Rozdział 2

393 26 5
                                    

 * zmieniłam narracje, teraz wszystko jest z punktu widzenia Harrego *

Zza drzwi wychylił się Louis. Miał spuchnięte oczy, czerwony nos i policzki. Wyglądał strasznie i ledwo się powstrzymałem przed przytuleniem go, jakbym miał w ten sposób uchronić go przed całym światem. Nie wiedziałem co mu się stało.

- Louis? - powtórzyłem, kiedy on wpatrywał się w moje oczy. Nie odpowiedział. Wyszedł z kabiny i podszedł do kranu, żeby obmyć twarz - Hej, powiesz mi co się stało?

- Czemu miałbym ci to mówić? - przez jego zachrypnięty głos po moim ciele przeszły ciarki.

- Wyglądasz źle. Nie będę obwijał w bawełnę, polubiłem cię i trochę się martwię. Powiesz mi co się stało? - powtórzyłem pytanie. Stanąłem za nim i patrzyliśmy na siebie w lusterku.

- Chcę wrócić do domu.

Odwrócił się do mnie i z trudem powstrzymywał łzy. Nie wiedziałem co zrobić. Czemu on tak na mnie działał?

- Mogę cię odwieźć, ale w samochodzie mi wszystko powiesz. Zgoda? - zapytałem i wyciągnąłem rękę w kierunku szatyna.

- Niech będzie... - powiedział cicho i podał mi swoją małą dłoń. Pociągnąłem go w stronę drzwi i otworzyłem je, nie puszczając ręki chłopaka.

Wyszliśmy na korytarz, ale jemu chyba nie podobało się to, że nadal utrzymywaliśmy kontakt fizyczny, więc opuścił delikatnie swoją dłoń i schował do kieszeni spodni. Kiedy szliśmy przez szkołę, popatrzyłem ukradkiem na Louisa. Głowę miał pochyloną, jego grzywka przykrywała czoło i powiewała swobodnie nad niebieskimi jak ocean oczami. Miał na sobie czarne, obcisłe rurki i luźny, bordowy sweter, który odkrywał lekko jego prawy obojczyk. Wyglądał tak niewinnie, ale zarazem cholernie seksownie... Nie! Muszę się skupić, wygląda na to, że chłopak ma jakieś problemy, więc zaspokajanie moich potrzeb zostawimy na później. Oderwałem od niego wzrok i uśmiechnąłem się nieświadomie, myśląc o tym, co moglibyśmy razem robić.

- Co cię tak bawi? - zapytał Louis, patrząc na mnie przenikliwie.

- Oh.. Myślałem o tobie, Lou - odpowiedziałem, a szatyn znów opuścił głowę, rumieniąc się.

Zadzwonił dzwonek. Dziś mam jeszcze sześć lekcji i właśnie powinienem być pod salą od angielskiego, ale... no przecież muszę ... Dobra lepiej, jakbym został, ale jak takie ciacho potrzebuje pomocy, to zbieranie wiedzy w tej jakże wspaniałej szkole mało mnie interesuje. Z resztą i tak długo bym tu nie siedział, bo nie ma Nialla.

Dochodziliśmy już do wyjścia ze szkoły. Wyprzedziłem Louisa i otworzyłem mu drzwi, zgiąłem się w pół i wskazałem wyprostowaną ręką w stronę mojego auta (tak jak to robią lokaje). Spojrzał na mnie zaskoczony.

- Em.. jesteś dziwny. - stwierdził i zachichotał ledwo słyszalnie.

- To źle czy dobrze? - zawołałem do niego, nadal stojąc w drzwiach. Odwrócił się i spojrzał na mnie z rozbawieniem.

- Może być.

Szliśmy przez pusty parking. Wszyscy byli już na lekcjach, więc nikt nie mógł nas zobaczyć.. tak? Louis szedł przede mną, stanął obok mojego auta. Przesunąłem się tak, że moja klatka piersiowa przylgnęła do pleców szatyna, a on z kolei oparł się o auto.

- Louis? - mruknąłem cicho przy jego uchu i przygryzłem jego płatek. Chłopak zadrżał lekko i zobaczyłem gęsią skórkę na jego karku. Przejechałem rękami po jego ramionach i odwróciłem przodem do siebie. Louis był niższy, więc jego wzrok automatycznie spoczął na moich pełnych ustach. Przełknął ślinę i spojrzał mi w oczy.

- Tak? – wyszeptał, rumieniąc się.

- Gdzie mam cię podwieźć? - uśmiechnąłem się, pokazując mu moje dołeczki w policzkach. Zrobiłem krok w tył, puszczając ramiona szatyna. Obszedłem auto i kiedy stałem już obok drzwi kierowcy, spojrzałem na Louisa, czekając na odpowiedź.

- Danefield Road.

Someday MaybeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz