4 - Czarny

51 7 6
                                    

- Niedługo powinno przyjść więcej klientów. Większość z nich obsługuje się sama. Wtedy wystarczy, że będziesz w pobliżu. Ale staramy się zapewnić jak najlepsze doświadczenie naszym gościom - recytował dalej Nerrin. 

Jego obecność zaczynała mnie irytować. A do końca zmiany zostało jeszcze pięć godzin. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, jak będę z nim pracować podczas nocek. Wręczona wcześniej kawa już dawno przestała działać. Podobnie jak batonik. Miałam nadzieję, że faktycznie przyjdzie więcej ludzi, żebym nie musiała przebywać z nim sam na sam.

- Nie spytałem, jak rozmowa z szefem?

Wzięłam głęboki wdech. Cały czas musiał kłapać ozorem. Wolałabym słuchać pralki niż jego głosu. Spojrzałam na niego. Przyglądał mi się badawczo, co trochę zbiło mnie z tropu.

- Bardzo dobrze - odparłam mniej pewnie, niż planowałam. - Słyszałeś, że będziemy czynni całą dobę?

- Mam nadzieję, że nie będziesz miała nocek - powiedział.

- A niby dlaczego? - wzięłam się pod boki. - Co może być trudnego w nocnej zmianie w pralni?

Posłał mi sceptyczne spojrzenie, a moje myśli powędrowały do wszystkich filmów gangsterskich jakie w życiu obejrzałam. A jeśli pralnia jest przykrywką dla działalności przestępczej? To by tłumaczyło, czemu właściciel wygląda jak wygląda. Może jest tylko figurantem? Poczułam wypieki na twarzy.

- Chyba gdzieś odpłynęłaś - zauważył Nerrin i wrócił do układania proszków na półce. - Nocki są jeszcze bardziej męczące niż dnie. I klienci są bardziej... rozdrażnieni. Czasami trzeba odpuścić. Jak bardzo byśmy nie chcieli pomóc. Przez to odeszła jedna dziewczyna. I szef uznał, że nie możemy być całodobowi. Szkoda, że najwyraźniej już zapomniał, co się działo.

- Teraz mnie próbujesz nastraszyć... - powiedziałam niepewnie.

Pokręcił głową, ale nie odezwał się. Myśli o mafii powędrowały w kierunku podpitych kolesi, którzy mają więcej testosteronu niż IQ i nad ranem chcą uprać kolekcję żonobijek, bo w domu nie ma już komu im robić prania. I są z tego powodu bardzo sfrustrowani. Zadrżałam.

- Alba - chłopak wytrącił mnie z zamyślenia. - Idź po wodę do ekspresu, zaraz przyjdą muzycy.

- Jacy znowu muzycy?

- Trzech klientów, dość specyficzni, ale mimo to korzystają z naszych usług. Piorą ciuchy po koncertach. Tylko żłopią strasznie dużo kawy. Dzbanek jest w szafce nad zlewem.

Pierwszą część polecenia wykonałam bez trudu. Stałam teraz z dzbankiem pełnym wody przed ekspresem i przyglądałam się czarnemu urządzeniu. Na dole była kratka i połyskiwała w niej woda, więc zaczęłam tam lać wodę.

- Stój! Chcesz przelać? - Nerrin podbiegł do mnie i zabrał mi dzbanek. - Trzeba było powiedzieć, że nie wiesz gdzie. Ten model ma zbiornik w środku i trzeba go praktycznie rozmontować.

Odsunęłam się i przyjrzałam jak kolega radzi sobie ze sprzętem. Chwilę trwało, zanim otworzył odpowiednią klapkę i mógł wlać wodę. Nic dziwnego, że wolał to zrobić zanim przyjdą klienci. Gdy zamknął i oddał mi pusty dzbanek, do środka weszło trzech podstarzałych rockmenów. Gwiazdy, których groupies były w wieku mojej matki, gdyby ta jeszcze żyła. Machnęli do Nerrina na powitanie, a on im odpowiedział równocześnie podstawiając pierwszy z kubków pod ekspres. Nie zdążyłam zauważyć, co wcisnął, ale po chwili maszyna zaczęła buczeć, a potem popłynęła z niej czarna ciecz.

Każdy z nich wybrał inną pralkę, wrzucił do środka ubrania z torby i w tym samym momencie uruchomił program. Potem wszyscy trzej poszli do kącika kawowego. Poczułam szturchnięcie w plecy.

- Zaniesiesz to? Trzeba podać gościom kawę - Nerrin wyrwał mi dzbanek i pokazał na tacę z trzeba kubkami z kawą. - Tylko nie zagaduj ich, jeśli sami nie zaczną. Nie wiem, w jakim są dziś nastroju.

Poszłam pośpiesznie w stronę klientów. Siedzieli przy jednym stoliku. Każdy rozsiadł się na dwóch krzesłach wyciągając nogi, przez to musiałam się nagimnastykować, żeby podejść nie rozlewając kawy.

Czułam badawcze spojrzenia, ale zgodnie z radą współpracownika milczałam. Uśmiechnęłam się tylko i skinęłam stawiając kawę na stoliku. Próbowałam się wycofać bez słowa, ale zorientowałam się, że zagradzają mi nogi jednego z muzyków, który akurat zajął się piciem kawy, więc nie widział, że przeszkadza. Milcząc musiałabym tu stać i liczyć, że któryś z kolegów go szturchnie, ale wszyscy pili.

- Przepraszam - mój głos był wyjątkowo zachrypnięty. Klimatyzacja suszyła powietrze tak, że wilgoć z pralek nie utrzymywała się w powietrzu. - Nie jestem w stanie przejść.

- Ładnie - jeden z nich, choć wszyscy byli niemal identyczny, odstawił kubek i spojrzał wprost na mnie. - Nie gubi melodii. Tylko brak jej doświadczenia.

- Jestem dziś pierwszy dzień - przyznałam.

- Tylko trochę za stara - dorzucił drugi, z tymże ciągle nie ten, który blokował mi drogę.

Wzruszyłam ramionami i przyciągnęłam tacę bliżej siebie. Dawała mi poczucie bezpieczeństwa.

- Muszę wrócić do swoich obowiązków, czy może mnie pan przepuścić? - zwróciłam się bezpośrednio do trzeciego muzyka, podnosząc głos. Nie zamierzałam dać się zastraszyć podstarzałym zboczeńcom. 

Trzeci przestał pić i spojrzał na mnie znad kubka. Poczułam nieprzyjemne dreszcze i cała moja pewność siebie schowała się za metalową tacką. Facet uśmiechnął się szeroko, po czym bardzo powoli przesunął się robiąc mi przejście. Przez chwilę nie byłam w stanie się ruszyć.

- Idź, idź - ponaglił mnie kpiąco. - Tylko się nie przepracuj.

Zacisnęłam dłonie na tacy aż zbielały mi kłykcie. Bezczelność starego zgreda doprowadziła mnie do furii. Przełknęłam jednak swoją dumę i odeszłam nie oglądając się za siebie. Całą drogę towarzyszyły mi złośliwe komentarze ze strony trzech klientów.

Wparowałam do kuchni i prawie urwałam drzwi od szafki, żeby wyciągnąć z niej szklankę. Nalałam sobie zimnej wody z kranu i wypiłam ją szybko. Po czym resztkę wylałam sobie na głowę. Usłyszałam parsknięcie, a potem kaszel. Rozejrzałam się. Przy stoliku pod ścianą dławił się Nerrin. Obok jego talerza siedział kot. 

Przez chwilę przemknęła mi myśl, żeby wyskubać z futrzaka trochę sierści i wrzucić do płynu do prania tamtym trzem, ale szybko ją odgoniłam. Nerrin przestał się krztusić akurat jak się uspokoiłam.

- Mieli zły nastrój? - zapytał.

- Buce! - warknęłam przez zaciśnięte zęby najciszej jak byłam w stanie, choć miałam wrażenie, że zaraz ugryzę się w język. - Rozumiem, o co ci chodziło z nockami... Chwila, ty mnie specjalnie wystawiłeś!

Wzruszył ramionami.

- Nie mam nic na swoją obronę - przyznał. - A oni i tak są wyjątkowo ugodowi. Po prostu, nie wtrącamy się w ich sprawy. Niedługo pojadą dalej, nie będą nas już potrzebować.

- Kawy! - rozległo się w całej pralni.

Odruchowo się skuliłam.

- Siadaj, coś musisz zjeść. Ja ich ogarnę.

Przyjęłam te słowa  z ulgą.

Gdy Nerrin poszedł, zostałam sam na sam w kuchni z kotem, który patrzył się na pusty talerz. Z całego przejęcia zapomniałam spakować swojego obiadu do pracy, ale nie zamierzałam wychodzić z kuchni, dopóki w pralni siedzi trójka "artystów".

- Saszetka pod wieczór - upomniałam futrzaka.

- Spadaj - odpowiedział mi.

--

Czysta wodaWhere stories live. Discover now