2

998 105 24
                                    




                                                                                               2




Zawsze się zastanawiałam dlaczego ludzie mówią, że bardziej wolą morze od gór czy góry od morza. Dla mnie to bez znaczenia, bo jestem zafascynowana i tym i tym. Obie scenerie to dla mnie odskocznia od przykrej rzeczywistości. Miejsce, które wybrałam do mojej "ucieczki", wydaje się być idealne. Jestem tu tydzień i, póki co, panuje tu niesamowity spokój. Już pierwszego dnia miałam wrażenie, że to jest moje miejsce na ziemi. Mieszkańcy wydają się bardzo dobrze znać, jednak to nie znaczy, że są zamknięci w sobie. Żyją z turystyki, więc muszą być otwarci dla innych.

- Kochanieńka, co dziś dla ciebie? - pyta mnie kelnerka jednej z dwóch kawiarni znajdującej się w miasteczku, a jednocześnie właścicielka lokalu.

- To samo co zawsze, Ruth - odpowiadam.

Tak, bardzo szybko przeszłyśmy na "ty". Ruth jest starsza ode mnie jakieś dziesięć lat i odziedziczyła biznes po rodzicach, którzy obecnie są na emeryturze i odpoczywają na jakiejś rajskiej wyspie.

Kobieta podaje mi kawę i croissanta i jeszcze chwilę stoi przy mnie. Wygląda jakby chciała o coś mnie zapytać, ale bardzo się powstrzymuje.

- Chcesz się przysiąść? - rzucam.

Lotem błyskawicy opada na krzesło i intensywnie wpatruje się w moje oczy. Cholera, nie wiem czy już mam się niepokoić czy jeszcze nie.

- Przyjechałaś z wielkiego świata, nie? - pyta.

Unoszę brwi zaskoczona.

- Skąd ta myśl?

- Błagam, klasa bije od ciebie na kilometr. Poza tym kiecki, które nosisz nie kosztują mało i na pewno nie są kupione w byle jakim butiku.

Och... Nie sądziłam, że moje sukienki różnią się czymś od rzeczy, które noszą inni.

- Nie w tym rzecz. - Ruth macha ręką. - Jesteś światową kobietą, na pewno byłaś w wielu miejscach. Powiedz, co mam zrobić, żeby przyciągnąć ludzi do mojej kawiarni?

Ach więc o to chodzi. Zaczęłam się martwić, że zrobi mi wykład, że tu nie pasuję i że miejscowi nie są jednak tak mili jak się to wcześniej wydawało.

- Ale przecież masz spory ruch - odpowiadam.

- Nie widać tego po obrotach, Emma. - Kręci głową. - Często jest tak, że klienci wchodzą, rozglądają się i wychodzą. Czegoś brakuje, ale nie wiem czego. Nie chcę być jak Starbucks czy inne sieciówki, ale chcę zwiększyć zysk. Powinnam zatrudnić kelnerkę, ale mnie na nią nie stać. A tymczasem nie wyrabiam z robieniem zakupów, z pieczeniem i sprzątaniem. Carlos nie zawsze może mi pomóc, ma dość swojej pracy.

Carlos to mąż Ruth i ma własną firmę budowlaną. Kobieta wspomniała mi, że czasem pomaga jej w dostawach, ale najczęściej jest sama.

- Mówi, żebym rzuciła ten interes i nie poddawała się sentymentom, ale nie mogę po prostu zrezygnować z czegoś, na co moi rodzice pracowali tyle czasu - kontynuuje, palcem kreśląc niewidoczne esy floresy na szklanym stoliku.

Nie wiem co jej poradzić. Kiedy pierwszy raz weszłam do kawiarni, od razu stwierdziłam, że przydałaby się zmiana wystroju na bardziej współczesny i pozbycie się kilku bibelotów, które jedynie zagracały przestrzeń. Jednak nie mogę jej tego powiedzieć, bo na pewno nie ma pieniędzy na zmiany i na pewno nie będzie chciała pozbyć się pamiątek po rodzicach. Nie znam jej na tyle, żeby z nią o tym porozmawiać otwarcie. Bardzo lubię kawę, którą serwuje i nie chcę być wyniesiona z kawiarni na widłach.

Dla NasWhere stories live. Discover now