special 2

330 19 4
                                    

Przedstawiam wszystkim rozdział specjalny, mam wielką nadzieję, że on wam się spodoba.

Życzę miłego czytania!😍

Pov. Lili

Jak każda mała dziewczynka, chciałam spotkać swojego księcia na białym rumaku. Wziąść z nim ślub. Żyć długo i szczęśliwie, ramie w ramie u jego boku aż do śmierci. Pomimo moich zlotów, nie szczęśliwych związków, złamanego nie raz serca. Podnosiłam się za każdym razem,bo wiedziałam, że gdzieś jest ta osoba, na którą warto czekać.

W pewnym rozdziale mojego życia, wpadałam w głęboką depresyjne. Krążące okropne myśli na własny temat, zaczeły mnie niszczyć, dostawałam wtedy ataków paniki, próbowałam kilka razy popełnić samobójstwo. Codzienny ból, strach, uczucie bezwartościowości oraz samotności okazało się z tego wszystkiego najgorsze. Nie potrafiłam sobie w żaden sposób pomóc, ale przecież samemu nikt by nie dał rady. Więc, rozpoczełam swoją terapie. Od sesji z psychologiem.Każde umówione nasze  spotkanie, trwało minimum trzy godziny, pięć razy w tygodnia. Potem zaczełam przyjmować lekarstwa, na początku było super, wręcz niesamowicie, ale później jak każdy może się domyślić uzależniłam się od nich, chciałam zwiększać i jeszcze raz zwiększać swoje dawki, bo już one w żadnym stopniu mi nie pomagały. Ryzykowałam swoim cholernym zdrowiem dla nich. Na szczęście dzięki tamtejszej pomocy lekarza pozbyliśmy się ich z mojego życia.

Mijały dni, mijały miesiące, wracam po mału do dawnej siebie. Gdy czułam, że jestem  gotowa na jakiś etap, padłam na pomysł aby wyjechać na wakacje. Odpocząć, ułożyć sobie wszystko na nowo, otworzyć pustą stronę zeszytu i zapisać historie jeszcze raz, poprawiając wszystkie swoje błędy. Nie powiem, nie było łatwo. W takich chwilach cieszyłam się, że miałam dwie najlepsze przyjaciółki, pomimo tego, że one były gdzieś indziej, i ja również. Wspierały mnie całym sercem. Dzięki nim, przewróciłam kartkę i zaczęłam znowu pisać. Gdy tylko, mi się udało, wróciłam do domu, do rodziny, do osób, które były cały czas przy mnie, walcząc  wraz ze mną.

Wszystko niespodziewanie zaczęło się układać. Cieszyłam się tym co mam, kim jestem, kim chce być. Zrealizowałam swoje  cele, pasje oraz marzenia. Stałam się lepszą wersją siebie i wtedy, w tamtym momencie jakby zesłany przez samych bogów, pojawił się on. Tajemniczy, inteligentny, przystojny, zabawy i troskliwy mężczyzna. Poznany tak naprawdę przez głupi portal internetowy, a dokładniej przez instagrama. Na początku pisaliśmy tylko ze sobą, potem spotkaliśmy się na żywo. Tak zdobyłam najlepszego przyajciela, z która z czasem stał się moją  miłością, moim kochaniem, moim uzależnieniem.
Jak w normalnym związku mieliśmy próby, a los podkładał pod naszymi nogami nie jedne kłody, ale daliśmy sobie z nimi radę. To dzięki właśnie nim staliśmy się silniejsi i dzięki nim przetrwamy już wszystko, razem.

-Lili, jesteś już gotowa?- spytała Madelaine, wyrywając mnie z zamyśleń. Natychmiast odwrociłam się do dziewczyny.

Madelaine miała na sobie krótką przed kolano, czerwoną sukienkę, rozkloszowaną ku dole a dopasowaną w dekolcie, wycięta była również w serek na grubych ramionczkach z wielkimi kokardami na ramionach. Kreacja wyglądała u niej nieziemsko bosko. Na tego dodatek swoje długie rude włosy, pozostawiła rozpuszczone, a na nogi założyła czerwone szpilki. Oczywiście, nie mogło także zabraknąć makijażu, a przede wszystkim czarnych kreskach na powiekach i pomalowanych na czerwono ustach. Całość pasowała do siebie idealnie.

-Chodźmy- odpowiedziałam, wyglądając dłonią materiał sukni ślubnej.

-Wygladasz przepięknie, Col'owi odpanie szczęka gdy Cie ujrzy.

Mam nadzieję...
                                          ****
Pov Cole.

Byłem typem samotnika, posiadałem wszystko o czym każdy pragnął. Byłem sławny, byłem idolem nastolatków, miałem drogie samochody jak i domy, codziennie jadałem w najdroższych restauracjach, zwiedzałem świat, mogłem mieć to co bym tylko sobie zapragnął za pieniądze. No ale przecież miłości nie kupisz, ona musi sama do ciebie przyjść.

W moim przypadku ciężko było znaleźć miłość swojego życia, kiedy każda kobieta chciała Ci wskoczyć do łóżka. Typ samotnika, z czasem już nie chce być nim. Chciałem być kochany i kochać tak samo jak ona by miała mnie. Chciałem ją chronić od wszystkiego złego, aby czuła się przy mnie bezpiecznie. Chciałem oddać dla niej swoje życie, być jej cholerną tarczą, najgorszym wypadku.

Wiecie co jest najśmieszniejsze kiedy się podawałem, akceptowałem już fakt, że nikogo nie znajdę. Pojawiła się nagle ona, jakby zesłana przez samych bogów, piękna, utalentowana, niesamowicie skromna, zabawna a także złamana. W jej niebieskich oczach widziałem ból oraz cierpienie. W tamtym momencie wiedziałem, że jesteśmy sobie przeznaczeni, to właśnie ją miałem uratować.  Zakochałem się w samym jej zdjęciu, nie da się opisać tego co poczułem, właśnie dzięki niej.

Teraz oczekuję niecierpliwie przed ołtarzem na swoją przyszłą żonę, matkę naszej rocznej córki.

Spoglądam na wielkie drzwi, przez które moja miłość ma przejść, prosto w moje objęcia. Z każdą czekającą chwilę, obawiam się, że jednak zrezygnowała, że uciekła. Pozostawiła mnie i Adeline. Właśnie w momencie ostatniej nadzieji, drzwi się otwierają a w nich ukazuje się ona. Przenoszę na nią wzrok, boże jest jeszcze piękniejsza niż przedtem. Biała koronkowa suknia ślubna, dopasowana aż do kolana, rozchodząca się w falbanie do ziemi, podkreślała nieziemsko jej figure. Włosy miała spięte, dzięki czemu żaden komsyk nie zasłaniał jej twarzy, a ja bez przeszkód mogłem, kawałek po kawałku przyjrzeć się jej urodzie.

-Zebraliśmy się dziś, aby złączyć ze sobą tą dwójke kochających ludzi, więzłem małżeńskim- ogłosił ksiądz, patrząc się na wszystkich zebranych, po czym obraca wzrok na moją narzeczoną- czy ty Lili Pauline Reinhart bierziesz sobie za męża tego mężczyznę, i ślubujesz mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz że nie opuścisz go aż do śmierci.

-Oczywiście że tak- odpowiada anielskim głosem, a w jej oczach dostrzegam łzy.

Kobito moja tylko mi tu nie płacz, bo ja będę płakać.

-A czy ty Cole Michell Sprouse, bierzesz sobie za żonę, tą kobietę, i ślubujesz jej miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz że nie opuścisz jej aż do śmierci- kieruje pytanie we mnie.

-Oczywiście, tak i tak- mówię.

-W takim razie za mocną wyższych władz, ogłaszam wam mężem i żona. Możecie się pocałować.

Bez zastanowienia, ujmuję swoją dłonią jej twarz. Dotykam swoimi ustami jej usta, składam delikatny, czuły pocałunek. To nasza chwila i ona ma trwać wiecznie. Więc nie śpieszę się z tym, w dupie mam to, że aktualnie patrzy się na nas jakieś dwieście osób.

-Mężu, kocham cię-szepczę, pomiędzy pocałunkami

-Żono, ja również ciebie kocham.

                                       ***

instagram storyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz