)(
Elizabeth była zaskoczona, gdy na ganku swojego domu zobaczyła Stefana. Chłopak prawie że nic się nie zmienił od czasu, gdy ostatni raz go widziała. Jasne kosmyki jego włosów lśniły w świetle dnia, tworząc wokół niego coś na wzór anielskiej aureoli.
- Stefan... - wydusiła.
Ciepły uśmiech wpłynął mu na usta i nagle przypomniała sobie te wszystkie letnie dni w rezydencji Salvatorów, kiedy kładli się na kocyku piknikowym za domem i czytali sobie nawzajem wiersze. Wtedy mieli normalne, szczęśliwe życie. Ona, Stefan i Damon. Razem.
- Cześć, Elizabeth.
Widziała nadzieje rodzącą się w jego zielonych oczach, kiedy zrobiła krok do przodu i stanęła na ganku. Stare panele skrzypiały, kiedy przeszła przez werandę, by otrzepać bambusowe fotele i gestem dłoni zaprosić Stefana by usiadł na jednym z nich. Zgodnie z jej poleceniem usiadł w głębokim siedzisku i odetchnął ledwie słyszalnie.
- Miło cię znów zobaczyć, po tylu latach - wyznał - Damon chciał przyjechać ze mną, ale coś mu wypadło i musiał zostać w Mystic Falls.
- W Mystic Falls? - zmarszczyła brwi, skupiając się tylko na tej części jego wypowiedzi - Wróciliście do rodzinnego miasta?
- Niedawno, ale zdążyliśmy się tak zaaklimatyzować - machnął dłonią - Mamy jednak problemy.
Westchnęła. Mogła się tego spodziewać.
- Czyli dlatego wróciłeś?
Pokiwał niepewnie głową. Odchrząknęła nie wiedząc co powiedzieć, więc palnęła pierwsze lepsze pytanie:
- Chcesz się czegoś napić?
- Pewnie - uśmiechnął się serdecznie, co próbowała choć w lekkim stopniu odwzajemnić.
Zaprosiła go do środka. Zerknęła na niego ukradkiem, kiedy przyglądał się zdjęciom wiszącym na ścianie. Większość z nich była zrobiona w trakcie jej pobytu w Nowym Orleanie, kiedy razem z Alice dały się ponieść atmosferze panującej w sercu Luizjany i imprezowały dzień, w dzień. Na jednej z fotografii tańczyły na blacie trzymając butelki burbonu. Uśmiechnęła się lekko na wspomnienie tamtego dnia, w którym Nowy Orlean stał się jej ulubionym miastem.
Zaprowadziła go do kuchni, gdzie usiadł na jednym z wysokich barowych krzeseł przy wyspie kuchennej. Wyjęła z lodówki zrobioną wcześniej lemoniadę i nalała jej do dwóch szklanek. Przyjął napój z wdzięcznością i upił łyka.
- Jest pyszna - przyznał - Zawsze takie robiłaś, kiedy szliśmy na nasze "kółka poezji, w których uczestniczyły tylko dwie osoby, bo reszta nie mogła słuchać naszego żargonu" - zrobił cudzysłów w powietrzu.
Prychnęła cichym śmiechem na nawiązanie do żartu Damona, który lubił nazywać tak ich schadzki za domem. Zawsze kpił z jej zamiłowania do czytania romansów i wierszy o miłości, mówiąc że jest tylko "marzycielką zapatrzoną w denne historyjki o idealnej miłości, która normalnie nigdy by się nie wydarzyła". Nie cierpiała go za te obelgi, jednak teraz musiała przyznać racje jego słowom. Idealna miłość istniała tylko w jej wierszach i książkach.
- Uwielbiał się z nas nabijać. Przychodził wtedy i zabierał nam książki, zaczynając czytać je na głos swoim dramatycznym głosem - oparła się łokciami o blat, mając za pewne minę jakby coś wspominała.
- O tak, nienawidziliśmy go za te żarty - zaśmiał się.
Stefan zawsze był inny od Damona. Od niej też. Kiedy ona i starszy brat lubili prowadzić bardziej beztroskie życie, Stefan był tym nienagannym, z dobrymi manierami i zachowaniem. Elizabeth nie była taka jak starszy z braci, ale nie była też taka jak młodszy. Zawsze stała gdzieś między nimi i mimo łączącej ją bliźniaczej więzi z Damonem, wolała towarzystwo spokojnego Stefana.
- Może powiedziałbyś mi w końcu, jaki macie problem, skoro musiałeś przyjechać aż tutaj? - klasnęła w dłonie, co było jej nawykiem, którego za nic nie mogła się pozbyć.
Stefan wyglądał na niepewnego, co do powiedzenia jej prawdy, jednak doskonale wiedział, że musiał. W końcu po to tu przyjechał i nie mógł odjechać dopóki jej tego nie powie.
- Katherine wróciła - spojrzał jej w oczy - I chce zrobić piekło z naszego życia.
Czuła jakby żołądek podszedł jej do gardła ze stresu. Już dawno zdążyła w choć minimalnym stopniu zapomnieć o wydarzeniach sprzed lat i pogodzić się z błędami przeszłości. Jednak teraz, gdy jej młodszy brat siedział w jej kuchni prosząc ją o pomoc, czego przyjęcie oznaczałoby wrócenie do bolesnych wspomnień, nie mogła już utrzymać muru obronnego, który z każdą sekundą sypał się coraz bardziej.
- Ja... - wydusiła z siebie - Ja nie mogę, Stef.
Zapewne spodziewał się takiej odpowiedzi, bo jeszcze chwilę wcześniej zanim jej powiedział, widziała gasnące światło w jego oczach. Spuścił zrezygnowany głowę, na co ścisnęło jej się serce.
- Przepraszam, nie pomyślałem - powiedział wstając z krzesła - Nie powinienem był przyjeżdżać.
Ruszył ku wyjściu. Pod wpływem impulsu wybiegła za nim przed dom.
- Poczekaj!
Obrócił się w jej stronę, trzymając już dłoń na otwartych drzwiach samochodu. Dobiegła do niego i kładąc dłonie na biodrach, powiedziała :
- Nie mówię, że się zgadzam, jednak przemyślę to - nie była pewna co do swoich słów i naprawdę nie chciała przeżywać znów na nowo tego z czym się pogodziła, ale radość jaką wywołały w Stefanie jej słowa, wynagrodziły jej wszystko.
W przypływie szczęścia objął ją w pasie i uniósł, okręcając się wokół. Zaśmiała się, kiedy znów postawił ją na ziemi. Odgarnęła jasny farbowany kosmyk włosów za ucho, uśmiechając się szczerze do Stefana.
- Zadzwoń do mnie jeśli zdecydujesz się nam pomóc - podał jej karteczkę z numerem telefonu i adresem mieszkalnym.
Kiwnęła głową, przyglądając się karteczce, jakby miała być jej najgorszym koszmarem. Brat ułożył ciepłą dłoń na jej szczupłym ramieniu.
- Miło cię było znów zobaczyć, Lizzy.
Stanęła na palcach przytulając go i całując w policzek.
- Ciebie też, Stef.
Gdy parę minut później patrzyła jak odjeżdża z podjazdu, zaczęła zdawać sobie sprawę w jakie gówno się wpakowała.
)(
YOU ARE READING
- THE BLOOD CURSE (THE VAMPIRE DIARIES) -
Vampire"Drogi Pamiętniku Katherine Pierce była potworem. Dlaczego więc nadal ją kocham?" Do Mystic Falls powraca zmora braci Salvatore, Katherine. Wampirzyca wzbudza nie mały zamęt w mieście, a Stefan i Damon wiedzą, że są na straconej pozycji w jej grze...