Rozdział 3

298 9 0
                                    

W końcu, cytując klasyka, nadszedł dzień dzisiejszy. Dzień, w którym Domenico Terrazino, milioner, właściciel sieci hoteli Best Hotels przylatywał do Polski.
To był bardzo ciepły maj. Nie wiem, czy pachniała Saska Kępa, jak śpiewała Maryla, bo byłam w Gdańsku. Tak, to właśnie przewidywał mój plan. Podczas, gdy cała Warszawa przygotowywała się do przylotu dublera, prawdziwy Domenico Terrazino przylatywał do Gdańska rejsowym samolotem, tylko w towarzystwie swojego szefa ochrony, Paolo Verazziego. Potem moim prywatnym samochodem jechaliśmy do stolicy. Tam mieliśmy wynajęty trzypokojowy apartament na zamkniętym osiedlu na Dolnym Mokotowie. Układ idealny. Wjeżdżam przez bramę, prosto do podziemnego parkingu. Stamtąd windą na trzecie piętro i jesteśmy.

Ubrałam się luźno, w białe szerokie materiałowe lekkie spodnie i różową koszulkę z krótkim rękawkiem, która świetnie ukrywała kaburę na broń. Miało być dziś ponad dwadzieścia pięć stopni! Rzeczy na przebranie i kosmetyki wrzuciłam do workowatego plecaka, który wsunęłam bez problemu pod siedzenie pasażera.
Czekałam na mężczyzn w hali przylotów, zachowując bezpieczny odstęp od lekkiego tłumku wytęsknionych za bliskimi ludzi, ale w takiej odległości, by obaj zobaczyli mnie bez problemu. W końcu wyszli. Nie miałam wątpliwości, że to oni. Jeden był przystojnym, wysokim, czarnowłosym facetem, lekko zarośnięty, w ciemnych okularach lustrzankach. Ubrany był w jeansy i czarny T-shirt opinający wysportowane ciało. Drugi miał jaśniejsze włosy, prawie blond i był odrobinę niższy. Nie do końca orientowałam się, który to Domenico, leczy gdy blondy uśmiechnął się szeroko na mój widok, nie miałam wątpliwości. To był właśnie Paolo. Tak więc ten czarnowłosy mruk musiał być właśnie moim klientem.
Paolo oczywiście przywitał się jako pierwszy. Przytulił mnie, niczym najlepszą koleżankę i ucałował z uśmiechem w oba policzki. Domenico, mierząc mnie surowym wzrokiem od stóp do głowy skinął tylko nieznacznie i podał mi rękę, przedstawiając się oficjalnie. Przeprowadziłam ich przez na wpół pusty parking. Pomimo, że nie spodziewaliśmy się nikogo w Gdańsku, zachowywaliśmy czujność aż do samego auta.

- Usiądź z przodu, Paolo - rzuciłam do blondyna. - Mogę cię potrzebować.

Wsiedliśmy do samochodu, wyjechaliśmy z terenu lotniska, po czym skierowałam się już w stronę obwodnicy Trójmiasta i dalej - na autostradę.
Wtedy nastąpiło lekkie rozprężenie. Domenico z tyłu otworzył okno i zapalił papierosa.

- Zgaś to, proszę. - Spojrzałam na jego odbicie w lusterku wstecznym.

- Słucham? - Spytał zdumiony.

- Zgaś papierosa. - Skinęłam głową na uśmiechniętego Paolo, by podał leżącą pod jego stopami butelkę z resztką wody mineralnej swojemu szefowi. Terrazino mógł tam wrzucić peta.

- Zawsze palę w swoim samochodzie - powiedział szorstko Domenico.

- Dobrze to ująłeś. W swoim. Obecnie jesteśmy w moim samochodzie. Zgaś papierosa.

Przez krótką chwilę mierzyliśmy się wzrokiem we wstecznym lusterku. Właściwie to mierzyłam się z jego okularami, za którymi zupełnie nie było widać oczu Włocha. W końcu Terrazino ustąpił. Wziął od Paolo butelkę i zgasił papierosa w resztce wody. Jego młody pracownik nie wytrzymał w tym momencie i parsknął śmiechem. Rzucił coś do swojego szefa w ich języku, na co mężczyzna z tyłu uniósł kąciki ust, jakby się uśmiechnął. Byłam bardzo ciekawa, co mu powiedział.
„Szkoda, że nie znam włoskiego, jak Gocha" - pomyslałam o mojej najlepszej przyjaciółce, która kiedyś studiowała w Rzymie.

Prowadziłam samochód dość pewnie i szybko. Nawet Paolo przyznał, że jest pod wrażeniem, ponieważ „nie jeżdzę jak kobieta". Cokolwiek to miało oznaczać, z pewnością miałam odebrać jako komplement.

- To skąd ta praca? Skąd pomysł, żeby pracować właśnie w ochronie? - Zagadał z uśmiechem. - Twój szef jest, zdaje się byłym wojskowym.

- Tak. - Skinęłam głową. - Był w jednostce specjalnej. Wiesz, tam się poznaliśmy. Ale mnie wywalili za nadmierną agresję.

- Jak to? - Blondyn ze zdziwieniem obrócił głowę w moją stronę.

- No wiesz... Zabijałam cywilów, wdawałam się w bójki w jednostce i takie tam. - Spojrzałam na jego minę i nie wytrzymałam. Wybuchnęłam śmiechem. - Paolo, ja żartuję. Po prostu okazało się, że mam świetny zmysł analityczny i dość odwagi, żeby to robić.

Paolo odetchnął i pokręcił głową.

- Uwierzyłem, przyznaję.

- Zabiłaś kiedyś kogoś? - Usłyszałam pytanie z tylnego siedzenia.

- Nie, a ty?

Odpowiedziało mi wymowne milczenie, a w powietrzu atmosfera zagęściła się nieco. Wtedy zapaliła mi się lampka ostrzegawcza. Domenico Terrazino nie żartował sobie ze mnie, jak ja przed chwilą z Paolo. To było prawdziwe i poważne. Kim był ten człowiek? Jeszcze nie wiedziałam, ale na pewno nie zwykłym właścicielem sieci hoteli...

BodyguardWhere stories live. Discover now