Rozdział 3

35.2K 984 373
                                    

Zabrać ze sobą? Unieszkodliwić? Mimowolnie jeszcze bardziej zbliżyłam się do drzwi za sobą, a blondyn zaczął jeszcze uważniej śledzić mnie wzrokiem. Kiedy klamka była już w zasięgu mojej ręki, on szybko się do mnie zbliżył i złapał mnie za ramię, na co zamarłam.

- Uspokój się, nic złego ci się nie stanie - powiedział, patrząc wymownie na tego całego Evana.

- Jasne... Przyprowadź ją tu. Chyba musimy wyjaśnić sobie parę kwestii - westchnął czarnowłosy, pisząc coś na telefonie, a następnie odkładając go na stolik.

Blondyn, nadal trzymając moje prawe ramię, pociągnął mnie w stronę wszystkich mężczyzn w głębi pomieszczenia, nic nie robiąc sobie z moich protestów. W końcu dotarliśmy do kanapy zajmowanej przez Evana, gdzie siłą zmuszono mnie do zajęcia miejsca obok niego. Po raz kolejny chciałam się odsunąć, jednak blondyn wyczuł moje zamiary, bo usiadł obok mnie, nie dając mi szansy na odsunięcie się.

- Więc... Jak się nazywasz? - spytał czarnowłosy obojętnym tonem, nie zwracając uwagi na moje przerażenie spowodowane tak bliską obecnością jego oraz innych mężczyzn w pomieszczeniu.

Co miałam zrobić? Tak po prostu odpowiedzieć?

- Może inaczej - przerwał mu blondyn. - Ja jestem Jake, ten brunet z brodą to Michael, dalej Alan, Liam i Evan, czego pewnie już się domyśliłaś.

Zaskoczona przyjrzałam się twarzom chłopaków. Dlaczego powiedział mi, jak się nazywają, skoro ten cały Evan wspominał, że powinien mnie zabić za to, że ich widziałam? Sprawa robiła się coraz bardziej pokręcona, a mój strach przed nimi wcale nie zmalał.

- Co z moim ojcem? - spytałam, w dalszym ciągu nie odpowiadając na ich pytanie.

- Pewnie zdążył już się ocknąć i wrócić do domu - prychnął czarnowłosy. - Swoją drogą będzie miał sporą bliznę. To ty go tak urządziłaś?

- N-nie chciałam. Ja tylko się broniłam - szepnęłam, czując ogarniające mnie poczucie winy.

- To chyba nie pierwszy raz, kiedy chciał ci coś zrobić? - wtrącił znów Jake. - Kiedy zajmowałem się twoimi ranami, widziałem sporo siniaków.

Spuściłam głowę, nie chcąc kontynuować tej rozmowy. To był mój problem i nawet jeśli potrzebowałam czyjejś pomocy, by z niego wyjść, nie zamierzałam o nim mówić piątce nieznajomych mężczyzn, którzy mnie tu zaciągnęli.

- Możemy ci pomóc - westchnął blondyn. - Mamy znajomości, więc zgarnięcie jednego kolesia nie zrobi nam problemu.

- Nie chcę, żeby stała się mu krzywda! On nie jest taki od zawsze... - zaprotestowałam natychmiast.

- Jak więc chcesz się od niego uwolnić, co? - prychnął czarnowłosy, znowu zajmując się swoim telefonem.

- To nie wasza sprawa.

- Owszem, nasza. Chcąc, nie chcąc, to my cię przed nim obroniliśmy - odparł znudzony.

- Nikt was o to nie prosił - wtrąciłam cicho.

- Więc mimo, że widzieliśmy całe zajście, mieliśmy po prostu dać mu zrobić swoje, przechodząc obok?

Nie odpowiedziałam. Tak naprawdę byłam im wdzięczna za to, że mi pomogli. Jednak, kiedy wrócę do domu, ojciec mnie zabije, to pewne.

- Chcę od niego uciec. Wyjechać gdzieś, cokolwiek. Nie chcę go znać, ale nie życzę mu krzywdy - szepnęłam, choć tak naprawdę jakaś cząstka mnie życzyła mu wszystkiego, co najgorsze.

- W takim razie możemy ci z tym pomóc. - Jake uśmiechnął się delikatnie. - Wystarczy, że nam zaufasz...

- Ellie - mruknęłam cicho, a blondyn przytaknął.

- Więc wystarczy, że nam zaufasz, Ellie - kontynuował. - Nie zrobimy ci krzywdy.

- Przynajmniej nie teraz, póki niczego nie kombinujesz - wtrącił czarnowłosy, a mnie zmroziło.

- Nie zwracaj na niego uwagi, czasem jest bardzo opryskliwy. - Jake przewrócił oczami, a Evan prychnął na jego słowa.

- Ale... Co zamierzacie zrobić? - spytałam, nie czując w stosunku do nich już takiego strachu, jak na początku.

- Tak naprawdę mieszkamy w New Jersey. Byliśmy tu tylko załatwić parę spraw - odparł blondyn. - Jutro z rana wyjeżdżamy. Możemy zabrać cię ze sobą, a co będzie potem, okaże się w trakcie.

- Skąd mam mieć pewność, że nic mi nie zrobicie?

- Wyglądamy na takich, co lubią znęcać się nad kobietami?

- Tak. Macie przy sobie broń i mówiliście coś o narkotykach - palnęłam, wspominając rozmowę Alana i Michaela.

Zaskoczeni mężczyźni popatrzyli na mnie badawczo, a Michael zmarszczył brwi.

- Czyli jednak mi się nie wydawało, że nas podsłuchałaś? - spytał oschle, a ja skuliłam się ze strachu.

- Przechodziłam blisko was. Nie chciałam... - próbowałam się tłumaczyć, ale Evan szybko mi przerwał.

- Wie. Teraz nie możemy puścić jej wolno - mruknął pod nosem.

W co ja się wplątałam?

__________

A dzień dobry, mam dla Was dobrą wiadomość, uwaga... Mamy maraton! Może niektórzy domyślają się z jakiej okazji, spoglądając na mój nick, jednak mniejsza o to. Od dziś do soboty codziennie wstawię po jednym rozdziale, także dostaniecie aż cztery pod rząd. Kto się cieszy?😏

A, i postanowiłam, że normalnie rozdziały będą wlatywać dwa razy w tygodniu, bo czemu nie, skoro mam spory zapas. Kto się cieszy v.2?😏😏

Bay!❤

Saved |PREMIERA 12.06|Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang