Rozdział 5

34.3K 1K 572
                                    

Czułam się strasznie dziwnie, widząc praktycznie obcego mężczyznę, jak gdyby nigdy nic objadającego się przede mną pizzą. Podczas, gdy on zdążył wcisnąć już trzy spore kawałki, ja nieufnie skubałam swój pierwszy. Nie to, że była niedobra, była naprawdę niezła, mimo tego, że nie przepadałam za papryką, ale nie czułam się komfortowo w towarzystwie Liama. Nawet nie wiem, jak dałam się namówić na zamówienie jakiegoś jedzenia, choć blondyn i tak pewnie by coś zamówił nawet, jeśli nic bym nie chciała.

- Coś taka niemrawa? - spytał z pełnymi ustami, przez co ledwo go zrozumiałam. - Zresztą nieważne, po prostu jedz.

Niepewnie wzięłam kolejny kawałeczek do ust. O dziwo, apetyt jako tako mi dopisywał, co rzadko zdarzało się w towarzystwie ojca. I mimo, że nadal bałam się mężczyzny, jakoś się przełamałam i już nie drżałam jak opętana, ani nie cofałam się, gdy ten sięgał do kartonika po kolejny kawałek.

Musiałam przyznać, że ten cały Liam nie był taki zły. Ani słowem nie wspomniał o mojej sytuacji, czy też o swoich przyjaciołach. Traktował mnie na równi i nie zwracał uwagi na moje momenty histerii, kiedy zdarzało mu się podejść zbyt blisko, a moje odruchy dawały o sobie znać. Te kilkadziesiąt minut spędzonych razem w tym samym pomieszczeniu wystarczyło, bym lekko zaczęła mu ufać. Trochę nielogiczne, nie? Facet ma broń, a ja ufam mu po tym, jak podzielił się ze mną pizzą, którą najpewniej sam bez problemu by wsunął.

Po kolacji, którą mi zafundował, postanowił całkowicie rozłożyć się na kanapie w jakieś dziwnie wygiętej pozycji i włączyć telewizję oraz, jak się później okazało, gamepada. Siedziałam naprzeciwko, nie wiedząc za bardzo, co robić, podczas gdy on jak gdyby nigdy nic grał sobie w jakieś strzelanki, co poznałam po charakterystycznych odgłosach.

Korzystając z tego, że tylko sztywno siedziałam niedaleko, porozglądałam się po apartamencie. Wiedziałam, że znajduje się na głównej ulicy mojego miasteczka. Widok z okna tylko utwierdzał mnie w tym przekonaniu. Cały apartament utrzymany był w ciepłych barwach i wystroju, co kompletnie nie pasowało mi do piątki gansterów, jak nazwałam ich sobie w głowie.

Beżowe ściany, jasnobrązowe kanapy, bardzo miękki, biały dywan (tak, sprawdziłam jego strukturę gołymi stopami), sporo doniczkowych roślinek i małych obrazów przyozdabiających salon świetnie komponowało się z jesiennym widokiem zza dużego okna będącego jednocześnie szklanymi drzwiami prowadzącymi na mały balkonik. Aż chciało się oprzeć o barierkę i zaciągnąć zapachem świeżego, jeszcze lekko ciepłego powietrza.

- Łap - mruknął blondyn, a ja na swoje szczęście mając całkiem niezły refleks, w ostatniej chwili zdołałam złapać lecącego we mnie pada do gry.

Zaskoczona popatrzyłam na Liama, nie wiedząc kompletnie, o co mu chodziło.

- Coś taka zaskoczona? Chodź obok mnie i graj - wyjaśnił, a ja możliwie jeszcze bardziej się zdziwiłam.

- Nie umiem - oznajmiłam cicho, chcąc odłożyć trzymany przeze mnie przedmiot na stolik, ale głos mężczyzny mi na to nie pozwolił.

- Kiedyś musi być ten pierwszy raz - powiedział, wzruszając ramionami. - Nauczę cię.

Pomrugałam kilka razy powiekami. Co tu się do cholery jasnej działo? Godzinę temu chcieli mnie zabić, a teraz jeden z nich tak po prostu chce, żebym grała z nim w jakieś gry? Już nawet o sytuacji z ojcem nie wspominając.

Wzdrygnęłam się, widząc na sobie zniecierpliwiony wzrok blondyna. Odruchowo szybko do niego podeszłam i posłusznie usiadłam obok, nie chcąc jeszcze bardziej go rozwścieczyć. Choć przecież on tak naprawdę wcale nie był wściekły. To ja jak w amoku zobaczyłam w jego spojrzeniu to samo, jakim obdarzał mnie ojciec, kiedy zaraz potem sięgał po butelkę.

Saved |PREMIERA 12.06|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz