– Jak mówiłem dostałem do wykonania pewne zadanie, które wykracza poza normy mojego gatunku. - kontynuował.
– Gatunku? - podchwyciłam dławiącym głosem. Jeśli to ukryta kamera, to już dawno przestało być śmiesznie. Jeżeli w ogóle było.
Udało mi się zauważyć ruch jego głowy, kiedy przytaknął.
– Jestem demonem. - oznajmił, a ja zacisnęłam wargi. Gościu wyraźnie miał coś z głową, ale z drugiej strony jego święcące na czerwono oczy, niebyły czymś normalnym.
Potrząsnęłam głową, starając się odsunąć, ale zapomniałam, że za mną znajduję się już tylko ściana.
– Demony nie istnieją. - wydusiłam w końcu z siebie,a on zbliżył się jeszcze bardziej, chociaż wydawało mi się to niemożliwe.
I właśnie w tym momencie musicie się czegoś dowiedzieć o naszej bohaterce. Otóż Lake Saverson ma wybujałą wyobraźnię. Potrafi tworzyć historię z najróżniejszymi wytworami, łączyć je w nietypowe pary i kreować niesamowite przygody. Jednak to wszystko pozostaje wyłącznie w jej głowie, a z innymi dzieli się jedynie niełączącymi się w całość fragmentami. Ale pomimo posiadania rozbudowanej wyobraźni, Lake nie wierzy w żadne nadnaturalne stworzenie. W tym przypadku, nie było wyjątku.
Wciągnęłam gwałtownie powietrza, kiedy poczułam jego dłoń przypadkowo muskającą moją, kiedy sięgał do czegoś obok mnie.
– Chcesz dowodu? - spytał cichym głosem, który przyprawił mnie o ciarki, ale w pozytywnym sensie. I to zmartwiło mnie na tyle, że zacisnęłam dłonie i hardo unosząc głowę, odparłam:
– Chcę.
W jednej chwili zaświeciła się lampa stojąca obok mnie i dało się usłyszeć cichy szelest, jakby skrzydeł. Odliczyłam do trzech i dopiero wtedy uniosłam głowę. To co ujrzałam, zaprzeczyło wszystkiemu co racjonalne. Szerokie, na całą długość mojego pokoju o czarnym kolorze i spiczastych końcach, skrzydła z najprawdziwszymi piórami.
– Są sztuczne? - wykrztusiłam ratując się ostatniej deski ratunku.
Nieznacznie górujący nade mną mężczyzna o czarnych włosach i tak samo czarnych oczach z czerwonymi przebłyskami, uśmiechnął się pusto.
– Przekonaj się. - rzucił wyzywającą.
– Zmrużyłam oczy, stawiając krok do przodu, ale zawahałam się.
– Ja podejdę, a ty mnie zabijesz. - na moje słowa zacisnął szczękę, tym samym uwydatniając swoje kości policzkowe, podkreślające jego surową twarz.
– Droga panno Saverson, w ciągu naszej rozmowy miałem wiele okazji, aby cię skrzywić, ale nie zrobiłem tego, bo zaprzeczało by to mojemu zadaniu. - oznajmił rzeczowo.
– Dobrze. - pokiwałam głową, ale nie ruszyłam się z miejsca. - Więc jakie to zadanie?
– Mam być twoim aniołem stróżem, chociaż do anioła wiele mi brakuje. Ale tak, mam dbać o twoje bezpieczeństwo.
Pokręciłam głową czując się coraz bardziej przytłoczona.
– Demon mający mnie chronić. - niewiele brakowało, abym zachichotała.
– Wiem, że brzmi to dla ciebie nierealnie, ale takie nie jest. Dotknij. - odwrócił się do mnie plecami, dzięki czemu mogłam ujrzeć jego skrzydła w całości. Z pewnością były prawdziwe, bo przenikały materiał koszulki i najprawdopodobniej skórę, ale czując potrzebę upewnienia się, zbliżyłam się o te kilka kroków i wyciągnęłam dłoń. Biorąc gwałtowny wdech, przesunęłam ręką po strukturze skrzydeł, na które składało się wiele piór będących wyjątkowo miękkich w dotyku. Gdy po raz kolejny dotknęłam jednego z piór, mężczyzna nieznacznie zadrżał i obrócił głowę w moją stronę, a jego oczy zalśniły na czerwono.
Niestandardowy stróż
Start from the beginning