Mały chłopiec siedział sam na zimnej kamiennej drodze. Lodowate krople deszczu uderzały głośno o ziemię, jednak on nie słyszał. Nie słyszał huku, nie słyszał pisku, nie słyszał rozpaczliwego płaczu smutku i żalu. Krople spływały strumieniem po jego ciele, wywołując nieprzyjemne dreszcze. Sam już nie wiedział, czy to łzy bólu i agonii, czy może tylko te zimne krople zostawiające go samemu sobie, bez nadziei i jakiej kolwiek, choć odrobinki szczęścia. Jedyne co mu zostało to mały futerał, który z całych sił obejmował ramionami niczym najdroższy skarb. Tata zawsze mu powtarzał - możesz nazwać się artystą, dopiero gdy poruszysz struny serca kogoś innego. Teraz został już tylko mały instrument, schowany głęboko w środku, niczym całe jego szczęście, schowane głęboko sercu.
