Cztery nazwiska. Seraphine Kershaw, Dashiell Iverson, Laurence Whittaker oraz Ambrose Bradford. Pozornie pospolite dzieciaki, które wraz z osłoną nocy zamieniały się w krwiożercze bestie. Rocznik, który miał zmienić świat, zmieniał go na gorsze, sprowadzając na niego jeszcze więcej mroku.

Prawdopodobnie znaczna większość uczniów liceum Gold Coast zdawała sobie sprawę, że ta czwórka ma nieciekawe powiązania. Ogromna część musiała wiedzieć, że to oni byli tymi, którzy rozprowadzali narkotyki w całej szkole. Truli ludzi i czerpali z tego jedynie same korzyści. Kiedy tylko ktoś wchodził im w drogę i próbował handlu na własną rękę, kończył nieciekawie. Wszystko musiało przechodzić przez ręce tych czterech osób, ponieważ tylko oni mogli rozdawać karty.

Otwarcie chełpili się swoimi dokonaniami, równocześnie wiedząc, że pozostaną nieuchwytni. Byli niemal pewni, że dla nich konsekwencje nie istnieją, a ich czyny na zawsze pozostaną nieznane, gdyż starali się załatwiać swoje porachunki po cichu. Nie udało się tylko raz, – gdy Pascal Havland postanowił wyjawić na światło dzienne ich brudne interesy. Jak zostało już wcześniej wspomniane, przypłacił to własnym życiem.

Niesamowicie zdumiał Dashiella, kiedy tak po prostu zatrzymał go w męskiej szatni po jednym z treningów drużyny. W pierwszym odczuciu mogło się wydawać, że chłopak miał nawet jakieś szanse w bezpośrednim starciu z jednym ze szkolnych katów. Hardo stał naprzeciw dużo lepiej zbudowanego rówieśnika i patrzył mu w oczy tak długo, na ile pozwolił mu Iverson. W wybranym momencie wyższy brunet bezpardonowo pchnął blondyna na rząd szafek. Nawet nie próbował być delikatny, jednak Pascal tego dnia poczuł niesamowity przypływ chęci do zmian. Pragnął zakończyć rządy tyranów, chociaż nie było to takie proste, jak wyobrażał sobie w głowie. Mało powiedziane, że porwał się z motyką na słońce.

— Czego chcesz? — zapytał gardłowo Dashiell, stojąc nad drobniejszym blondynem, który wylądował na podłodze.

— Wiem o tym, co robicie w szkole. Sprzedajecie dragi, rekrutujecie innych do pracowania dla jakiś podejrzanych typków i siejecie jakiś złudny postrach — Pascal śmiało uniósł wzrok na bruneta.

Po pustej szatni rozniósł się siarczysty śmiech Dashiella, który pod każdym względem podkreślał swoją wyższość. Po przyjęciu z powrotem groźnej maski kopnął leżącego chłopaka prosto w brzuch, a ten skrzywił się, błyskawicznie przyciągając nogi do siebie. Czarnooki oblizał wargę, raczył się tym widokiem. Wyrwał z rąk blondyna torbę, która kurczowo trzymał.

— I co na nas masz frajerze? Jedyne co możesz zrobić to nic — przykucnął przy Havlandzie. Zmierzył go wzrokiem, po czym na jego twarzy ponownie zagościł ten charakterystyczny uśmieszek.

— Ty nie musisz wiedzieć. Wystarczy, że dowie się dyrekcja i policja.

Iverson przejechał powoli po swojej wyraźnie zarysowanej linii szczęki. W końcu wstał i złapał się za kark, patrząc na blondyna lekceważącym wzrokiem.

Tymczasem Pascal przyjął kolejnego kopniaka gdzieś na swój tułów.

Dashiell wygodnie rozsiadł się na ławce na wprost swojej ofiary. Oparł łokcie o kolana, a następnie zaczął sztyletować rówieśnika swoich chłodnym spojrzeniem.

— Posłuchaj mnie. To nie ty tutaj wyznaczasz zasady — wskazał palcem na niebieskookiego. — Nie zgłosisz niczego na żadną policję. W każdej chwili mogę wykonać jeden telefon i twoja mała siostrzyczka będzie miała za darmo operacje plastyczne, więc licz się ze słowami. Nie znaczysz w tej układance nic.

— Myślisz, że się ciebie boję, bo jesteś wielki Dashiell Iverson? — chłopak przetarł swoje usta. — Bo co? Bo masz dzianego ojca? Zresztą jak połowa tej szkoły. Jesteś zwyczajny. Tacy jak ty, Seraphine, Laurence czy wasz przydupas Ambrose to tylko niechciane usterki w idealnym systemie — Pascal Havland popełnił wtedy kolejny tego późnego popołudnia błąd. Bez zawahania napluł na buta bruneta, który poruszony tą zniewagą natychmiast podniósł się z siedzenia.

One Shoty 2020Where stories live. Discover now