— Dramatyzujesz, Pans.
Delikatny głos Rune uspokajał wciąż zirytowaną do granic możliwości Ślizgonkę. Ta z kolei szybko na niego spojrzała, zaraz po tym z cichym prychnięciem wracając do przewracania stron od podręcznika. Nerwowo wystukiwała palcami nieznany nikomu rytm, za co zdążyła przyłapać dwie uczennice, zawistnie się jej przypatrujące.
— Łatwo ci mówić, wielki bohaterze. — Parkinson podświadomie sięgnęła po temat, którego Fearghas nie potrafił kontynuować zarówno przez zawstydzenie, jak i przez obrzydzenie wobec określenia, jakim został okrzyknięty. — Chyba że nie wiem o czymś i zarówno zauroczyłeś się w kimś innej orientacji lata temu, jak i dręczyłeś tę osobę, będąc po prostu śmieciem...
— Nietolerancja była ci wpajana od dziecka. Tak jak poczucie odpowiedzialności za kontynuację rodu i chorą potrzebę spełnienia wymagań pomimo widocznego braku chęci. — Rune z troską wpatrywał się w przyjaciółkę, której widocznie nadszarpnięte nerwy musiały podnieść poziom goryczy w czarze, po czym ją przelać.
— Ale zaklęcia i każde pogardliwe słowo, były wymawiane z własnej, nieprzymuszonej woli.
— Chęci dopasowania się do reszty. — Sprostował, wiedząc doskonale, jak wyglądają grupy społeczne niezależnie od przedziału wiekowego. Zawsze istniały podziały, a pomiędzy grupami występowały spięcia. Ledwo zauważalne, ale i te niekontrolowane, krwawe.
— Nazywaj to jak chcesz. Bycie nietolerancyjnym gównem nie ma usprawiedliwienia. — Wolną ręką przeczesała opadające na oczy włosy, wydychając powoli powietrze. Ciśnienie zdawało się opuszczać jej głowę, a ciężar każdy mięsień. Ukradkiem spojrzała na Puchona, nie potrafiąc zmusić się do podziękowania mu za cierpliwość, jak i brak uderzenia czymś ciężkim w głowę, co najprawdopodobniej zrobiłaby Lily, chcąc pomóc. — W dodatku, mamy setki lasek w szkole, a poza nią tysiące - ba! - miliony łatwiejszych celów. Ale mi musiała strzelić do głowy Hermiona Wszystkowiedząca Granger. — Skrzywiła się widocznie, zmuszając się resztkami sił, aby nie spojrzeć na siedzącą po drugiej stronie sali Gryfonkę, kryjącą się za stertą książek.
— No cóż, nigdy nie byłaś dobra w okazywanie uczuć. — Chłopak uśmiechnął się tylko połową ust, zaraz po tym wracając do studiowania zachowania młodych testrali. Nie musiał podnosić głowy, aby wiedzieć, że Parkinson przygryzła wargę, a jej policzki pokryły się ostrym różem. Wciąż szalenie wstydziła się swoich przygód z miłością, które lekko mówiąc, zawsze kończyły się porażką.
Nawet jeżeli chłopak czy facet chciał ciągnąć relację i flirty, ona nie potrafiła sobie z nimi poradzić. Brzydziła się ich dłoni, spojrzeń i myślami - wszystkie były obrzydliwe, brudne. Niemal tak zbrukane i zdające się dławić kobietę, jak wypowiadane słowa. Oczywiście, gdy miała trzynaście lat i zaczęła z polecenia matki biegać za Draco była jedynie gówniarą niewiedzącą, co robi. Jednak wraz z upływem lat, a szczególnie powrotem Czarnego Pana, wiele spraw zmieniło swój bieg.
Dobra partia była wszystkim.
Takim sposobem poznała wielu mężczyzn w wieku czterdziestu lat, czy nawet więcej. Nie chciała myśleć o tym, co miało miejsce na bankietach, w ogrodach. W zamkniętych pokojach. Zacisnęła powieki, wymazując sprzed oczu pełne łaknienia spojrzenia niektórych czystokrwistych, gotowych zrobić wszystko, aby nawet siłą stać się przyszłą głową rodziny Parkinson.
— Myślisz, że ci odpuści? — Rune niespiesznie uniósł brodę, zabawnie mrużąc przy tym brwi.
— Kto? Granger? Nie. Zdecydowanie nie, jest zbyt uparta i zacietrzewiona w swoim przekonaniu o tym, jak wielkoduszna nie jest, nie nasyłając na nas więcej osób. Chociaż, jak informacja rozejdzie się po szkole, że ta mopsowata i okrutna Parkinson walczyła z cudowną Granger, sprawy mogą się zmienić. — Pansy westchnęła ciężko, podpierając twarz na dłoni. Przydługie paznokcie wbiła w skórę, jednocześnie sunąc zmęczonym wzrokiem po całej bibliotece.
YOU ARE READING
Moja aspazja || PansMione
FanfictionKrólową Slytherinu mogła być nazywana tylko jedna kobieta, a przynajmniej było tak, aż do czasu Walki o Hogwart. Wtedy też straciła ona koronę, stając się zwykłym uczniem, jedynie o dawnej manierze i rozdartym sumieniu. Nie oddała w końcu swojej def...