Po chwili stania niepewnie na kuchennej podłodze zdecydowała, że musi nawiązać kontakt z sługusem Hadesa, była pewna, że udałoby się jej przekonać go do pomocy. Lubił wykonywać polecenia, a Kora w jakiś sposób dała radę zmanipulować go by myślał, że jest jej podwładnym. Dziewczyna miała misję. Zamierzała sprowadzić Tana z powrotem i nie przyjmowała do siebie wizji porażki. Wzięła pod uwagę nawet to, że stwór może nie mieć co na siebie włożyć więc schowała do torebki oversizową czarną bluzkę. Starannie zamknęła drzwi i z niechęcią spojrzała na słoneczne niebo. Aż skręcało ją na myśl o tym męczącym świetle, jednak była zbyt zdeterminowana by teraz przerwać i na tyle podekscytowana, że czekanie do zmroku nie wchodziło w rachubę.  Naciągnęła na twarz daszek różowej bejsbolówki i poprawiła dwa ciasne koczki z tyłu głowy. Na przekór zmęczeniu i przygnębieniu ruszyła dziarsko w stronę lasu. Jak zawsze przyglądała się najpierw stojącym z rzadka kasztanowcom i drewnianym ustawionym gęściej niż drzewa ławkom. Ta część nie przypominała wcale lasu, to był raczej park. Trawnik był ładnie przystrzyżony, a śmietniki na psią kupę błyszczące. Dopiero kawałek dalej znikali spacerowicze, a gorąc letniego dnia ustępował przyjemnemu chłodnemu laskowi. Musiała przejść dobre dwa kilometry nim znalazł znajome odludzie. Wokół kamiennego nagrobka przypominającego zwyczajny głaz wciąż piętrzyły się stosy puszek po gazowanych napojach. Całe szczęście wiatr wymiótł zalegającą tam jeszcze nie dawno sierść Cerbera, którą Kora wyszczotkowała jakiś czas temu. Usiadła na swoim ulubiony miejscu, zaczerpnęła powietrza i wydarła się najgłośniej jak tylko potrafiła.
- Tanatosie!

                                                                         ***


Nataniel włóczył się po mieście szurając nogami. Biała podkoszulka lekko lepiła się do jego ciała mimo, że było już dawno po dwudziestej drugiej i nie palił już upał. Trzymał dłonie w kieszeniach i gwizdał. Po ulicach krążyło kilku pijaków i parę spieszących się pań. Od czasu do czasu przeszła grupka chłopaków tylko trochę od niego starszych. Nudził się okropnie, ale nie miał ochoty na wizytę u Kory. Olał swoich kumpli, bo w zasadzie miała rację i mieli go w dupie. Duma nie specjalnie pozwalała mu odzywa się do dawnych przyjaciół, którzy przecież wystawili go podczas zabawy w napad na monopolowy. Ze strachu Nataniel nawet nie pojawiał się w okolicy tamtego sklepu. 

- Gówniane miasto i gówniani ludzi - mruknął do siebie. 

Nikt go nie rozumiał, a przynajmniej miał takie wrażenie. Skręcił w jedną z bocznych uliczek i znalazł się kilka kroków od małego sklepu wielobranżowego. Okna były okute kratami i pozaklejane reklamami laysów i coli. Przy drzwiach zawisała smętnie obudowa z drutów, skrzypiąc cicho, skarżąc się na rdzę i starość. Chodnik zaśmiecały łupinki po ziarnach słonecznika i pety. Żółty, neonowy napis przyciągał wzrok i odcinał się od szarości kamienicy, jednocześnie idealnie pasując do jej brudu i zmęczenia. Wszedł tam nieśmiało, trochę bał się, że wyjdzie z pustymi rękoma. Kobieta w niebieskim fartuchu w czarne kropki, nie wyglądała jednak na taką, którą obchodziłby wygląd Nataniela lub jego wiek. Rozwiązywała krzyżówkę, dopóki nie podszedł pod samą, oszkloną ladę.  Spojrzał ponad wychudzoną, staro wyglądającą kobietę, by upewnić się, że sklep oferuje jego ulubione camele. Wypielęgnowane, długie paznokcie nie pasowały zupełnie do bladych, szponiastych palców, które podały mu paczkę, a następnie przeliczyły i pozbierały drobne, którymi zapłacił. To były jego ostatnie pieniądze. Wyszedł równie leniwie co wszedł i natychmiast rozerwał folijkę, a następnie razem ze zgniecionym papierkiem wyrzucił za siebie. Włożył papieros do ust i sięgnął do kieszeni w poszukiwaniu zapałek. 
Zaciągnął się mocno, z ust wypuścił blady i nikły dym. O tak, brakowało mu tego. Żałował, że nie miał już kasy na nawet najtańsze piwo. Wiedział, że znakomicie by go orzeźwiło, poza tym zawsze lubił napić się czegoś gazowanego po wypaleniu papierosa. Pijał niemal wyłącznie tanie piwo, z czarnej puszki. Nie odczuwał specjalnej różnicy między markami piwa, a jakoś nigdy nie miał pieniędzy na tyle by wybrzydzać. Dużo szło na fajki. Wypalał spokojnie paczkę dziennie, na dwa dni starczało mu z wysiłkiem. Lubił palić.

- Poczęstujesz mnie? - zapytał nagle cienki głosik. 
Wybudzony z zamysłu Nataniel obrócił się gwałtownie. Stała przed nim niska dziewczyna w białej bluzce na ramiączkach. Czarne włosy jak węże wiły się na długości jej łopatek, okalając twarz czarnymi wodorostami. Chłopak odruchowo podał jej otwartą paczkę. 
- Jasne - powiedział cicho, niemal szeptem.

Dopiero teraz przyjrzał się dokładnie jej twarzy. Miała mały, trochę szeroki nosek i dość pucołowatą twarz lalki. Miała najpiękniejsze oczy jakie kiedykolwiek widział. Były krystalicznie błękitne, niemal białe. Nie pasowały do jej twarzy, jednak były cudownie piękne. 

Chłopak obserwował jak wypuszcza ze swoich idealnie pulchnych ust sporą chmurę dymu. Jak oniemiały przyglądał się każdemu lekkiemu grymasowi jej twarzy.

- Mam na imię Maja - przedstawiła się, wyciągając wolną dłoń w jego stronę. 
Delikatna, blada i niemal fluorescencyjna i niesamowicie drobna. Przez moment chciał pocałować tą dłoń. 

- Natanie - odpowiedział, wyrywając się z transu. 

***

Drzewa kołysały się i wyglądało to jak ponury taniec. Wydawało się jakby mogły zaraz upaść grzebiąc Persefonę pod swoimi konarami. Siedziała dzielnie i czekała na zjawienie się Tana. 

Było coraz zimniej i straszniej, a on wciąż się nie zjawiał. Gdyby miał ja usłyszeć już by to zrobił. Wściekł rzuciła przygotowaną koszulkę na kamień i niemal biegiem ruszyła w stronę domu. To zdecydowanie nie był jej najlepszy dzień. 
____________________________
Chyba coś nie działało, ale sprawdziłam jeszcze raz. Teraz już powinno być okej. 


    

Mój HadesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz