Szczur (sorf vore)

35 3 0
                                    



Forkis otworzył oczy, które w ciemności momentalnie nabrały czerwonawego poblasku infrawizji. Tę pozostałość po jego dziedzictwie zarówno wrogowie, jak i achij, brali najzwyczajniej za bioniczną modyfikację gałek ocznych. I dobrze. Kiritianina zadowalało, że wszyscy tak właśnie myślą. Ujrzał placki mchu porastające sufit, emanujące własnym światłem. Uniósłszy obolałą głowę, lekko zdziwiony dostrzegł brązowego szczura karłowatego, który stał na jego piersi i najwyraźniej zastanawiał się, czy brodawka tej ogromnej istoty nadaje się do jedzenia. Forkis uśmiechnął się samymi kącikami ust. Szczur, który myślał, że znalazł trupa, znieruchomiał. Napiął malutkie mięśnie i bacznie obserwował twarz człowieka czarnymi ślepiami, czasem poruszał wąsami.

– Ożeż... No ładnie, wpakowałaś mnie do grobu. – Mężczyzna rozpoznał ograniczające go cztery kamienne ściany. Wiedział, gdzie się znajduje. Podczas transportu dwa razy odzyskał świadomość: na pustkowiu, gdzie dostrzegł plecy ciągnącego go pilota wrogów, oraz przy wejściu do Ch'amiya b'aq, pradawnej świątyni zwanej Kościane Berło, której frontową elewację widział dawno temu, przy wcześniejszej wizycie na planecie. Dlatego nie był zaskoczony, gdy zamiast posępnego nieba ujrzał kamienny strop. Ale co to za pomysł, by ładować go do grobowca? Mało było lepszych miejsc w świątyni, nadających się na przechowanie rannego? Uśmiechnął się szelmowsko. Zamysł rebeliantki w istocie był zabawny. – Czyli jesteśmy na planecie Aj w Strefie Niczyjej, w sąsiedztwie Skorpiona.

Z łatwością pozbył się nadtopionego wybuchem kabla pętającego mu ręce. Wystarczyło tylko parę razy mocniej szarpnąć nadgarstkami, by poluzować pętlę i uwolnić zdrętwiałe dłonie.

Tymczasem głupi szczur, zamiast jak najszybciej zmyć się z pola widzenia Kiritianina, dalej stał na jego piersi i gapił się, jak olbrzym dochodzi do siebie.

Było już za późno, gdy zdecydował się na ucieczkę. Forkis pochwycił go błyskawicznym ruchem ramienia. Ścisnął w garści tak, że sterczał z niej tylko ogon i łepek.

– Ależ zgłodniałem – rzekł do zwierzęcia miłym tembrem głosu. Usiadł, stękając i krzywiąc się z bólu. Zignorował go i wyprężył się, wyciągając wolną rękę, by wyprostować kości.

Porządnie już zaniepokojony szczur coraz bardziej zaczynał się szarpać i popiskiwać. Serduszko stukało intensywnie w drobnej piersi jak miernik promieniowania w miejscu wybuchu. Uzurpator mógłby przysiąc, że czuł drgania przez biometal rękawicy.

– No i czego się boisz, mały? – zapytał spokojnym, hipnotyzującym głosem, owijając ogon gryzonia wokół palca drugiej ręki. Oblizując się długo i wpatrując się w stworzenie głodnym wzrokiem, gładził je tkliwie po grzbiecie. Pociągnął językiem po jego łebku, zostawiając na sierści gęstą ślinę. – Spójrz na to inaczej. Gdyby nie ja, zdechłbyś pod jakimś kamieniem, pożarty przez bakterie i robaki, a tak staniesz się częścią najpotężniejszego człowieka we wszechświecie.

Kiritianin uśmiechnął się nieporadnie na dźwięk tych słów. Najpotężniejszy człowiek we wszechświecie tkwił oto w podziemiach zapomnianej świątyni, strącony z orbity przez anonimową rebeliancką gówniarę. Westchnął, rozbawiony. Cóż, zawsze jakaś odmiana. A z dziewczyną, o ile wciąż żyje, rozprawi się potem.

– Ciii, spokojnie. – Dmuchnął szczurowi w pyszczek, po czym zwrócił się do niego poważnie: – Potrwa to niedługo. Będzie bolało, przynajmniej za kilka minut. Ale początek powinien ci się podobać.

Wsunął jego łapkę sobie do ust i smakował ją delikatnie przez chwilę językiem. Mruknął z zadowoleniem.

Gryzoń zwariował, zaczął miotać się i piszczeć jak szalony, w pełni świadomy tego, co się zaraz stanie.

Był jednak bez szans.

– Przyjemnej podróży, maleńki.

Forkis włożył go sobie do szeroko otwartej buzi. Bawił się nim przez chwilę, przesuwając go językiem i mięśniami ust, by zwilżyć jak najmocniej. Rozsuwał raz po raz zęby, tworząc złudny prześwit, a gdy zwierzę próbowało się wydostać, zatrzaskiwał je i zgarniał znów językiem w stronę przełyku. Głód głodem, ale trzeba się też trochę zabawić. Zwłaszcza w takich okolicznościach. Zdezorientowany gryzoń nawet nie pomyślał, że mógłby chociaż osiągnąć tyle i pokaleczyć jamę ustną napastnika.

W końcu Forkis odchylił nieco głowę i głośno przełknął gryzonia żywcem. Przesuwał palcem po wybrzuszeniu na gardle, gdy zawartość wędrowała w dół. Czuł, jak przerażone stworzenie ledwo drga, ściśnięte mięśniami przełyku. Moment perystaltyki żywych istot sprawiał mu największą przyjemność. Przez jakiś czas odczuwał ruchy, gdy szczur znajdował się już w żołądku, słabsze z każdym kolejnym długim oddechem Kiritianina. Ale i tak trwało to dość długo, bo wiele minut. Poklepał się po brzuchu. Kochał to uczucie, nie miało prawa nigdy się znudzić. Uczucie nieposkromionej dominacji, gdy odbierał życie małym istotom w iście barbarzyński sposób. W końcu był zabójcą mającym do wszystkiego prawo, więc dlaczego miałby nie korzystać z uważanych nawet za najbardziej makabryczne przyjemności? Dlaczego miałby nie korzystać z życia na swoje ulubione sposoby? Nikt nie mógł mu się przeciwstawić, bogowie nie mogli go pokarać, bo nie istnieli. Wierzył w nich dawno temu, ale wszystko się zmieniło. Nie ma nieba ani piekła, kary za grzechy ani sądu ostatecznego. Jest tylko odpowiedzialność za własne czyny. Chwała dla drani i pogarda dla uczciwych.

Beknął. Przesunął językiem po wargach. Wydłubał z między zębów kawałek futra. Słyszał i czuł, jak mocniej zabulgotało mu w żołądku.

Jako że wciąż czuł się osłabiony, położył się ponownie na kamiennej płycie. Zaczął okręcać palcami metalową kapsułę – zawieszony na łańcuchu talizman. Sprawdził, czy ma przy sobie jakiś sprzęt. Tak jak się spodziewał, kalety przy pasie zostały opróżnione, jednak oba schowki w nadbiodrku pancerza mógł otworzyć tylko on. X17A4 – pistolet na samoodnawialną amunicję świetlną, który był podstawowym wyposażeniem każdego Kiritianina – nadal więc tkwił na swoim miejscu, a drugim schowku Forkis znalazł pojemnik z ampułką i dołączoną do zestawu mikrostrzykawkę. Uniwersalny medykament był skarbem w warunkach polowych, bo mógł zarówno hiperstymulować układ odpornościowy w razie infekcji, ograniczać krwawienie przy dużych zranieniach niebędących uszkodzeniami tętnic, jak i neutralizować w ciele wszystkie znane medycynie Nieśmiertelnych trucizny.

Forkis wyszedł z sarkofagu niczym przebudzony wampir parę terreńskich kwadransów później, gdy poczuł, że wracają mu siły. Spojrzał na zdziczałe pieczarki, które pięknie rozrosły się po podziemiach, niegdyś hodowane tu przez akolitów świątynnych. Wiedział, że energia pozyskana z lichego szczura nie starczy mu na długo. A jedyną pigułkę energetyczną, jaką miał przy sobie, ukradła rebeliancka gnida. Nie przejął się tym zbytnio, drwiący uśmiech wykrzywił jego blade oblicze. Następny posiłek urządzi sobie z delikatnego ludzkiego mięsa.

OnkalotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz