Prolog

14 0 0
                                    

"Nie uda ci się."

Obcy głos bębnił w jego głowie kiedy przedzierał się przez ciemność. Lewo. Prawo. "Czy ja już tu byłem?" Dawno pogodził się z myślą, że zgubił się w labiryncie korytarzy. Czuł na sobie Ich wzrok. Czaili się w cieniu. Czekali na jeden jego błąd. Wiedział, że nie może się zatrzymać pomimo ognia palącego jego płuca. Wiedział też, że nie powinien był zostawiać swoich podkomendnych. Zganił siebie za tę myśl.

"Rada musi wiedzieć co tu zaszło" powtórzył sobie w myślach po raz kolejny. Mimo to wstyd czaił się z tyłu jego głowy.

"Obiecałeś im" syczał w jego myślach "Miałeś ich chronić."

Próbując odzyskać skupienie chwycił medalion zawieszony na szyi. Połówka dwugłowego sfinksa przypominała mu o domu. O siostrze. Zawsze powtarzał, że przynosi mu szczęście. Jej głos prowadził go w trudnych chwilach. Tak jakby mogła na niego wpłynąć pomimo dzielących ich kilometrów. Zatrzymał się i zamknął oczy. Próbował ignorować horrory wychylające się zza krawędzi wzroku.

„Odpręż się. Byłeś już tutaj." Głos był ciepły. Tak obcy w tym zapomnianym przez bogów miejscu. Zawsze kiedy słyszał go w swojej głowie przechodziła go fala ciepła. Nagłe olśnienie sprawiło, że się uśmiechnął. Wypełniony nową siłą biegł tak szybko jak tylko pozwalało mu zmęczone ciało.

Nie wiedział ile biegł, ale nie miało to znaczenia. Wiedział Gdzie biegł. Nie minęło wiele czasu aż zobaczył światło dnia bijące z końca korytarza. Chciał płakać. Ze szczęścia wiedząc, że ten horror w końcu się skończył. Ze smutku wspominając poległych towarzyszy i towarzyszki.

Krzyk sprawił, że serce zamarło mu w piersi. Ktoś przeżył. Spojrzał w korytarz z którego on dochodził. Wiedział, że powinien ruszyć na pomoc. Mimo to nogi wrosły mu w kamień. Znowu poczuł zimną obecność czających się w cieniu. Poczuł się słaby. Nic nie znaczący. Wiedział, że z nimi nie wygra, więc czemu miałby próbować? Ilu żołnierzy poległo z jego rozkazu? Nie. Ilu zostało zamordowanych przez, przez to COŚ.

"Tym razem miało być inaczej." Powtarzał sobie. Upadł na kolana próbując nie wspominać zmarłych, ale obrazy same cisnęły mu się przed oczy. Złapał się za uszy próbując zagłuszyć nieustanny krzyk.

„Walcz z tym!" Krótka komenda wystarczyła. Jej głos wystarczył. Resztką sił zmusił ciało do posłuszeństwa. Wstał chwiejnym krokiem. Ostatni raz spojrzał w światło. W żywe kolory lasu których prawdopodobnie nigdy już nie zobaczy. Zostawił je za sobą wracając w ciemność.

Kiedy wbiegł do jaskini, wydawała się na niego czekać. Widział jak gładzi połamane rogi. Zbyt gładko jak na ilość odniesionych ran. Rany! Był pewien, że je otrzymała, widział to na własne oczy, jednak kiedy teraz na nią patrzył widział jedynie czarne pręgi. Im dłużej im się przyglądał tym bardziej przypominały mu węże wijące się po jej skórze. 

- Amica? - Słowa grzęzły mu w gardle. Oglądała swoje ciało jakby widziała je pierwszy raz w życiu. Spróbował się uspokoić. - Przywołuję was do porządku żołnierzu! Opuszczamy to miejsce w tej chwili. Jak tylko rada dowie się...

- Ona i tak ci nie odpowie. - Salę wypełniło echo słów wypowiadanych nie tyle przez Amicę, co wychodzące od niej. Towarzyszył im pogłos, niby echo jej własnego głosu. Obserwował jak ciało należące do Amici zaczęło się rozciągać. Jakby prowadziło rozgrzewkę przed treningiem. - Ale za to My z chęcią utniemy sobie pogawędkę. 

Złapał za medalion szukając ochrony. Zrobił krok w tył.

- Nie mamy o czym rozmawiać. - Wycedził przez zęby. 

Kolejny krok. Odruchowo sięgnął po broń, ale ręka znalazła tylko powietrze. Zaklął pod nosem. 

- Drugie piętro, jaskinia numer pięć łamane na "A". Tam porzuciłeś swoją broń kiedy zacząłeś uciekać. Och, proszę cię - ciało Amici zaczęło się zbliżać - nie rób takiej zdziwionej miny. Obserwujemy was odkąd tylko tutaj weszliście. 

- Czym ty jesteś? - Serce wydawało się próbować wyrwać mu się z piersi. Chciał się wycofać, ale uderzył plecami o ścianę. Zignorował rodzące się pytanie "Skąd ona się tu wzięła?! Całą uwagę skupiał na przeciwniku.

- Lubimy myśleć o sobie jako o dobrym duszku, który spełnia życzenia - Usta Amici wykrzywiły się w złym uśmiechu. - Ta tutaj na przykład błagała o przeżycie. Pytanie brzmi czego Ty sobie życzysz rycerzyku?

Czas zdawał się ciągnąć w nieskończoność kiedy próbował wymyślić odpowiednią odpowiedź. Jego pierwszym odruchem była próba uniknięcia wciągnięcia w jakiekolwiek gierki. Właśnie wtedy Amica przemówiła swoim prawdziwym głosem. Słuchał jak błagała go, żeby jej pomógł, widział ból na jej twarzy, kiedy próbowała rozdrapać miejsca w których jeszcze nie tak dawno temu znajdowały się rany, zapewniając go jednocześnie, że da radę wrócić i być świadkiem przed radą. Czuł smród walki na jej ciele kiedy ją przytulał. Pozwolił jej się wypłakać kiedy gładził jej włosy. Nie odezwał się też ani słowem kiedy powtarzała mu, żeby nie ufał tej istocie. Zapewniała go, że jeśli sobie tego zażyczy da mu czas, powstrzyma tę istotę na tyle długo, żeby mógł uciec. Ale on podjął już decyzję. Wiedział jakie ma życzenie. 

- Wypuść wszystkich którzy przeżyli, pozwól im pochować naszych zmarłych i wrócić do domu.  - Jego słowa, pomimo tego, że ciche odniosły zamierzony cel. Amica delikatnie, choć stanowczo odepchnęła go od siebie. Złowrogi uśmiech wrócił na jej usta.

- Zgoda. W zamian za to zostaniesz naszym heroldem, zwiastunem nowego porządku. 

Pomyślał o domu, o młodszej siostrze, zawsze powtarzała, że jest z niego dumna, że w przyszłości chce być taka jak on. Teraz prawdopodobnie daje się z siebie wszystko w akademii. Pomyślał o rodzicach, nawet pomimo wiecznych kłótni między nimi nie mógł się przed tym powstrzymać. Nie było wielu rzeczy których żałował w swoim życiu, ale fakt, że nie pożegnał się z nimi po ostatniej kłótni był na pewno jedną z nich. Zastanawiał się co dokładnie teraz z nim będzie, ile czasu minie nim jego żołnierze przekażą radzie wojennej lokację tego zapomnianego przez bogów miejsca i zniszczą je w cholerę. Zdjął medalion i obwiązał go wokół ręki, zastanawiając się czy pomoże mu też w tej być może ostatniej chwili.

- Niechaj tak będzie.

Dopiero kiedy wypowiedział te słowa zobaczył, że jest przez Nich otoczony. Setki, jeśli nie tysiące pająków zaczęły wspinać się po jego nogach, wbijały mu swoje członki gdzie tylko znalazły kawałek miejsca. Na początku z tym walczył, całymi garściami zrzucał Ich z siebie, starał się nie pozwolić dojść bólowi do głosu. W końcu się poddał. Padł na kolana kiedy pierwszy z pająków wszedł mu pod skórę. Krzyczał czując jak pożerają mu mięśnie, kawałek po kawałku, przedzierając się coraz głębiej, błagał by szybko doszły do serca, mózgu, czegokolwiek co pozwoli zakończyć jego cierpienie. Było jednak inaczej. Z początku ból go ogłuszył, zacisnął pięści czując jak coś pęka pod ich naciskiem, z czasem jednak ustąpił a w jego ciało wstąpiły nowe siły. Usłyszał głos, ten sam którym przed chwilą przemawiała Amica, tym razem jednak odbijał się echem w jego głowie.

"Teraz jesteśmy jednością."

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Nov 16, 2020 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Prawo ImperiumWhere stories live. Discover now