero, kiedy Harry otworzył oczy i uśmiechnął się do niego.

– Jest coś, o czym muszę ci powiedzieć. – zaczął niepewnie.

– Żadnych słów, Lou. – Harry przeciągnął się leniwie, ziewając. – Nie potrzebujemy ich.

– Żadnych? Nawet od czasu do czasu? – Tomlinson uśmiechnął się, gładząc go po plecach.

– Nie chcę, byś mówił cokolwiek, zmuszając się do tego. – odparł Harry łagodnie. – Jestem szczęśliwy. Wystarczy mi wiara, że pewne rzeczy naprawdę mają miejsce.

– A mi nie. Są słowa, które należy wypowiedzieć i ja...

Gwałtowny dzwonek telefonu przerwał brutalnie jego wywody. Sięgnął po aparat, gestem nakazując Harry'emu milczenie.

– Halo, Louis? – Harry usłyszał stłumiony głos Simona.

– Tak, panie Cowell.

– Gdzie się podziewasz, do diabła? Brian jeździł koło jego domu dziś rano i nie widział cię nigdzie. Opuściłeś posterunek?

– Jestem wewnątrz budynku, panie Cowell. – Louis zmarszczył czoło, gorączkowo zastanawiając się, co ma mówić. – Przyczaiłem się na schodach. Nikt mnie tu nie zobaczy, a jeśli Silver zechce wyjść, ja go zobaczę i pójdę za nim.

– Wychodził w tym czasie?

– Nie, panie Cowell.

– Ani razu?

– Ani razu.

– Czy ktoś do niego przychodził?

– Nikt.

– Chcesz mi powiedzieć, że przez cały ten czas był w domu? – w głosie Cowella dźwięczała podejrzliwość. – Daj spokój. Oszukał cię na pewno. Wychodził, a ty tego nie zauważyłeś.

Harry odegrał małą pantomimę, udając rozpaczliwe szlochanie. Louis spojrzał mu w oczy. Rozumieli się bez słów.

– Myślę, że on jest bardzo zrozpaczony. – powiedział do telefonu, z całą powagą, na jaką było go stać. – Podchodziłem pod drzwi i jestem pewien, że słyszałem płacz.

– To świetnie. – warknął Simon. – To świetnie. Słyszał cię?

– Ależ skąd. On nie ma pojęcia, że ja tu jestem. – zapewniał Louis.

Tymczasem Styles w nagłym olśnieniu przypomniał sobie, że Cowell zawsze nosi przy sobie dwa telefony. Wiedział, którego z nich zwykle używał i przypuszczał, że z niego właśnie zadzwonił do Louisa. Chwycił zatem swoją komórkę i pospiesznie wybrał drugi numer Simona. Jednocześnie słuchał jego głosu, który dobiegał z telefonu Louisa:

– Słuchaj uważnie Poulston. Teraz powiem ci, co masz zrobić. Zaczekaj chwilę, dzwoni drugi telefon. Tak? Kto mówi? – warknął do drugiej słuchawki.

– To ja, Lucky. – wyszeptał Harry cienkim głosikiem. – Wciąż jesteś na mnie zły?

– A jak myślisz?

Teraz, gdy słyszał go wyraźniej, stwierdził, że musiał sporo wypić.

– Myślę, że jesteś na mnie wściekły. – mówił z rozpaczą w głosie. – Może masz rację. Byłem niegrzecznym chłopczykiem, prawda?

– Możesz to powtórzyć?

– Ale ja nie chciałem cię obrazić, Lucky. Pragnąłem sprawić ci przyjemność, ale chyba postąpiłem źle. Myślę, że nigdy mi nie wybaczysz, prawda?

– Oj, daj spokój. Wcale tego nie powiedziałem. W końcu każdy może się pomylić. – Cowell brzmiał na wyjątkowo zadowolonego.

– Och, Lucky! Jesteś taki szlachetny, taki wspaniały...

– Zaczekaj chwilkę, kochanie. – głos w słuchawce umilkł i Harry domyślił się, że Simon zakrył ręką mikrofon, żeby nie słyszał jego rozmowy przez drugi telefon.

– Louis, jesteś tam jeszcze?

– Tak, panie Cowell.

– Jesteś koło jego drzwi?

Nim Louis zdołał odpowiedzieć, Harry przytulił się do niego i pocałował go. Tomlinson przycisnął go mocno, powstrzymał kolejny pocałunek i powiedział do słuchawki:

– Tak, panie Cowell.

– Dobrze. Czy słyszysz, co on teraz robi?

Harry wsunął mu głowę pod pachę, dusząc się od tłumionego śmiechu.

– Hmm, co robi? – Louis otarł czoło. – Chce pan wiedzieć, co on teraz robi?

– Tak. Co się z tobą dzieje?

– Nic, panie Cowell. Zupełnie nic. Próbuję tylko się skupić.

– Próbujesz? Czemu? To takie trudne?

– Czasem tak. – przyznał Louis, posyłając Harry'emu karcące spojrzenie.

– Czy słyszałeś jego głos przez drzwi?

– Tak, coś słyszałem, ale nie słyszałem głosu innej osoby. Więc pewnie rozmawiał przez telefon.

Simon zaśmiał się cicho.

– Masz rację. Rozmawiał przez telefon. Muszę powiedzieć, Louis, że nie wierzyłem ci. Nie byłem przekonany, że naprawdę tam jesteś. Ale jeśli mówisz, że Silver rozmawia przez telefon, to musisz tam być. Powinienem ci ufać , co?

– Powinien pan mi ufać, panie Cowell. – powiedział Louis głucho.

– Wiesz, do kogo zadzwonił? Do mnie, Louis, do mnie. Tak jest. Zadzwonił, żeby mnie przeprosić. A wiesz czemu? Powiem ci w sekrecie. Jeśli chcesz być kochany, musisz udowodnić suce, kto jest szefem. Wiedziałeś o tym?

– Nie wiedziałem, panie Cowell.

– Siedział cały czas przy telefonie i czekał, żebym zadzwonił i powiedział, że jest mi przykro. Ale ja się nie odezwałem. No i teraz on zadzwonił do mnie, by błagać o przebaczenie. I tak właśnie powinno być.

– Moje gratulacje, proszę pana.

– Teraz przyjmę przeprosiny i może nawet mu przebaczę, ale będzie musiał na to trochę poczekać. Tak trzeba traktować suki, Louis.

– Jestem pewien, że ma pan rację, panie Cowell.

– Trzeba trzymać je krótko. Nie mogą nawet pomyśleć, że mogłyby być lepsze ode mnie.

Louis i Harry patrzyli sobie w oczy, z trudem tłumiąc śmiech.

– Zapamiętam to, panie Cowell. – powiedział Louis, odchrząkując z trudem.

Simon rozłączył się bez słowa. Sekundę później Harry usłyszał jego głos w swoim telefonie.

– Dobrze, kochanie, na czym skończyliśmy?

– Mówiłem, że jesteś szlachetnym i wspaniałym człowiekiem, Lucky.

– Cóż. Myślę, że w ostateczności nietrudno być wyrozumiałym dla ciebie. – odparł Simon niewyraźnie. Do uszu Harry'ego dobiegło ciche bulgotanie. Najwidoczniej wciąż pił. – Wiesz, Silver, zraniłeś mnie bardzo. – rzekł melancholijnie.

– Naprawdę nie chciałem cię obrazić, Lucky. Ale ty także mnie zraniłeś. Powiedziałeś mi tyle okropnych rzeczy.

– Wynagrodzę ci to, słonko, kiedy wrócisz. Dostaniesz wszystko, czego zapragniesz.

– Wszystko?

– Absolutnie wszystko. Żeby tylko pokazać ci, jak bardzo mi przykro, że byłem dla ciebie nieprzyjemny. Ach, Silver, to były straszne dwa dni. Martwiłem się o ciebie, zastanawiałem, co sobie o mnie myślisz. Chyba nie potrafiłbym żyć, gdybym cię stracił.

Louis, z uchem przy słuchawce, słuchał tego wszystkiego z niesmakiem. Wydaje mu się, że trzyma swój wielki skarb krótko, pomyślał, a tu proszę, nie minęła nawet minuta i już sprytna syrena owinęła go sobie wokół palca.

– Powiedz, że mi wybaczasz. – prosił Simon.

– Wybaczam ci, Lucky. – odparł słodziutkim tonem Harry.

– Czy mogę przyjechać do ciebie?

– Nie-e. – powiedział szybko. – Zobaczymy się wieczorem.

– O której?

– O zwykłej porze.

– Będę liczył każdą minutę. – przesłał mu przez telefon całusa.

– No to na razie, Lucky. – zaszczebiotał Harry. Zakończył połączenie i położył się koło Louisa. – Boże, co z niego za gaduła. – westchnął ciężko.

– Tak, to prawda. – mruknął Louis.

– Ale musisz przyznać, że jestem świetny w tym, co robię. – Harry podniósł się na łokciu. – Utarłem mu nosa, co nie?

– Utarłeś.

– Zapomnijmy o nim. Chodź do mnie, kochanie. – chciał się do niego przytulić, lecz Tomlinson gwałtownie odsunął go od siebie i zeskoczył z łóżka. – Hej! Co ty robisz?!

– Wracam do pracy. – odparł Louis, ubierając się pospiesznie.

– Przecież Simon wcale nie kazał ci przyjechać do klubu.

– Ale gotów jest przyjechać tutaj wbrew twojemu zakazowi. Wykonałeś wspaniałą robotę, otumaniłeś go zupełnie i nie wiadomo, do czego gotów jest się teraz posunąć. Gdyby zechciał się tutaj zjawić, nie może mnie zastać.

Louis mówił to spokojnie, lecz w jego głosie Harry usłyszał niepokojące nuty.

– Lou, co się stało? – spytał cicho. – O co chodzi?

– Nic się nie stało. Miło spędziliśmy czas, ale to by było na tyle. Muszę wracać do pracy. Tak będzie bezpieczniej.

– Jebać bezpieczeństwo! – zawołał Harry gniewnie. – O co ci naprawdę chodzi?!

Louis wyraźnie się zawahał.

– Nie mogę ci powiedzieć.

– Dlaczego?

– Bo nie wiem, jak to powiedzieć. – warknął. – Czasem dobrze jest umieć ubierać myśli w słowa, niestety ja tego nie potrafię. Teraz muszę już iść.

Zgarnął swoje rzeczy i ruszył do drzwi. Nienawidził sam siebie za to, co zrobił, ale nic nie mógł poradzić.

Po tym, co przed chwilą usłyszał, po rozmowie, kiedy w zaledwie kilka chwil Harry omotał Simona, zmusił go do pokornych przeprosin i błagań, spojrzał na niego inaczej. Harry uczynił to wszystko z taką łatwością, jak gdyby robienie z mężczyzn idiotów było jego specjalnością.

Louis próbował otrząsnąć się, odepchnąć od siebie to wrażenie. Koniecznie chciał znów widzieć w Harrym wspaniałego, dzielnego kumpla i wymarzonego kochanka. Bez skutku.

Był tak blisko powiedzenia mu, że się w nim zakochał. Ale nie mógł tego zrobić. Słowa zamarły mu na wargach.

Pojawiło się jeszcze coś. Uczucie, którego początkowo nie potrafił nazwać, a które wreszcie rozpoznał. Nieufność. Uczucia, które Harry rozpalił w nim w minionych dniach, były tak głębokie, że aż go przerażały. Prowadziły na tereny, na których nie czuł się bezpiecznie.

Ale poradzi sobie z tym problemem. Okazało się, że Harry również nie jest doskonały.

Znów był bezpieczny.

Continue Reading

You'll Also Like

31.2K 2.5K 11
Harry Styles spędził młodość w mrocznej rezydencji nad brzegiem morza. Potrafi przywołać wszystkie spędzone tam chwile - oprócz wydarzeń pewnego upa...
172K 18.2K 20
„Nie mogę Cię zobaczyć. Ale mogę Cię dotknąć. Mogę Cię poczuć. Mogę Cię usłyszeć." Czyli historia nie do końca ślepej miłości. Tytuł: Like lilies. A...
18.1K 1.3K 32
'This is not reality It's a romance So... take breath Enjoy it... It's for You' ~ Alan Rickman One shot LARRY oparte na piosenkach One Direction. ...
29.5K 3.2K 25
"BO GDY MIŁOŚĆ PREZENT OFIARUJE, OD NIENAWIŚCI WOLNOŚĆ OTRZYMUJESZ" Szóstka przyjaciół wiedzie spokojne życie w Hogwarcie. Louis, Harry, Zayn, Ed, Li...