Jechaliśmy właśnie moim samochodem. Od naszej szkoły do domu Louisa jest dość duża odległość, a w dodatku o tej porze w naszym mieście są korki, więc miałem okazję, żeby rozładować trochę atmosferę i poopowiadać szatynowi moje ulubione żarty. Po pięciu minutach jazdy przypomniałem sobie, dlaczego właściwie siedzimy teraz w aucie, a nie w szkolnej klasie.
- Więc? Czemu płakałeś?
- Ej... wcale nie płakałem, po prostu troche się zdenerwowałem.
- Obiecałeś, że mi powiesz. - spojrzałem na niego z wyrzutem.
- Harry - wypowiedzał moje imię, o które spytał kilka minut wcześniej - Harry patrz na drogę!
Ledwo ominąłem jakąś starszą panią, która przechodziła przez przejście dla pieszych. Spojrzałem na nią w lusterku, wymachiwała torebką w naszą stronę coś wykrzykując.
- I tak musisz mi powiedzieć.
- Domyślam się, że nie odpuścisz... - spojrzał na mnie, zauważyłem, że przestał się uśmiechać. Pokręciłem przecząco głową.
- Wiesz, tam w Doncaster miałem kiedyś chłopaka. On przeprowadził się później gdzieś, a ja nawet nie pamiętałem gdzie. To było jakieś 4 lata temu. - Louis odwrócił odemnie wzrok, teraz patrzył sztywno na drogę przed nami. - A dziś kiedy po chemii szukałem sali 214 wpadłem na niego.
- On chodzi do naszej szkoły?! - powiedziałem może trochę za głośno, bo Louis aż podskoczył na swoim siedzeniu.
- No tak... Nazywa się Zayn Malik.
Kiedy tylko usłyszałem to nazwisko gwałtownie zahamowałem i z piskiem opon zatrzymałem się na środku drogi. W duchu dziękowałem za to, że akurat teraz była pusta.
- Co się stało? Czy on ci coś zrobił? - zacząłem zadawać Louisowi różne pytania, a on tylko patrzył na mnie zdziwiony. Zayn Malik. Najgorszy typ człowieka, jak dla mnie. Wszędzie go pełno, zawsze z papierosami i różnymi szlugami. W szkole wiadomo było, że jest bi, ale nie lubi stałych związków. Co tydzień miał przy sobie inną dziewczyne lub chłopaka. Lubił w wolnym czasie znęcać się nad słabszymi.
- Jak nie ruszysz w tej chwili, to nic ci nie powiem. - powiedział Louis i nerwowo spoglądał na sznurek trąbiących samochodów za nami. Ruszyłem powoli, zjeżdżając lekko w lewo, żeby tamte auta mogły mnie wyprzedzić.
- Po prostu ... zabolało. - spojrzałem na niego pytająco. - Nie przyznał się, że mnie zna. Wyśmiewał się ze mnie, z tymi swoimi kolegami.
Jego głos był przepełniony żalem, a po policzku spłynęła pojedyncza łza. Zastanawiałem się czy on nadal go kocha? Takiego dupka? Z resztą, nie pozwoliłbym, żeby byli razem. Nawet jeśli to nie powinna być moja sprawa.
- Hej, Lou...Nie płacz proszę. Przecież on to zamknięty rozdział, tak?
- Przyznaj, że nie potrafisz nikogo pocieszać. - zaśmiał się przez łzy, kiedy zrobiłem naburmuszoną minę.
Podjechaliśmy już pod dom Louisa. Zaparkowałem i szybko wysiadłem, żeby zaraz otworzyć mu drzwi. Zaśmiał się i wysiadł z samochodu.
- Dzięki - powiedział cicho i spojrzał mi w oczy.
Staliśmy dość blisko siebie, ale jak dla mnie za daleko. Zrobiłem krok w stronę szatyna.
- Przyjemność po mojej stronie, Lou. - Nachyliłem się, żeby delikatnie musnąć ustami jego policzek, który pokrył się rumieńcem. Staliśmy chwilę w niezręcznej ciszy.
- To.. ja już ... - wskazał ręką w strone domu - już chyba pójdę.
Uśmiechnąłem się szeroko, a Louis zawstydzony odszedł w stronę domu. Oparłem się o auto i czekałem, aż chłopak wejdzie przez drzwi do mieszkania. Wyciągnął klucz i chwile mocował się z zamkiem. Usłyszałem cichy trzask.
- Kurwa! - zaklął pod nosem szatyn i spojrzał na mnie bezradnie. - Klucz się załamał, a nikogo nie ma. Mama wraca około 23.
- Możesz jechać do mnie, jak chcesz. Tylko najpierw będę musiał jeszcze coś załatwić. - powiedziałem rozbawiony.
- Chyba nie mam wyjścia, Harry.
YOU ARE READING
Someday Maybe
FanfictionLouis - jest skromnym, nieśmiałym chłopakiem, który właśnie wprowadził się do Holmes Chapel. Harry - nie podchodzi do życia poważnie, nie stara się w szkole, nadal przeżywa trochę rozwód rodziców, czasem jest zbyt pewny siebie. Co się stanie jak ic...