Już tydzień po całym wydarzeniu zlecono mu dostarczenie narkotyków do starej fabryki farby, opuszczonej lata temu gdzie miał czekać na niego klient. Kto mógłby podejrzewać dziecko? W razie złapania przecież nie pójdzie do więzienia. A przede wszystkim kto przejąłby się jego śmiercią?

Zrobił wszystko tak jak mu kazano, przeniósł na umówione miejsce paczkę i spotkał tam mężczyznę, który w pośpiechu wcisnął mu pieniądze odchodząc. Dopiero przy opuszczaniu posesji zauważył go ochroniarz. Zwinny i drobny, przeciskając się różnymi szczelinami uciekł i wrócił do bazy dokładnie tą drogą, którą mu kazano. Czuł się wtedy wolny. Jakby mógł zdobyć cały świat, Choi San w końcu pochwalony, zauważony i przede wszystkim robiący coś co lubi. Ta adrenalina, strach, wyzwolenie skusiły go aż za bardzo.

Chłopcy dostali wtedy możliwość spania w garażu gdzie całymi nocami San przyglądał się drogim samochodom. Nawet nie śmiał ich dotykać.

Ale Seonghwie to nie pasowało. Czuł, że robią źle, że nie tędy droga. Przede wszystkim Seonghwa nie ufał mężczyznom z mafii. Obawiał się, że jedynie ich wykorzystają, a potem wyrzucą znowu na ulicę. Martwił się o Sana.

Lata mijał kiedy San coraz bardziej czuł się jakby robił właśnie to co do niego należy. Kradł, handlował narkotykami, czasem nawet wkręcał się na bankiety swoich szefów, był na każde ich zawołanie. W zamian dostawał jedzenie i ten marny blaszak, w którym spędził większość swojego przestępczego życia. 
Seonghwa jednak zawsze był wycofany. Myślał co zrobić by się od nich wyrwać i żyć samodzielnie. Nie wyobrażał sobie nawet zostać w tym miejscu na zawsze. Czasem kradł, ale nigdy nie pozwalał pokazać innym, że jest w tym dobry by tylko nie wpadli na pomysł dawania mu kolejnych szans na złamanie prawa.

I w końcu mu się to opłaciło. Podrobił los warty kilka milionów, nie sądził, że to w ogóle przejdze, ale los okazał się trafny.  Przyjęto go, szczęście pozwoliło mu wygrać i dostał pieniądze.

Nie mógł tego nikomu powiedzieć. Każdy grosz musiał oddawać swoim szefom, zabraliby wszystko, a to była jego szansa na wyjście z tego dołka. Postanowił zwierzyć się Sanowi którejś nocy.
Chłopiec leżał obok niego, wtulony w jego ciepły tors jak zwykli spać gdy robiło się zimno.

- Sannie- przerwał ciszę wypowiadając to głupie przezwisko.

- Hm?

- Muszę ci coś powiedzieć.

- To coś złego?- San od razu podniósł się do siadu patrząc na przyjaciela w mroku.

- Oczywiście, że nie. Wygrałem ogromną sumę pieniędzy- wyszeptał uradowany.- Sannie, mamy szansę odejść i żyć jak normalni ludzie. Stać nas na dom, na jedzenie, co tylko zechcesz! Może nawet kupimy psa jak zawsze chciałeś.

Mieli tylko siedemnaście lat. Mogli mieć marzenia.

Ale San nie wykazał aprobaty. Skrzywił się obdarowując przyjaciela pogardliwym spojrzeniem.

- Chcesz odejść? Zostawić ich zawiedzionych? Gdzie podział się twój honor!

- Jaki honor San, oni nas wykorzystują. Zabierają każdy grosz, w zamian siedzimy w tym nędznym garażu patrząc jak oni pławią się w pieniądzach. Jak możesz mówić o jakimkolwiek zawodzie. Nie przejmują się ani moim ani twoim życiem, pchają nas do najgorszych i najbardziej ryzykownych akcji.

Good lil boy  ° WoosanWhere stories live. Discover now