- Nie mam przy sobie niczego cennego - wyszeptała, bo ściśnięte gardło nie pozwalało jej na podniesienie głosu.

- Pieniądze to ostatnie czego potrzebuje - pierwsza myśl, gangster. Druga, czas uciekać, póki można. Trzecia, spóźnienie jest równe utracie pracy. Dreszcze przeszły przez całe jej ciało, a nieznajomy nie ustępował i kiedy już nie wiedziała co zrobić, po prostu podniosła wzrok na jego twarz i spojrzała w oczy, które zasnute mgłą nie uchodziły za ufne, i uginając karku oraz łamiąc swoje zasady po prostu poprosiła;

- Zostaw mnie, proszę - ku jej zadowoleniu, głos jej się nie zachwiał, ale wiedziała, że w jego oczach wyglądała na bezbronną. I dokładnie tak się czuła. Mimo nawiązania kontaktu, mężczyzna nadal zachowywał się tak samo i kiedy nie ustępował, ona poprosiła ponownie, a w zamian otrzymała pytanie o imię.

-Marietta, mam na imię Marietta i proszę cię, puść mnie - łzy frustracji gładko spłynęły po jej policzkach i wydawało jej się, że w jego oczach dostrzegła wahanie, ale pojawiło się na chwilę i szybko zniknęło. Czuła, że zaraz wybuchnie i rozpłacze się ja małe dziecko, przecież nie mogła się spóźnić, a ta sytuacja właśnie do tego zmierzała. Kiedy na jej ramieniu pojawiła się kolejna, za duża jak na damską, dłoń, była pewna, że jest przegrana. Jednak ta ręka odciągnęła ja od natręta, co spowodowało jego jęk niezadowolenia.

-Georg, przestań, przecież to tylko niewinna zabawa - doniosły, choć delikatny głos rozszedł się po okolicy i nie brzmiał on jakby należał do jakiegoś zbira, raczej normalnego chłopka, który po prostu przesadził z alkoholem.

- Chyba jesteś za duży na takie zabawy - ironiczny komentarz, który dobiegł zza jej pleców wywołał u niej mieszane uczucia. - Łzy raczej nie są oznaką dobrej zabawy, prawda? - wiedziała, że to pytanie było skierowane do niej, ale nie była w stanie odwrócić się twarzą do niego, potencjalnego wybawiciela, ani wydusić z siebie jakiegokolwiek słowa. Nie otrzymując żadnej reakcji, mężczyzna przejmująco ostrożnie ułożył drugą dłoń na jej ramieniu i odwrócił ją ku sobie. Z oczu patrzyło mu dobrze, wydawał się jej starszy o przynajmniej pięć lat, a jego reakcja szczerze ją zaskoczyła.

-Hej, w porządku? - jedno skinięcie głową powinno załatwić sprawę, ale jak się okazało, nie załatwiło.
- Zain przechodzi kryzys, ale ogólnie jest w porządku - kiwnął głową w stronę, jak się okazało, Zaina i uśmiechnął się nikle, ale nie odpowiedziała. Nigdy nie była tak przerażona, może poza kilkoma sytuacjami, które zdarzyły się i zostały w domu rodzinnym. Stała więc jak słup, niezdolna do żadnego ruchu, a on i tak próbował wymusić na niej jakiekolwiek słowo.

- Mogę stąd pójść?

- A jak masz na imię?

- Marietta - szydercze prychnięcie wypadło z ust Zaina, a jej wybawiciel tylko wywrócił oczami.

- Uciekaj, Mari- dwa razy nie było trzeba jej postarać, obróciła się na pięcie i nawet nie dziękując, ruszyła przed siebie, nie przejmując się tym, że zapewne wygląda komicznie, wytężając krok prawie do biegu. Gmach budynku, który widywała co noc przez ostatnie dwa miesiące napawał ją obrzydzeniem, ale tym razem ucieszyła się na widok miejsca, w którym mogła się odciąć od wspomnień tej przelotnej znajomości.

***

Niewątpliwie ciążył na niej pewnego rodzaju pech, starorzymskie fatum, które za wszelką cenę chciało jej udowodnić, że niekoniecznie ma panowanie nad swoim życiem i swoimi decyzjami. Od tamtej feralnej nocy już nie przechadzała się dróżkami parku, może to była już jakaś obsesja? Była pewna, że nie chce, żeby doszło do podobnej sytuacji ponownie, więc omijała to miejsce, ot tak. Lepiej nadrobić kilometrami niż umierać ze strachu. Ta taktyka wydawała się być całkiem skuteczna, bo już prawie zapomniała o podchmielonym i nachalnym mężczyźnie, w zasadzie po dwóch tygodniach obraz jego twarzy był już niewyraźny, a niepokój ukryty na tyle, że przestał ją zadręczać.

One Shoty 2020Where stories live. Discover now