5 - Wszystko w porządku?

38 8 4
                                    

W sobotni poranek, Rose została zbudzona przez piękny zapach gofrów, który wypełnił jej pokój. Przeciągając się, wciągnęła powietrze nosem, a na myśl co ją czeka na śniadanie, na jej twarzy namalował się uśmiech. Mozolnie wstała z łóżka i nałożyła swoje kapcie jednorożce, a następnie poczłapała do kuchni.

- Mmm... jak pysznie pachnie - podeszła do kobiety, która stała przy gofrownicy i dała jej całusa w policzek. - Dzień dobry mamuś.

- Dzień dobry kochanie. Z czym zjesz gofry?

- Jeden z nutellą i bananem, a drugi z bitą śmietaną i truskawkami - matka spojrzała zaskoczona na córkę, a blondynka tylko niewinnie się uśmiechnęła. - No co... dawno nie jadłam twoich wyśmienitych goferów.

- Sama jesteś jak ten gofer - odparła, puszczając oko córce.

- Widzę, że ktoś tu ma dobry humor. Idealny moment, żeby ci coś powiedzieć! Pod koniec tego roku jest wycieczka do Waszyngtonu. Mogę pojechać, prawda?

- No nie wiem, to trochę daleko - dziewczyna zrobiła minę szczeniaczka. - Ta minka już dawno przestała na mnie działać, skarbie. Możesz jechać. W sumie nie wiadomo, kiedy taka okazja miałby się powtórzyć.

- Dziękuję! Kocham cię, mówiłam ci już to?

- Ja ciebie też kocham - wypowiadając te słowa, podała córce śniadanie, a ta podziękowała jej wdzięcznym uśmiechem - zostało trochę truskawek, więc może zrobimy wspólnie ciasto? - zaproponowała.

- Pewnie! Pani Collins pytała o ciebie ostatnio i poprosiła, żebym ci przekazała, że czeka na odwiedziny.

- Ach, Kim. Dawno się z nią nie widziałam. Może wybierzemy się do nich na kawę?

- I weźmiemy ciasto! - uśmiechnęła się Rose, wkładając ostatni kęs gofra do buzi. Odłożyła brudne naczynia do zmywarki. Elizabeth w tym samym czasie zaczęła wyjmować potrzebne produkty do przygotowania ciasta.

- Rose, nastaw piekarnik na sto osiemdziesiąt stopni i rozpuść czekoladę z masłem w kąpieli wodnej, a ja ubiję jajka z cukrem.

- W jakiej kąpieli? - spytała Rose.

- Wodnej! I ty śmiesz nazywać się moją córką - powiedziała kobieta opierając dłonie na biodrach.

- Przecież wiem co to znaczy, żarty sobie robię. Matula najlepszy cukiernik, to jak ja bym mogła takich rzeczy nie wiedzieć.

- Nie gadaj tyle tylko rozpuść to, bo musi jeszcze wystygnąć.

Rose nalała do garnuszka trochę wody, położyła na niego miseczkę i wrzuciła dwie tabliczki czekolady oraz kostkę masła. Elizabeth natomiast ubijała trzy jajka z niecałą szklanką cukru na prawie, białą puszysta masę. Po rozpuszczeniu czekolady I masła Rose zaczęła studzić masę, mocząc miskę w zimnej wodzie. Gdy już to zrobiła, wlała czekoladę do jajek wolnym strumieniem, a matka cały czas miksowała. Po połączeniu się składników dosypała mąkę i delikatnie zmiksowała, na końcu wrzucając truskawki i mieszając całość łyżką. Wlała całą masę do blaszki wyłożonej papierem do pieczenia.

Rose, trzymając w różowych rękawicach kuchennych blaszkę, umieściła ją w piekarniku, którego to drzwiczki zamknęła Elizabeth i ustawiła timer na trzydzieści pięć minut.

- Idę się przyszykować. - powiedziała do matki, ściągając rękawice i kierując się w stronę schodów.

Będąc już w swoim pokoju, podeszła do okna i je delikatnie otworzyła. Pogoda była piękna - bezchmurne niebo i zero wiatru. W tamtym momencie była wdzięczna, że mieszka w takim miejscu, bo nie znosiła zimna. Wyjęła z szafy swoją ulubioną, błękitną sukienkę przed kolano. Zdobiły ją małe, haftowane stokrotki, a to co Rose uwielbiała w niej najbardziej, to cienkie ramiączka, które wiązało się w kokardki. Położyła ją na łóżku i szybko zdjęła z siebie pobrudzone mąką ubrania. Ruszyła do łazienki, aby wziąć szybki prysznic.

(NOT) NORMAL LIFE [Zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz