— Nie będę już nic mówił, bo to nie ma najmniejszego sensu. Za dwie godziny mamy pociąg, więc polecałbym Ci się spakować.

No właśnie — spakować. To znaczy iść do swojego pokoju, gdzie zapewne przebywa teraz Jung. I tego się najbardziej obawiał. Konfrontacji.

Z niechęcią wreszcie podniósł się do siadu, mentalnie przygotowując się do tego, co ma nastąpić, wziął głęboki wdech, po czym wstał z łóżka i ruszył do drzwi.

— Teraz albo nigdy — wyszeptał, a zaraz po jego wyjściu czerwonowłosy zamknął drzwi na klucz. Albo niech się wreszcie z nim dogada, albo niech siedzi na korytarzu.

Choi szedł przed siebie z szybko bijącym sercem, niewiele brakowało, a wyskoczyło by mu z piersi. Ze stresu momentalnie zrobiło mu się niedobrze i pomyślał sobie, że jeżeli nie zwymiotuje wchodząc do swojego pokoju, to będzie to już połowa sukcesu.

Gdy osiągnął wreszcie swój cel, będący drzwiami z numerem pięćdziesiąt osiem po raz kolejny wziął głębszy wdech i otworzył je, zastając młodszego siedzącego na łóżku nikogo innego, jak właśnie Sana, z brodą opartą na kolanach i mokrymi śladami na czerwonych policzkach.

— Cześć — zdołał powiedzieć odruchowo San, spuszczając wzrok na podłogę — Zabiorę tylko swoje rzeczy.

Jung pociągnął jedynie nosem, gdy z jego oczu poleciały kolejne łzy, skapując na jego spodnie. Co miał mu odpowiedzieć? „W porządku, to nie tak, że czekam od dwóch tygodni, aż sobie przypomnisz o moim istnieniu i, mimo że ciągle się krzywdzimy to i tak kocham Cię ponad wszystko, ale okej, zabierz swoje rzeczy i wyjedź"?

No niezbyt. Dla Wooyounga nie wchodziło to w grę.

— Nie wyjeżdżasz na święta do mamy? — zwrócił uwagę starszy. Próbował choćby odrobinę podtrzymać z nim rozmowę. Nie zapytał nawet, dlaczego płacze na jego łóżku, doskonale wiedział, chociaż nie do końca zdawał sobie sprawę, że nie był to jedyny powód.

— Nie — tylko tyle zdołał powiedzieć.

— Dlaczego? Twoja mama na pewno już tęskni. Jeżeli nie masz pieniędzy na powrót, to mogę ci pożyczyć.

— Moja mama nie żyje — krzyknął — Proszę, przestań — natychmiast schował głowę między nogami, kładąc na niej ręce. San stał osłupiały, nie wiedząc co powiedzieć. Jung nie wspomniał mu ani słowa o śmierci mamy. Może było to dla niego zbyt trudne — Powinniśmy się rozstać — dodał, sprawiając, że Sanowi aż zrobiło się słabo.

— To moja wina, prawda? Skrzywdziłem Cię, ja... Wooyoung przysięgam, że chciałem Ci powiedzieć — zaczął tłumaczyć się czarnowłosy, jednak przerwał mu kolejny krzyk młodszego.

— To moja wina, ciągle Cię okłamuję, rozumiesz? — chłopak spojrzał na niego, opuchniętymi oczami — O niczym Ci nie mówię, ciągle mam przed Tobą tajemnice, od tylu lat robiłem z Ciebie debila i myślałem, że nigdy to się nie wyda.

— O czym ty mówisz? Co jest takie poufne, że mi nie chcesz o tym powiedzieć?! — starszy uniósł głos, zapewne zwracając uwagę studentów przechodzących korytarzem.

— Nie wiem, może fakt, że moja matka była chora psychicznie, a ja byłem przez nią zmuszony wyjechać, mimo że nie chciałem i to, że byłem w Tobie zakochany jak głupi? — to było to. To był ten moment, gdy bariera pękła, a on zaniósł się płaczem.

— Wooyoungie, kochanie — jęknął San, po czym niezwłocznie usiadł tuż przy swoim chłopaku, chwytając go za rękę — O czym ty mówisz? Dlaczego nie chciałeś mi powiedzieć? Przecież mógłbym Ci jakoś pomóc.

— B-bo się bałem — zaszlochał — Ale to nie ma już znaczenia, bo i tak już wiesz, a ja nie mogę już tego dłużej ukrywać.

— Powiesz mi wszystko? — wyszeptał Choi, na co młodszy delikatnie przytaknął.

— Moja mama chorowała na zastępczy zespół Münchhausena. To brzmi skomplikowanie, ale nie jest. Kazała mi często udawać chorego, najczęściej psychicznie — pociągnął nosem, zaciskając dłoń — Wmawiała innym, że jestem schizofrenikiem, mam depresje i próbowałem się parę razy zabić. Ograniczała mi kontakty z ludźmi, a gdy zacząłem spotykać się z Seonghwą, dopiero zaczęło się piekło. Często przywiązywała mnie do łóżka, żebym nie mógł wyjść z nim gdziekolwiek, faszerowała mnie lekami nasennymi, żebym ciągle spał i z nim nie wychodził, bo bała się, że się dowie o wszystkim. Przez nią zacząłem zaniedbywać ten związek, aż stał się toksyczny i przez to wszystko — wziął kolejny głęboki oddech, próbując kontynuować — Naprawdę zacząłem być chory psychicznie. To wszystko na raz odbiło się na mnie, aż w końcu naprawdę próbowałem się zabić, co tylko ją zadowoliło, bo już nawet nie musiałem udawać i wtedy siłą zamknęła mnie w psychiatryku i wszystko było cacy, aż pojawiłeś się ty. Ona Cię nienawidziła, zrobiłaby wszystko, żeby nas rozdzielić, aż w końcu zamknęli mnie kolejny raz w psychiatryku, a śmierć Yeosanga odciągnęła uwagę na tyle, że mogła po cichu wywieźć mnie z miasta, rozumiesz? Odebrała mi Cię siłą, aż wszystko zaczęło wymykać się spod kontroli i popełniła samobójstwo, San — kolejny szloch rozniósł się po pokoju, a uścisk na dłoni Sana się wzmocnił.

— To dlatego wtedy wyjechałeś? — wyszeptał Choi, uciekając wzrokiem. Wooyoung tylko pokiwał głową, patrząc na swoje pełne blizn ręce, a na twarzy czarnowłosego wymalował się niezrozumiany wyraz.

Cisza, która zapanowała w pokoju była dla niego wręcz nie do zniesienia. Młodszy w głowie ułożone miał już milion różnych scenariuszy, większość z nich nie była w żaden sposób pozytywna. Serce biło mu jak szalone, a on sam czuł, jakby niewiele brakowało, aby wyskoczyło mu ono z piersi, gdy tylko San na niego spojrzał. W ustach poczuł słony smak łez, które strumieniami płynęły z jego oczu, kapiąc na jego dresowe spodnie, pozostawiając na nich mokre plamy.

— Błagam Cię, powiedz coś, San. Nie wiem, krzycz, uderz mnie, ale proszę, zrób coś — wyszlochał zachrypniętym, łamiącym się głosem — San.

Nic nie mówiąc, Choi przybliżył się tylko, zamykając go w szczelnym uścisku, tym czego Wooyoung teraz najbardziej potrzebował.

— Już wszystko będzie dobrze — wyszeptał, chowając twarz w jego włosy, aby nie zobaczył, że i on sam zaczął płakać — Już nigdy, przenigdy nie pozwolę Cię skrzywdzić, już nigdy ja Cię nie skrzywdzę. Nie zostawię Cię samego — załkał — Tak bardzo przepraszam.

— Nie, to ja przepraszam — wyszeptał młodszy, ocierając łzy bruneta.

— Nie musisz, to nie jest twoja wina — ponownie tego dnia schował go w ciepłym uścisku — Kocham Cię, najmocniej na świecie, wiesz?

— A ja kocham Ciebię — wyszeptał — Nie powinieneś pakować się na święta?

— Pojedź ze mną.

— Co? — Jung odsunął się nieznacznie, spoglądając zaskoczony na swojego chłopaka.

— Chcę, żebyś spędził ze mną święta. Zrobisz to dla mnie?

— Dla Ciebie zrobię wszystko.

___________

AAAAAAAAaAaassahĄą

WRESZCIE

Boże nie mogłam się już doczekać aż wam to napisze mamma mia

Został nam jeden (1) rozdzialik do końca i wtedy możecie czekać na moje kolejne wypociny

jeśli ktoś slyszal kiedykolwiek o morderstwie dee dee blanchard czy o gypsy rose, to pewnie bedzie wiedział czym zespół Münchhausena jest lub ma czym polega itp itd za duzo siedze na kryminawce

((a jak ktoś oglądał The Act to juz w ogóle kocham))))

Dziękuję wam za czytanie i z racji, że cztery dni do świąt to wesołych świąt ptysie kocham was!!!

DEFINITION OF LOVE | woosan[2] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz