Na jednej z dzikich plaż

2.1K 37 119
                                    

!UWAGA!
Samobójstwo
---------------------------------------------------

Tobio

Suga skiną mi głową. Wstałem powoli jakby licząc że przedłużenie tego momentu coś zmieni. Zająłem jego miejsce, spojrzałem na ludzi przed sobą, na drużynę. Każdy z nich przypominał o jakimś zdarzeniu co otwierało rany. A te im głębsze się stawały tym mocniej powzalały wypłynąć poczuciu winy. Zaczęli się we mnie wpatrywać, wszyscy, już ten czas. Wziąłem głęboki oddech.

...

- Kageyama! - usłyszałem za sobą znajomy krzyk i nagle leżałem na ziemi.

- Co ty robisz? - fuknąłem próbując wygrzebać się spod Hinaty. - Chcesz abyśmy nabawili się kontuzji!? - nagle oczy chłopaka zmieniły się w dwa przerażone spotki.

- Oczywiście, że nie! Nie moglibyśmy wtedy zagrać przeciwko Nekomie! - rudzielec usiadł przede mną wyzwalając mnie. Otrzepałem się z kurzu słuchając o tym jak pokonamy ich w naszym następnym meczu.

- Wiem przecież. - mruknąłem gdy ryży zamilkł aby złapać oddech. - I aby było im jeszcze ciężej przygotowałem coś. - dodałem cicho patrząc czy nie ma Daichiego. Gdyby tylko usłyszał że mamy zamiar trenować w dzień wolny trzymał by nas przy sobie aby do tego nie dopuścić.

- Naprawdę!? - Shoyo aż podskoczył z podekscytowania. - Co takiego?! - gestem dałem mu znać aby nieco ściszył głos wstając.

- Pamiętasz tamten atak w meczu z Johzenji? - chłopak energicznie pokiwał głową. Nie było szans aby nie pamiętał, stało się wtedy coś niesamowitego. - Ćwiczyłem to i chyba dam radę zrobić to umyślnie.

- Musimy już to przećwiczyć! - rudy złapał mnie za rękaw i pociągnął w stronę plaży. Spojrzałem jeszcze za siebię, Sugawara i Daichi akurat przepraszali za Tanakę i Nishinoyę więc mieliśmy szansę. Wyrwałem się do przodu, nadal nie znosiłem przegrywać z krewetką. Hinata nie dał za wygraną i zaczął się kolejny z naszych wyścigów, skończył się remisem i sporą zadyszką. - Łap! - Shoyo rzucił mi piłką którą wyjął z torby. Krasnal nawet na wypad na plażę ją brał. Podrzuciłem ją kilka razy aby ją wyczuć, była już nieco zużyta przez co nieco inaczej wywarzona.

- Musisz zrobić nabieg stąd. - pokazałem mu tor którym powinien podażyć. Wiedziałem że nauczenie go schematu nie będzie proste, zawsze miał problemy z takimi podstawami. Ustawiłem się w odpowiednim miejscu i podałem piłkę Hinacie. - Gotowy? - na twarzy krewetki ukazał się szeroki uśmiech.

- Tak! - piłka poleciała. Gdy ją odbiłem zobaczyłem już że będzie nieco za wysoka dla Hinaty do tego ataku.

- Cholera. - mruknąłem słysząc jak piłka odbija się od drugiej strony boiska. - Jeszcze raz! - powtórzyliśmy atak, znów w nie doskonałej wersji. Musiałem przestawić się na wystawianie jej dla Hinaty. Ćwiczyłem wcześniej sam, nie widząc gdzie dokładnie ma się znaleść piłka. Po pół godzinie w końcu udało się wykonać coś podobnego do tamtego manewru.

- Niesamowite! - chłopak podskoczył trzymając się za nadgarstek. Sam też się ucieszyłem, w końcu te parę tygodni treningu ukazało swój owoc.

- Tutaj jesteście. - lodowaty głos nagle zmroził powietrze. Powoli odwróciłem się aby napotkać równie mroźne spojrzenie naszego kapitana. - Co tu robicie? - uśmiechnął się w ten przerażający sposób. Przełkbąłem ciężko ślinę i już miałem czyjąś dłoń na karku.

- Daichi, uznajmy że nic się nie stało. - ciepły głos Sugawary może by i mnie zmylił gdybym nie czuł tego rosnącego nacisku. - Chłopcy chyba już wiedzą że źle zrobili. - równocześnie skineliśmy z Shoyo głowami. Suga trzymał krewetkę w ten sam sposób.

- Dobrze. - skinął głową Daichi jednak uścisk na karku się nie rozluźnił jeszcze przez dwie sekundy.

- Asahi mówił że uruchomili diabelskie koło! - donosicielem tej informacji okazał się Yamaguchi przerywając w ten sposób tę niewygodną sytuację.
Skończyło się tak że każdy usiadł w wagoniku ze swoją, mniej lub bardziej, oficjalną parą. Nadal mnie bawiło jak nasz kapitan i vice starają się ukryć swój związek.

- Tak też jest miło. - westchnął Hinata przerywając moje rozmyślania. Przytaknąłem mu a on położył mi głowę na ramieniu. - Fajnie byłoby jeszcze kiedyś to powtórzyć. - spojrzałem na moją kreweteczkę, patrzył w świat pod nami z jakąś nie znaną mi nostalgią.

- Możemy. Z tego co widziałem wynoszą się dopiero za miesiąc więc zdążymy przyjść po obozie treningowym. - odparlem chwytając go za rękę. Jego uścisk był zaskakująco mocny.
Po przejażdżce wszyscy poszliśmy na lody. Musiałem Hinacie kupić dokładkę ponieważ pierwszą porcję upuścił przy okazji jakiejś rozmowy z Yamaguchim, chyba tylko on potrafił tak żywo gestykulować przy zwykłej rozmowie.

- Dzięki Tobio! - wyszczerzył się wyjmując z mojej dłoni rożek z gałką o smaku smerfowym. Jego gust był nie raz rozczulający.

- Tylko tego nie zniszcz. - mruknąłem liżąc swojego, śmietankowego, loda.
Reszta dnia upłynęła spokojnie na rozrywkach typu dom strachów czy konkurs w szczelaniu do kaczek, gdzie wygrał ten przeklęty czterooki. Gdy wróciliśmy do ośrodka był już wieczór i większość planowała zwyczajnie odpocząć, jednak ja z Hinatą musieliśmy jeszcze coś zrobić. Nie zauważeni wymknęliśmy się na boisko do siatkówki na podwórku.

- Dasz radę skoczyć nieco wyżej? - spytałem po kolejnej nie udanej próbie. Wiedziałem że potrafi to zrobić, może była to kwestja zmęczenia. Chłopak nawet na molo gdzie nie musiał skakał co chwilę.

- Jasne. - skinął jednak widziałem że zmęczenie daje mu się we znaki. Tym razem specjalnie podałem nieco niżej aby mój ukochany mógł dobrze zaatakiwać, może przez uczucia stawałem się zbyt miękki. Uśmiech Hinaty i powrót błysku do jego oczu rozwiał tę myśl, to zagranie nie było tylko z miłości. Rozegrałem kolejną piłkę, tym razem tak jak powinienem i udało mu się. Po raz pierwszy udało nam się to zrobić celowo. Okrzyki radosci wyrwaly nam się z piersi a Shojo skoczył na mnie. Złapałem go i podczymałem.

- Udało nam się. - zaśmiałem się lekko dotykając nosem nosa Hinaty. Rudzielec w odpowiedzi pocałował mnie w ten swój unikalny sposób. Może to był tylko wynik chemi czy energi krewetki ale jego usta zawsze leżały na moich inaczej niż kogokolwiek innego.

...

- Nie rozumiałem kiedy mówił mi: dzisiaj ostatni raz zaserwuj mi tak jak gdyby umarł czas. Teraz już rozumiem. - spojrzałem na trumnę. - Tak chciał się porzegnać. Poprzez siatkowkę którą tak lubił. - przełknąłem ślinę nie mogąc oderwać wzroku od tego martwego drewna. - Zawsze pełen radości, ciągle gonił wiatr, spragniony życia. To są słowa opisujące Shoyo. - znów poczułem tę złość wzbierającą we mnie. Wiedziałem że nie powinienem ale nie mogłem się zatrzymać. - Mieliśmy wiecznie ze sobą trwać! Obiecałeś mi to kiedyś a teraz leżysz w trumnie! - łzy rozmazały mi widok. - Chciałem ze wszystkich sił pozostać z tobą! Dalibyśmy radę! - poczułem na ramionach czyjeś ręce więc się wyrwałem i oparłem o trumnę. - Dlaczego to zrobiłeś!? Wystarczyło powiedzieć. - mój głos mnie już zawodził zmieniając słowa w łkanie. Uderzyłem o wieko, zapomniałem o innych, byłem tylko ja i ta przeklęta drewniana puszka z zamkniętym w niej moim ukochanym. Zawiodłem go. Powinienem był się zorientować. Nagle poczułem ciepło, to Sugawara mnie przytulił. Nie miałem siły walczyć. Pozwoliłem mu się odprowadzić do ławki.

- To nie twoja wina Tobio. - szepnął jakby wiedząc o czym myślę. Daichi jak zawsze dołączył się do Sugi w uspakajaniu. Chciałem im wierzyć, jednak nie potrafiłem. To ja byłem chłopakiem Shojo, to ja powinienem odczytać te znaki. Zawiodłem.
------------------------------------
2 shot i już zabijam bohatera? Ups :"D ale chyba tego się spodziewaliście :"D
I tak inspiracja jedną z moich ulubionych piosenek (media)
Mam nadzieję że mimo smutnego tonu się podobało i życzę miłej nocy ^^
(Tytuł jest wynikiem nawyku (zawsze inspirowane miały tytuł od źródła) iii nie mam pomysłu :"D)

One shoty z Haikyuu!!! : D Where stories live. Discover now