37. Olivia - Ostatni pocałunek

Magsimula sa umpisa
                                    

Uśmiecham się. Dobrze wiem, że jest do tego zdolny. Jeśli chce jest wstanie zrobić wszystko. Taki już jest.

Czasami zastanawiam się czy ty aby na pewno jesteś normalny.

Dostaję odpowiedź po dwóch minutach.

Nigdy nie byłem normalny, skarbie.

- I jak? Wysyła ci wiadomości o tym co chce z tobą robić w nocy? – unoszę brew patrząc pytająco na Sam. Głodnemu chleb na myśli.

– Kiedy ktoś cię pożądnie wyruchał? – Eva zadaje pytanie, a ja o mało nie krzutuszę się sokiem.

– Nie wiem właśnie. Gorzej jak znowu zostanę dziewicą – udaje załamanie – Ale lepiej być cnotką niewydymką niż sypiać z byle kim.

Odkąd Sam zerwała z Harrym z nikim się już nie spotykała. Ona szybko się nudzi. Nie lubi stabilności. Wręcz jej nie chce i szuka zabawy. To jej życie. Nikt nie ma prawa jej oceniać. Nie chcę mieć dzieci, bo mówi, że nie mogłaby usiedzieć w domu. Zresztą ona nawet nie wierzy, że mogłaby być dobrą matką. Wychodzi z takiego założenia, że lepiej nie wydawać na świat nowego życia nie wiedząć czy sprawdzi się w tej roli. Szanuje jej podejście.

Po jakiś dwóch godzinach siadamy na ławce zrobionej z palet z ogromem różnokolorowych poduszek przy okrągłym stoliku pod parasolem. Siedzimy w ogródku przed barem z widokiem na plażę. Kilka stolików dalej  siedzi para sieniorów jedzących lody w szklanej wazie. Niedaleko małżeństwo z tróją dzieci i grupka turystów. Słońce daje po twarzach, a lekki wietrzyk jest orzeźwiający. Pogoda jest idealna. Dwadzieścia dziewięć stopni. Szum fal.

– Co zamawiecie? Ja chyba piwo z beczki – Eva przegląda menu przyniesione pare sekund temu przez kelnerkę. Mamy ochotę na zwykłe piwo bez żadnych wynalazków i obleśnie słodkich drinków.

– Dobra to razy trzy. Ja płacę! – krzyczę, uciszam je palcem. Przygotowuje portfel. Mieszkamy w mieszkaniu Riccardo w centrum. Nie musimy za nic płacić. Chyba, że za swoje prywatne rzeczy i jedzenie takie jak zamawianie pizzy. Dwa razy w tygodniu pomoc domowa przemiła pani Sole przynosi duże zakupy, które zapełniają całą lodówkę. Kochana kobieta. Nie sprząta i nie gotuję chociaż normalnie, by to robiła jednak my nie mogłybyśmy tak siedzieć i patrzeć z winem w ręku jak ona czyści wszystko na połysk. Jesteśmy młode, a takie czynności robimy na codzień, nie mamy od tego ludzi.

– Co podać? – pyta z uśmiechem. Jest wysoka, ma piękne długie nogi, brązowe włosy i dziwię się, że z taką urodą, której jej zazdroszczę nie jest modelką.
Na czarnym  fartuchu kelnerskim ma logo baru. Beczkę piwa, obok kufel z piwem a na nim nazwa.

– Trzy razy piwno z beczki poprosimy – płacę po czym dziewczyna odchodzi.

– Chciałabym mieć takie nogi – mówię do dziewczyn. Wpatruję się w punkt za mną. Nie widzę o co im chodzi, więc zaciekawiona wychylam się. Ach tak, wysportowani faceci bez koszulek z deskami w ręku. Blondyni i nie powiem niezłe z nich ciacha.

– Eva przypomnę ci, że Doriano niedługo wróci – szepcze śmiejąc się.

– Od tego mam oczy, żeby patrzeć – odprowadza jednego z nich wzrokiem. Kręcę głową. Po jakimś czasie zniecierpliwione czekamy na swoje zamówienie. To tylko trzy piwa i chyba żadnej filozofii w ich nie ma.

– Może pójdę i się zapytam o co chodzi. Czekamy tu już jakąś godzinę – Sam proponuję. Po chwili z baru wychodzi kelnerka z tacą w ręku. Niesie na niej nasze piwa. Uśmiecha się przepraszająco. Odkłada kufle na stolik.

– Przepraszam, bardzo małe problemy techniczne – mówi i ucieka niczym spłoszona mysz. Wzruszam ramionami i upijam łyk dobrego, zimnego piwa – Wybaczę im te spóźnienie. Śmiejemy się i pochłaniamy rozmowie. Po godzinie wracamy na plażę. Każda z nas zdejmuje sandały. Idziemy wzdłuż Morza Śródziemnego. Każda z nas trzyma w ręku buty. Trzymamy się za ręce. Czujemy się jak beztroskie nastolatki. Bez problemów i zmartwień.
Życia nie da się ominąć. Trzeba płynąć z jego nurtem. Śpiewamy stare piosenki z lat swojej młodości. Słońce zaczyna zachodzić. Siadamy na piasku i oglądamy piękny widok, każda z rozmażoną twarzą. Zamykam oczy.

– Dziewczyny poczekajcie tu na mnie idę do łazienki – Sam krzyczy i odchodzi. Zostaje z Evą same.

– Pamiętasz jak uciekałyśmy z lekcji? I Pan od matematyki przyłapywał nas i krzyczał, że mamy wracać do szkoły? – Eva rozpoczyna, dalej wpatrując się w horyzont. Wiem, że zawsze uzyskam od niej wsparcie. Pomimo tego, że to ona jest duszą towarzystwa zawsze zachowuję zimną krew.

– Albo jak poleciałam z Tobą do Mediolanu pierwszy raz? Jak twoja sąsiadka podkablowała nas twojej mamie, że pijemy w krzakach – uśmiecham się na to wspomnienie. Ta kobieta zawsze taka była. Chociaż wtedy byłyśmy dorosłe jej to nieprzeszkadzało ważne, że mogła uprzykrzyć komuś życie.

– Pamiętam.

– Lub jak uciekałyśmy przed chłopakami, którzy chcieli zaprosić nas na domówkę – wybucham śmiechem. Naprawdę mieli dobre intencje. Tylko my za dużo sobie wyobrażałyśmy. Wzięłyśmy ich za gwałcicieli. Jednak poszłyśmy i świetnie się bawiłyśmy.

Gdy zostaję podniesiona piszczę. Czuję jego perfumy, więc jestem spokojna. Krzyczę, gdy orientuje się, że idzie w stronę morza.

– Rick, ja naprawdę nie chcę! – jednak go to nie obchodzi. Wchodzi do wody razem ze mną. To nic, że jesteśmy w ubraniach. Od razu mnie łapię, bo dobrze wie, że z pływaniem i mnie kiepsko. Wpija się w moje usta. Całuje zachłannie, jakby był to nasz ostatni pocałunek. Nasze ubrania przylegają do ciała. Nie obchodzi mnie wzrok innych ludzi. Nie obchodzi mnie to, że jesteśmy mokrzy. Gdzieś mam to, że komuś może to przeszkadzać. Oni mnie nie znają w tym momencie zna mnie tylko on.
Nic się nie liczy. Tylko ta chwila ma teraz znaczenie, bo choćby świat miał walić mi się na kolana zrobię wszystko co w mojej mocy, by był szczęśliwy. Nawet, jeśli nie ze mną.

---------------------------------------------------

Pierwszy rozdział po przerwie. Czy jestem z niego zadowolona? Powiedzmy, lecz mógł być lepszy. Poprawię go już rano, bo teraz nie mam do tego głowy.

To jak będą razem czy nie będą? 🤔❣️🙈

Okiełznać Diabła [Zakończone] Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon