Alternative ending

129 5 0
                                    

-Przepraszam! Mogę prosić o uwagę?- zapytał mój przyjaciel tym samym zwracając na siebie uwagę wszystkich ludzi znajdujących się w pomieszczeniu.

Podniósł się z dotychczas zajmowanego przez siebie miejsca i zapinając guzik swojej eleganckiej, czarnej marynarki podszedł do wodzireja przejmując od niego mikrofon, by było go lepiej słychać.  Znałam go już trochę i wiedziałam, że była z niego niezła gaduła, więc jego przemowa zajmie dobra kilka minut.

-Młodą parę znam długo. Maćka nawet całe jego życie, w końcu jest moim bratem. Różnie się między wami układało, mieliście wzloty i upadki. Tak jak każdy w ciągu swojego żywota doświadczyliście radosnych chwil, poznaliście też niestety gorycz życia i musieliście się zmierzyć z ciężkimi chwilami w swoim życiu...- wiedziałam, że ma na myśli ten pamiętny upadek Maćka w Innsbrucku podczas zeszłorocznego sezonu. Pamiętam ten dzień za dobrze, do tej pory mam przez to koszmary. Byłam na tej skoczni, widziałam jak jego ciało uderza o zeskok, a on sam bezwładnie leży na śniegu. Wyglądało to przerażająco. Jego stan był krytyczny, operacja ciągnęła się godzinami, a po jej zakończeniu nie wiadomo było czy on to w ogóle przeżyje. Po wybudzeniu się ze śpiączki mówił, że ostatnie co pamiętał to widok cmentarza podczas swojego lotu oraz myśl, że to właśnie tam skończy. Przed jego oczami przeleciało całe jego dotychczasowe życie. Czułam jak do oczu zaczęły mi napływać łzy. Mój mąż musiał to wyczuć, ponieważ czułam jak pod stołem łapie mnie za rękę i łączy nasze palce razem.- Mimo, że od samego początku między wami nie zaiskrzyło, przynajmniej nie w tym romantycznym znaczeniu tego słowa, ja doskonale wiedziałem, że jeszcze kiedyś będę się bawił na waszym weselu. Wszystkiego najlepszego dla młodej pary! Za Alicję i Macieja Kotów.- powiedział podnosząc do góry swój kieliszek z szampanem, po czym ludzie poszli w jego ślady.

Od momentu, kiedy Gregor mi się oświadczył minęły już trzy lata. Pierwszy rok naszego narzeczeństwa był zarazem najlepszym, jak i najcięższym rokiem w moim życiu. Na każdym  konkursie byliśmy razem, a ja kibicowałam mu ze wszystkich sił. Były wspólne wyjazdy, romantyczne kolacje, wspaniałe prezenty, ale czegoś nam zaczęło brakować. Teraz już wiem, że brakowało nam bliskości, budzenia się codziennie obok ukochanej osoby, ciągłego przebywania z nią. Gregor bardzo mnie kochał, ja jego zresztą też. Zawsze był i będzie jedną z najważniejszych osób w moim życiu, która chciała dla mnie jak najlepiej. Dlatego rozwalenie naszego związku, naszej miłości zarzucam głównie sobie. Austriak nalegał żebyśmy razem zamieszkali, żebyśmy mogli być cały czas razem, chciał zapewnić nam to, czego tak bardzo potrzebowaliśmy. Niestety przez swoją karierę, jak i ciągle treningi nie mógł przeprowadzić się na stałe do Polski, choć z biegiem czasu myślę, że byłby w stanie to zrobić gdybym tylko go o to poprosiła. Jednak ja nie byłam w stanie poświęcić się dla niego na tyle, by wyprowadzić się na stałe do Tyrolu. Strach przed życiem za granicą? Porzucenie pracy? A może lęk przed opuszczeniem rodziny? Nie mam pojęcia co mną wtedy kierowało. W końcu zaczęłam sobie wmawiać, że nie pasujemy do siebie, że od początku do siebie nie pasowaliśmy. Jednak nie miałam serca go zostawić, kiedy miał kryzys wiary w siebie. Nie mogłam mu tego zrobić. Po jednej z kłótni, do których dochodziło już coraz częściej przeważnie o blachę powody w złości powiedziałam mu o wszystkim, strachu jak i o obawach naszego wspólnego życia. Gdy nie doszliśmy do wspólnego porozumienia pewnego dnia podczas śniadania po prostu postawiłam przed nim pierścionek zaręczynowy i odeszłam. 

Czy tego żałuję? Zależy jak na to spojrzeć. Nie żałuję żadnej chwili spędzonej z Gregorem, wspólnych wycieczek, posiłków… Kochałam go naprawdę mocno, ale byłam zbyt niedojrzała albo nawet głupia, by spróbować o niego zawalczyć. Chciałam brać nie dając tym samym nic od siebie, nic w zamian. Jedyne czego mogę żałować to tego, że to wszystko odbyło się jego kosztem, bo w tej sytuacji najbardziej oberwało się właśnie Schlierenzauerowi, który na to w ogóle nie zasłużył.

Around The Corner From DestinyWhere stories live. Discover now