05 ♠ Rozczarowanie

29 6 36
                                    

"Wanted to fight this war without weapons

And I want it and I wanted it bad

But there were so many red flags

Now another one bites the dust

Yeah let's be clear, I trust no one"


Wielka sala nadal zionęła pustką, nie licząc Thora oraz jego przyjaciół. Loki nigdy ich mu nie zazdrościł, z natury był samotnikiem; nawet z nimi nie rozmawiał, dlatego tym bardziej nie rozumiał, dlaczego to oni rozpoczynali z nim jakąkolwiek konwersację.

Przecież widział ich wzrok. Nie musiał specjalizować się w kłamstwie, by wiedzieć, co o nim sądzili, jak niskie mniemanie o nim mieli. On również nie dopatrywał się w nich wielu walorów – oprócz jednego – na polu bitwy zdawali się doskonali.

Chwała im za to.

Loki dużo myślał, o tym, co nadal chowało się za mgłą niewiedzy. Zastanawiał się, kto zasiądzie na tronie, w końcu Odyn póki co poszeptywał po kątach, że najwyższa pora na wybór następcy.

Brunet doskonale zdawał sobie sprawę, jaki król powinien być: po części jak obecny, lecz nie do końca. Może Thor zapatrywał się w ojca jak zahipnotyzowany, lecz bóg kłamstw nie miał klapek na oczach. Wiedzieli tyle, ile im mówiono i przekazywano, co nie zawsze musiało pokrywać się z brutalną rzeczywistością. Czasem podziwiał optymizm brata, który sądził, że wygrają każdą wojnę.

Tylko że nie każdy konflikt wymagał wojsk. Jednak czy pierworodny Odyna w ogóle dopuszczał tę szaloną myśl do siebie, czy wciąż była skutecznie filtrowana przez jego zbyt wielkie ego?

Loki nie wiedział. Nie rozmawiał z nim na ten temat. Co prawda od ostatniej bitwy na Xoverno ich stosunki nieco się ociepliły, lecz nie na tyle, by dzielić się świeżymi rewelacjami czy wymieniać spostrzeżeniami świata. Thor tkwił nieustannie w swoim walecznym nastroju, a młodszy zwiedział światy. Czasem po krótkiej rozmowie z Heimdallem, który wybierał mu ciekawą krainę, a czasem w ukryciu przed wszystkimi – przynajmniej tak lubił sobie wmawiać.

Loki pragnął zostać królem, choć sam już nie wiedział dlaczego. Na pewno uważał, że sprawdzi się w tej roli znacznie bardziej niż bóg piorunów, bo w porównaniu do niego, brunet myślał nim robił, natomiast Thor czynił zupełnie odwrotnie, co często sprowadzało na nich tarapaty. Każdy to widział, tylko niektórzy zdawali się to wypierać ze swoich głów. W szczególności jego bitewni kompani.

Loki wcale nie uważał się za narcyza, zwyczajnie znał swą wartość. Wiele czytał, interesował się historią Asgardu, nieustannie poszerzał horyzonty, potrafił dyskutować. Cechował się sprytem i przebiegłością, co na tronie zdawało się niezbędne. I przede wszystkim sądził, że dało się negocjować. Dopiero gdy negocjacje nie przyniosłyby skutku, uderzyłyby do ataku.

Zastanawiał się, czy posiadał jakieś wspólne cechy z bratem i odnalazł tylko jedną: obaj uważali się za lepszych od innych. Ego musieli zdecydowanie odziedziczyć po wszechojcu.

Zamyślony Loki z gracją zmierzał na Bifrost. Wyprostowany i dumny, mijał Thora wraz ze swoimi przyjaciółmi przy wielkim stole, którzy świętowali niewielkie zwycięstwo w obcej krainie, zanim w ogóle rozpoczęła się asgardcka biesiada.

- Kogóż moje piękne oczy widzą! – zagrzmiał Fandrał, wnosząc złoty puchar ku niebu. – Bóg kłamstw! Uraczysz nas może dziś jakimś kłamstewkiem?

the second  ||  [Loki Laufeyson]Where stories live. Discover now