Rozdział Pierwszy

10.5K 484 81
                                    

„Jesteśmy z tego samego materiału, co nasze sny."
William Szekspir

Wstałam wcześnie. Przez ten sen, którego nawet nie pamiętałam, nie mogłam już zasnąć. Stałam w kuchni zalewając płatki mlekiem, gdy wszedł Tony.
- Cześć Charlie. - Usiadł przy stole. – O, robisz sobie płatki.
- Spostrzegawczy jesteś. – Uśmiechnęłam się do niego.
- Zrobisz mi też? – Poprosił.

Gdyby moim bratem był ktoś inny to powiedziałabym mu, aby ruszył leniwy tyłek i sam je zrobił, ale moim bratem, adoptowanym, ale zawsze bratem, jest Tony Stark.
Anthony Stark, gdy jest taka potrzeba lub gdy się nudzi ubiera zbroje, wbrew przekonaniu mediów, wcale nie z żelaza i ratuje świat, jako Iron Man. Toteż mogę mu czasem zrobić śniadanie. Ale tylko czasem.
Siedzieliśmy tak jedząc i komentując oglądany prze nas wczoraj film, gdy nagle spytałam.
- Powiesz mi, co trzymacie pod kluczem od miesiąca? – To pytanie dręczyło mnie od dawna.
- Nie. – Odparł stanowczo.
- Dlaczego? – Drążyłam temat.
- Bo on jest niebezpieczny.
- Czyli to jakiś facet! To niehumanitarne! – wybuchłam.
- Charlotte... - mój brat był zrezygnowany, co nie zdarza mu się często.
- Anthony... skro mamy już ustalone nasze imiona.
- Muszę to przemyśleć.
- Dzięki Tony. – cmoknęłam go w policzek.
Spojrzałam na zegarek było już po dziewiątej, więc powinnam zbierać się na uczelnie.
Jak się spodziewałam przed domem czekał na mnie John, opierając się o samochód.
John Harrison był wysoki szczupły, o kilkucentymetrowych czarnych włosach, miał ostro zarysowane kości policzkowe i niebieskie oczy, które bardzo lubiłam. Stał z szerokim uśmiechem. Przytulił mnie na powitanie, następnie otworzył mi drzwiczki samochodu, abym mogła wsiąść. Po chwili jechaliśmy już w stronę naszej uczelni. Byliśmy na jednym kierunku tyle, że ja na pierwszym roku, a on na ostatnim. Projektowanie gier komputerowych było spełnieniem marzeń.

* * *

Po moich wszystkich zajęciach poszłam na kółko teatralne. Uwielbiałam tam chodzić, zawsze mogłam się tam odstresować oderwać do rzeczywistości.
John opowiedział mi pokrótce, co ciekawego się u niego działo na zajęciach.
- Chodzisz dzisiaj bardzo zamyślona. – Stwierdził, gdy skończył opowieść o jednym z jego kolegów.
- Może. – Faktem było, że tajemniczy ON zajmował mi myśli. Biłam się z myślami, czy mu o tym opowiedzieć, ale zrezygnowałam, gdyż pani Forest zawołała nas na scenę.

Dziś była krótką prób bez kostiumów, w przyszłym tygodniu mieliśmy wystawiać Makbeta Williama Szekspira. Grałam Lady Makbet i byłam z siebie bardzo dumna, że udało mi się zdobyć tę rolę. Nie było ją zdobyć. Makbeta grał John.
Uwielbiałam patrzeć na niego, kiedy jest na scenie. To jak wczuwał się w postać, gesty, mimika, ton głosu. On grał ciałem i duszą.
On nie tylko grał Makbeta, on na scenie był Makbetem.
Zrobiliśmy cześć próby, poszło gładko i prawie idealnie. Zarządzono dziesięcio-minutową przerwę, a po niej kolejną część próby.
Wyjęłam z torby mój telefon i odczytałam sms od Tony'ego.
„Jeśli chcesz to zgoda, ale jesteś duża dziewczynką, więc zadecydujesz sama ;D"
Odpisałam mu, aby przejechała po mnie jak będę po próbie.

* * *

Kiedy jechaliśmy na miejsce opowiadałam Tony'emu różne historie, a mój brat słuchał, z mniej lub bardziej udawanym, zainteresowaniem.
Byłam mu wdzięczna, że mogłam z nim zawsze pogadać, nawet, gdy był zmęczony lub nie w humorze.
Jednego z Agentów TARCZY spotkaliśmy już na miejscu, byłam zbyt podekscytowana by zapamiętywać szczegóły miejsca i drogi do niego.
Agent został przy wejściu do windy, a ja wraz z Tonym zjeżdżaliśmy nią na poziom -7.
Były tam trzy korytarze, w lewo, w prawo i prosto.
- Pójdziesz sama? – spytał mnie brat.
- Tak.
Poszłam prosto korytarzem, widziałam zarys postaci na jego końcu. Spojrzałam na postać na końcu korytarza, ubraną w czarno-złoto-zielony strój. Czułam na sobie jego wzrok.
Pomieszczenie u wylotu korytarza powiększało się do paru metrów szerokości.
W celi stał wysoki, szczupły mężczyzn. Jego czarne, sięgające ramion, proste włosy były lekko podwinięte na końcach. Miał piękne, szmaragdowe oczy, choć może iskrzyły się błękitem, z ciemnymi obwódkami. Był bardzo blady, miał szczupłą twarz, z wystającymi kościami policzkowymi.
Moje serce zaczęło szaleć. Jaki był powód zamknięcia go tutaj?
Wpatrywałam się w niego.
- Kim jesteś?
- Jestem Loki z Asgardu. – Odezwał się. Mimo zamknięcia za szybą było go dobrze słychać.
- Czemu tu jesteś? – pytałam.
- Narozrabiałem więc mnie tu zamknęli. – kąciki jego ust nieznacznie się uniosły.
Przeszywał mnie wzrokiem. Stałam nieruchomo a on uśmiechnął się.
Nie musiałam mówić cisza wisząca miedzy nami a szybą nie była zła.
W końcu ruszyłam w tę samą stronę, z której przyszłam. Przy wejściu do tunelu przystanęłam na moment biłam się z myślami czy się odwrócić.
- Do zobaczenia Charlotte. – Odwróciłam głowę i ponowie spojrzałam na niego.
- Do zobaczenia Loki. – Odrzekłam i ruszyłam.

Należysz Do Mnie • LokiDonde viven las historias. Descúbrelo ahora