Przygryzłam lekko policzek od środka, zastanawiając się, jak odpowiednio ubrać w słowa to, co czułam. Ola wciąż przyglądała mi się wyczekująco, więc nie mogłam zwlekać w nieskończoność. Chociaż przedłużająca się cisza z mojej strony była chyba najbardziej wymowną odpowiedzią.

– No... – zaczęłam, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć dalej. – Lubimy się. Chyba. I to na razie tyle.

Nigdy nie uchodziłam za wstydliwą, ale akurat mówienie o uczuciach nie było moją mocną stroną. I być może właśnie dlatego tak ciężko przychodziło mi nawiązywanie relacji międzyludzkich. Chociaż moja bezczelność też pewnie miała w tym swój udział.

Olka pokręciła głową z dezaprobatą.

– Mów, co chcesz, ale jestem skłonna się założyć, że nie minie miesiąc, a będziecie sobie spijać z dziubków, tylko żadne z was nie chce się do tego przyznać – odparła, a ja znów zrobiłam zdziwioną minę, bo niby skąd mogła wiedzieć, jak do całej tej sprawy odnosił się Ksawery. – Był tutaj wczoraj i pytał o ciebie – wyjaśniła. – Niby chciał pogadać o czymś dotyczącym sprawy, ale rozczarowanie w jego oczach na wieść, że wyszłaś, mówiło coś zgoła innego.

A to ci rewelacja. Wydawało mi się, że kiedy do mnie zadzwonił, spytał, czy jestem w kancelarii, ale po co miałby to robić, skoro wiedział, że nie? Nie chciał się przyznać, że zadał sobie więcej trudu, aby mnie namierzyć, czy chodziło o coś innego? Coś to było podejrzane.

Miałam dopytać, co właściwie Ola rozumiała pod pojęciem „coś zgoła innego", ale w tym momencie otworzyły się drzwi do kancelarii i do środka wszedł mecenas Dziurowicz z jak zwykle niezadowoloną miną wymalowaną na twarzy.

Na jego widok poczułam jednoczesną ulgę, że nie zdążyłam wrócić do rozmowy z blondynką, bo mój patron mógłby ją podsłuchać i potem musiałabym się pewnie nieźle tłumaczyć ze znajomości z Dziurą, a z drugiej dopadło mnie lekkie zdenerwowanie połączone z nutką ekscytacji, bo musiałam mu opowiedzieć o tym, czego dowiedziałam się od pielęgniarki Iwony. Wczoraj, po tym jak wróciłam do domu, odpuściłam sobie kolejne próby dobijania się do niego. Stwierdziłam, że lepiej będzie mu to przekazać osobiście, a kilkanaście godzin w tę czy we w tę nie zrobi już większej różnicy.

– Dzień dobry, panie mecenasie – oznajmiła Olka z uśmiechem na ustach, a ja tylko mruknęłam przywitanie pod nosem, bo wiedziałam, że jemu i tak nie zrobi to różnicy.

– Dzień dobry – mruknął w odpowiedzi, po czym przeniósł wzrok na mnie. – Panno Pestko, po ilości połączeń, jakie pani wczoraj do mnie wykonała, śmiem twierdzić, że mamy coś do omówienia. – Ton jego głosu, o dziwno, nie był zbytnio opryskliwy.

– Owszem – odparłam bez zbędnych docinków. – Zyskałam informacje, które zasadniczo zmieniają ogląd sytuacji.

– W takim razie zapraszam do gabinetu – oznajmił, po czym nie czekając na moją reakcję, ruszył w głąb kancelarii.

Wiedziałam, że gonienie go w moim przypadku to zbyteczny wysiłek – i tak nie byłabym w stanie dotrzymać mu kroku, ale też nie chciałam, aby na mnie za długo czekał, więc posłałam Olce wymowne spojrzenie i udałam się w ślad za nim.

– Nie myśl sobie, że tak łatwo ci odpuszczę! – zawołała za mną. – Jeszcze wrócimy do tej rozmowy!

Przewróciłam oczami, chociaż nie mogła tego zobaczyć. Miałam nadzieję, że zanim znów mnie dopadnie, będę miała chwilę na stworzenie jakiejś zgrabnej wymówki, pokazującej, że wcale nie lecę na Ksawerego tak bardzo jak w rzeczywistości.

Kiedy dotarłam do gabinetu patrona, drzwi były uchylone, więc weszłam do środka bez pukania. Dziurowicz opróżniał właśnie swoją aktówkę, wykładając jej zawartość na biurko. Gdy weszłam, skinął nieznacznie na krzesło po drugiej stronie mebla, więc posłusznie na nim usiadłam.

To dla mnie Pestka! (Pestka #1)Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang