01. RICHMOND

136 10 0
                                    

)(


Zaraz po wyjściu z samochodu, Stefana przywitała wietrzna pogoda Richmond. Zimny wiatr rozwiał jego złote włosy, które poprawił dłonią. Rozejrzał się wokół miejsca, w którym się zatrzymał. Otaczały go pola zbóż i pojedyncze drzewa po obu stronach betonowej wiejskiej drogi. Westchnął zrezygnowany, sięgając po komórkę do kieszeni.

Ku jego radości miał zasięg. Wybrał numer do osoby, która wysłała go na to odludzie. Po kilkunastu sekundach połączenie zostało przyjęte.

- I jak ci idzie szukanie czarnej owieczki naszej rodziny? - usłyszał po drugiej stronie wesoły głos Damona.

- Patrząc na to, na jakim odludziu się znalazłem, mogę powiedzieć, że nijak - parsknął Stefan, na co usłyszał śmiech brata.

- Po tonie twojego głosu jestem w stanie stwierdzić, że masz mnie ochotę zabić - blondyn przewrócił oczami na nieśmieszny żart Damona.

- Lepiej powiedz mi, gdzie dokładnie mam zmierzać, bo w takim tempie nigdy jej nie znajdę - spojrzał w dal, na ciągnącą się drogę.

W słuchawce usłyszał kilka trzasków, które brzmiały jak brzdęk szkła. Domyślił się, że Damon polewał sobie burbonu.

- Boczna droga od autostrady, bar "Bloody Baroness" i urocza barmanka imieniem Alice. To wiedźma. Uracz ją swoim pięknym uśmiechem i zapytaj o uroczą Elizabeth. Możliwe, że ci odpowie..

- Damon! - zawołał, jednak połączenie się urwało.

Przeklął pod nosem nie widząc ani jednej kreski zasięgu. Zrezygnowany obrócił się w stronę samochodu. Nie pozostało mu nic innego niż wsiąść z powrotem i jechać w wyznaczone miejsce.

Będąc już w środku, oparł się ciężko o fotel kierowcy, odpalając silnik. Zerknął na leżącą obok mapę, przyglądając się szybko drodze do najbliższej autostrady. Ruszył dalej.

(...)

Dzwonek wiszący nad drzwiami baru zadzwonił, oznajmiając że do lokalu zawitał nowy gość. Stefan otaksował wzrokiem wnętrze. Bloody Baroness wyglądało podobnie do Mystic Grilla, z wyjątkiem okrągłej wyspy znajdującej się w samym środku pomieszczenia. Ludzie grali w bilarda i rzucali rzutki, jednak to nie na nich zwrócił swoją uwagę.

Dziewczyna za barem okrężnymi ruchami myła ścierką blat przed sobą. Jasnobrązowe włosy zasłaniały jej twarz, jednak mim tego Stefan mógł dostrzec przecinającą lewy policzek bliznę. Chyba wyczuła, że ktoś jej się przygląda, ponieważ uniosła głowę i spojrzała w jego stronę.

Widział jej powiększające się źrenice i szybciej unoszącą się klatkę piersiową. Zgarnęła z blatu szmatkę i detergent, szybkim krokiem ruszając w stronę wyjścia na zaplecze. Nie pozostawiając sobie chwili na myślenie, poszedł za nią.

W pokoju panował półmrok, ale wyraźnie widział pochyloną nad stołem postać. Gdy zrobił krok do przodu, usłyszał trzask drzwi za sobą.

- Po co tu przyjechałeś, wampirze? - zapytała.

Obróciła się do niego, ukazując w pełnej krasie jej piękną, mimo szpetnej blizny, twarz. Wzrok brązowych tęczówek zdawał się wypalać w nim dziurę.

- Jesteś Alice, prawda? - zszedł ze schodów, które skrzypiały pod jego ciężarem - Mój brat, Damon powiedział, że cię tu znajdę.

Dziewczyna parsknęła śmiechem.

- Damon Salvatore - uśmiechnęła się kpiąco - Co u niego? Dalej myśli, że jest Bogiem i może mieć każdą?

Stefan domyślał się, że czarownica przed nim była jedną z ofiar uroku Damona. Jak widać, bardzo pamiętliwą. Postanowił, że dopyta brata o nią, gdy wróci do Mystic Falls.

- Dobrze wiesz, że Damon nie należy do osób cnotliwych - rozejrzał się po pokoju - Nie jest też skromny.

Wiedźma usiadła na jednym z krzeseł przy małym, okrągłym stole i wskazała machnięciem dłoni siedzenie naprzeciw siebie. Usiadł, układając ręce na blacie.

- Skończmy już z tymi żartami. Co cię tu sprowadza, młody Salvatore? - wyjęła spod stołu butelkę i dwie wypolerowane na błysk szklanki.

- Muszę pilnie spotkać się z Elizabeth - powiedział, a Alice zastygła na chwilę w bezruchu.

Uniosła powoli na niego wzrok brązowych oczu i gwałtownie odstawiła szklanki.

- Nie ma mowy, nie pomogę ci - odsunęła się od stołu.

Stefan w wampirzym tempie złapał za jej nadgarstek, na co Alice się wzdrygnęła.

- Chodzi o Katherine.

Spojrzała mu w oczy i ze zrezygnowaniem spuściła głowę.

- Dobrze, ale ostrzegam cię, że może nie być skłonna do rozmowy - wstała z krzesła i podeszła do biurka, gdzie nabazgrała coś szybko na karteczce samoprzylepnej.

Wyciągnęła do niego dłoń dzierżącą różową krateczkę jak trofeum dla zwycięzcy.

- To jej adres. Pamiętaj, że ostrzegałam.

Wziął ją od niej, cicho dziękując. Zerknął szybko na zapisany adres i westchnął z ulgą. W końcu jakaś jasna informacja.

(...)

Gdy stanął przed drzwiami jednorodzinnego domu na jednym z osiedli w Richmond, zaczął nabierać wątpliwości, co do planu Damona. Długo się zastanawiał zanim zapukał w białe drzwi udekorowane wieńcem z różowych kwiatów. Obrócił się w stronę ogródka, który wyglądał na zadbany. Świeżo skoszona trawa, rosnące stokrotki i krzewy, dąb z huśtawką. Życiowa sielanka.

Z letargu wyrwało go skrzypnięcie drzwi. Odwrócił się gwałtownie i zamarł. Blond włosa kobieta patrzyła na niego rozszerzonymi z zaskoczenia oczami. Była ubrana w kwiecistą sukienkę, która sięgała jej po kostki i nagle przypomniał sobie, że kiedyś ubierała tylko suknie w taki wzór. Róże, słoneczniki albo stokrotki. Każda z jej sukni była wyszywana w te kwiaty.

- Stefan - wydusiła.

Uśmiechnął się ciepło.

- Cześć, Elizabeth.

)(

- THE BLOOD CURSE (THE VAMPIRE DIARIES) -Where stories live. Discover now