Rozdział 1

424 42 76
                                    

Sobota, 25 marca

Waszyngton, Dystrykt Kolumbii

Podmuchy wiatru, w których wciąż pobrzmiewały echa minionej zimy, utrudniały Jordanowi Faulknerowi rozwinięcie taśmy między drzewami. Żółty materiał trzepotał w jego nieco rozedrganych dłoniach. Mocniej zacisnął na nim palce, by przed samym sobą stwarzać pozory bardziej opanowanego.

Do dzisiaj był pewien, że widok trupa nie robi już na nim wrażenia. Widział ich kilka. Może nie był to wynik, który plasował go w jakiejś czołówce, ale w tych kilku znajdowały się również rozczłonkowane ciała po wypadkach samochodowych. Gdyby chciał, trafiałby na podobne widoki znacznie częściej. Problem w tym, że właśnie nie chciał, a już na pewno nie na takie jak ten dzisiejszy. Nie bez powodu nie przeszedł do wydziału zabójstw, gdy miał taką okazję. Wolał pracę z żywymi.

Wymownie spojrzał na niższego stopniem, stojącego kilka metrów dalej kolegę. Nie wiedział, czego się po nim spodziewać, gdyż zazwyczaj jeździł na patrol z kimś innym. Dzisiejszy skład był nietypowy, przez co Jordan odczuwał jeszcze większy dyskomfort. Co innego znaleźć się w takim miejscu z kumplem, którego od kilku miesięcy widuje się na co dzień, a co innego z jakimś młokosem świeżo po szkoleniu. Co gorsza, funkcjonariusz wciąż się nie ruszył, by odpędzić rosnący tłum, mimo że Jordan już kilka razy mu to polecał. Po prostu nadal wpatrywał się w nagie, poranione ciało kobiety, do którego zostali wezwani. Chwilę wcześniej wymiotował kilka, może kilkanaście metrów dalej. Akurat tego Jordan nie miał mu za złe, sam ledwo się powstrzymał.

Faulkner ledwo co zdążył ograniczyć gapiom swobodny dostęp, gdy od lewej strony rudowłosa kobieta pewnym krokiem podeszła do taśmy. Dopiero wtedy jego dzisiejszy partner nagle drgnął i ruszył się z miejsca. Jordan nie pobiegł mu z pomocą. Na początku. Później zobaczył, że nieznajoma wchodzi na odgrodzony teren.

– Hej! – zawołał, od razu zwracając na siebie jej uwagę. Wyglądała znajomo, jednak nie mógł skojarzyć dlaczego. Spróbował pierwszego, co przyszło mu do głowy. – Dziennikarze nie mają wstępu!

– Dziennikarze? – Zanim do niej doskoczył, z wewnętrznej kieszeni kurtki zdążyła wyjąć pokrowiec z odznaką i legitymacją. Na jego szczęście nie sięgała po przymocowaną do paska broń, lecz właśnie po to. Bez słowa przyjrzał się wyciągniętym w jego stronę dokumentom. – Wyglądam na dziennikarkę?

– Nie wiem. Nie oceniam ludzi po wyglądzie, agentko Timpany.

Libby pokiwała głową, mrucząc pod nosem o wspaniałomyślności starszego oficera Faulknera, którego nazwisko znajdowało się na plakietce przyczepionej do granatowej kamizelki. Mimo że z tej odległości widziała, gdzie jest ciało, poprosiła go, by ją tam zaprowadził. Krocząc przez trawę za rosłym funkcjonariuszem, zerknęła raz za siebie. Daniel Chartier, z którym przyleciała tu na początku miesiąca, właśnie rozmawiał przy taśmie ze stojącym tam młodym policjantem. Miał dowiedzieć się od niego, kto znalazł trupa, a następnie zlecić spisanie zeznań tej osoby, jeśli wciąż się tutaj znajdowała.

Z każdym kolejnym krokiem odór stawał się coraz silniejszy, a podmuchy wiatru dodatkowo wtykały go w nozdrza. W pierwszym momencie Libby chciała dużym łukiem obejść ofiarę i stanąć w ten sposób naprzeciwko policjanta. Gdyby to zrobiła, zsunęłaby się po skarpie do położonej niżej rzeki. Cofnęła się do miejsca, w którym chwilę wcześniej zatrzymał się Faulkner.

– Przypomina tę poprzednią? – Jordan uświadomił sobie, że to właśnie na wcześniejszym miejscu zbrodni spotkał agentkę Lelystrę Timpany. Nie widział jednak trupa. Mógł, ale wówczas postanowił nie wchodzić za taśmę i po prostu pilnować, by nikt nieupoważniony również tego nie zrobił.

Pani PerfekcyjnaWhere stories live. Discover now