1 rozdział

1.9K 116 101
                                    

Angelina
 


Wytarłam spocone ręce w poliestrowy fartuszek z falbanką u dołu i logiem knajpy na środku, centralnie na moim brzuchu. I tak był do prania, więc się nie martwiłam, jeśli zostawiłabym na nim jakieś tłuste pozostałości jedzenia. Wierzchem dłoni potarłam czoło, ciesząc się, że za pół godziny kończyłam zmianę. Tego dnia był wyjątkowy ruch na trasie, przy której stał lokal Loco-Bistro, gdzie pracowałam już przeszło dwa miesiące.

– Ann, coś się stało? – zapytała właścicielka, patrząc stroskanym wzrokiem, jak nerwowo przygładziłam krótką czuprynę.

– Nie, Eliano, wszystko w porządku. Jestem tylko zmęczona – odparłam i odwróciłam się do stolika, który nazywałyśmy dziesiątką, by pozbierać brudne naczynia, w nieładzie porzucone przez grupę motocyklistów. Fuknęłam pod nosem, gdyż nie zostawili napiwku. Zapewne przez moje, nieodpowiednie w ich mniemaniu, zachowanie. To, że wyglądem przypominałam zadziorną harleyówę, nie znaczyło, że taka byłam. Głupie teksty i próby łapania mnie za tyłek zmusiły szefową do wyjęcia na ladę kija bejsbolowego, choć już wcześniej dałam sobie radę z namolnymi facetami swoimi ciętymi ripostami.

– Może odpocznij? Zastąpię cię.

– Nie trzeba, naprawdę. Zaraz powinna pojawić się Charlie – rzuciłam bezbarwnym tonem, powstrzymując się przed powiedzeniem kilku słów za dużo.

Lubiłam szefową, ale gdy zaczynała mi matkować, wybuchał we mnie jakiś wewnętrzny wulkan agresji. Nienawidziłam, jak ktokolwiek się o mnie martwił. Ba, ja nie potrzebowałam, by ktokolwiek się o mnie martwił. Nie mogłam przywiązywać się do ludzi. Niestety, musiałam tu pracować jeszcze przez kilka tygodni, by odkuć się za naprawę auta. Jak na złość, ten złom musiał się zepsuć w małej mieścinie, gdzie nie było porządnego mechanika, a jedynie starszy jegomość, który trudnił się naprawą okolicznych sprzętów takich jak kosiarki i od czasu do czasu traktor. Owszem, mogłam wezwać lawetę i zapłacić setki dolarów za szybkie przywrócenie do życia starego forda, ale zwyczajnie nie miałam na to kasy, więc byłam zdana na łaskę pana Browna. Zanim rozebrał auto, by stwierdzić, co się zepsuło; zanim zamówił części, które chyba jechały powozem przez cały stan; zanim poskładał to wszystko do kupy i uruchomił charczący silnik, minęły trzy tygodnie, podczas których straciłam wszelkie zapasy pieniędzy na przydrożny motel. Na szczęście Eliana się nade mną zlitowała i zaoferowała spanie na tyłach baru oraz pracę u siebie, choć już pierwszego dnia ją o to prosiłam. Widocznie nikt tu nie lubił przyjezdnych. Pewnie po czasie zdałam test na wioskowego świeżaka i w końcu wzbudziłam jakieś ludzkie odruchy czy współczucie.

Zebrałam na tacę naczynia i w pośpiechu wyniosłam je na zaplecze, gdzie szefowa stała z kucharką i coś jej opowiadała żywo gestykulując. Pani Taylor, stara jędza, mnie nie znosiła. Z wzajemnością. Zawsze robiła mi pod górkę swoimi komentarzami, że źle zmyłam gary, niedokładnie wytarłam stoły, nie tak pokroiłam warzywa. Jeśli miała zły dzień, potrafiła się nawet doczepić, że nie zabiłam muchy, co latała natrętnie w pobliżu jeszcze surowego mięsa. Teraz też zauważyłam złośliwy grymas na pomarszczonej twarzy, ale przy drzwiach zadzwonił dzwonek obwieszczający nowych klientów, więc zostawiłam tacę na ladzie i wyszłam, odprowadzana wściekłym wzrokiem kucharki i pobłażliwym szefowej. Wróciłam do sali jadalnej, gdzie przy wolnym stoliku lokował się zastępca szeryfa Junction City, miasteczka na trasie do Lexington w Kentucky. Wkurzało mnie, że tak często przyjeżdżał tu na obiad, zupełnie jakby nie miał u siebie w mieście żadnej knajpy, ale znaczące spojrzenie Eliany nie raz dało mi do zrozumienia, że robił to dla mnie.

– Dzień dobry, Noah, to co zwykle? – spytałam uśmiechając się, choć ten uśmiech nie sięgał moich oczu.

– Ann, usiądź – odpowiedział dość mrukliwie, głową wskazując miejsce naprzeciw siebie. Nie patrzył mi w oczy, a jego twarz miała wyraz formalnej maski.

W odmętach przeszłości ✔Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang