Postanowiłam wyjść z tej rudery i skierowałam się w stronę najbliższego sklepu. Kiedy już miałam postawić nogę za próg stanęłam jak wryta i zamarłam. Nie potrafiłam się ruszyć z przerażenia, a może z ekscytacji? Nie wiem, ale jedno było pewne. W środku był człowiek. Jeszcze mnie nie zauważył, ale pewnie lada moment będzie mnie widział. Co mam zrobić? Uciekać? Nie, przecież tak bardzo chciałam znaleźć kogoś z kim mogłabym porozmawiać, ale teraz kiedy widzę tą osobę ogarnia mnie przerażenie. A co jeśli on jest zarażony i niedługo przemieni się w krwiożerczą bestię? Z rozmyślań wyrwał mnie jego głos.

- Jezu! Ty jesteś prawdziwa!? Czy znowu mam halucynacje. - Złapał się za głowę i patrzył na mnie ze zdziwieniem. Wyglądał w miarę normalnie, niezbyt wysoki blondyn w czarnych ubraniach. Nic specjalnego.

- Um, tak. Cześć. - Podbiegł do mnie nie wiadomo z jakim zamiarem, odsunęłam się znacznie co chłopak zauważył i trochę się uspokoił. Skąd miałam wiedzieć czy mnie przypadkiem nie zaatakuje.

- Przepraszam, że cię przestraszyłem, ale dawno nie widziałem nikogo żywego. Mój poprzedni towarzysz zginął jakiś czas temu i od tej pory nie udało mi się nikogo znaleźć, ale teraz jesteś ty i możemy sobie nawzajem pomagać. Tak w ogóle to jestem Jimin.

Dobra może on nie jest taki zły jak myślałam, jednakże będę miała na niego oko. Ostrożności nigdy za wiele.

- Ja jestem Ana. - przywitałam się z chłopakiem i weszłam w końcu do tego sklepu.

No, tak jak się spodziewałam. Zbyt dużego wyboru to ja nie miałam, więc skusiłam się na puszkę z kukurydzą i jakieś chrupki, które były przeterminowane ponad dwa miesiące oraz butelkę wody. Nie robiłam sobie zapasów. Może i było to ryzykowne zważywszy na to, że jeśli byłabym gdzieś uwięziona i nie miałabym możliwości wyjścia to umarłabym z głodu i pragnienia.

Szłam alejkami i nagle zauważyłam moje zbawienie. Coś co nie mogło się przeterminować, nie miało takiego prawa. Miód. Boże, jak się ucieszyłam. Nagle odezwał się dziwak.

- Cholera pokaż! Masz miód! Podzielisz się proszę? Nie jadłem nic co jest w terminie przydatności od paru miesięcy, a miód się przecież nie psuję. - Już miałam mu powiedzieć, że nie dam, mógł sobie sam znaleźć, a tak w ogóle to powinien być ciszej jeśli nie chce zginąć, lecz nagle powiedział coś co mnie zamurowało. - Ostatnim jedzeniem jakie było dobre i się nadawało do zjedzenia, karmiłem moją siostrę chorą na raka. - W jego oczach zebrały się łzy. Coś mnie zakłuło. - Niestety nie przeżyła, straciłem ją, jedyną osobę, którą miałem i kochałem. Zostałem całkowicie sam. Długo się nie mogłem otrząsnąć po jej śmierci, ale wiedziałem że ona chciałaby żebym żył. Ja nie chciałem żyć, miałem się zabić. Już nawet stałem na dachu jakiegoś budynku i miałem zamiar skoczyć, ale nagle ktoś mnie powstrzymał. Był to pewien chłopak, bardzo miły, chociaż nigdy nie poznałem jego imienia. Uratował mnie, powiedział że nie warto, że razem jakoś damy radę. Ja dałem, on nie. Zaatakowały go, jeszcze zdążył mnie uratować, kolejny raz. Uciekałem ile sił w nogach, odwracałem się z myślą, że może jednak przeżył, może mu się udało i dalej razem będziemy szukać lepszego życia w tym burdelu. Przeliczyłem się. Była to moja druga strata. Może nie tak bolesna jak moja rozpacz po siostrze jednak zawdzięczałem mu swoje życie. Do końca będę mu wdzięczny.

Byłam w szoku, jak ktoś mógł tak zmienić temat z miodu, w historię o zmarłej siostrze i osobie, która była nie wiadomo w sumie kim, bo z tego co mówił nie znał jej imienia. Patrząc na niego widziałam, że jest w totalnej rozsypce tylko nie chce tego pokazywać. Było mi go szkoda, ale takie są realia. Nie wiedziałam co mam powiedzieć, więc milczałam. On się znowu odezwał.

- Przepraszam, na pewno cię to nie interesuje, niepotrzebnie ci to powiedziałem i obarczyłem moim ciężarem. Nie musisz się ze mną dzielić. Masz pełne prawo zjeść go sama. Nawet mnie nie znasz, więc czemu niby miałabyś mi pomagać.

- Wiem jak masz na imię. To mi na razie wystarczy. - Jemu też musi wystarczyć moje imię. Nie chciałam opowiadać jak bardzo mam dość. Kto by tego chciał słuchać.

- A ty? Co ciebie spotkało? - Widziałam w jego oczach zaciekawienie, ale i współczucie. Nie lubiłam tego uczucia. Nie chciałam mu mówić co mi się przytrafiło kiedy tak usilnie próbowałam wyprzeć to z pamięci. Żeby po prostu nie cierpieć. Czy pragnęłam tak wiele? Cóż, jakby się tak zastanowić to tak, w obecnej sytuacji nie mogłam wiele zdziałać ani wypełnić tej pustki, która zagościła w moim sercu, już chyba na dobre.

- Wybacz, nie chcę o tym mówić. - Zabrzmiałam trochę zbyt szorstko. Chłopak skulił się w sobie i widziałam, że żałował że zapytał.

- Przepraszam, nie chciałem być wścibski. - Machnęłam tylko ręką i już miałam zamiar wychodzić ze sklepu kiedy zatrzymała mnie jego dłoń. - Wiem, że się narzucam, ale tak właściwie to jestem tylko ja i ty, i czy mógłbym iść z tobą? Mógłbym ci pomagać w razie co gdyby zaatakowały nas te potwory. - Mówił to z takim entuzjazmem jakby co najmniej był jakimś obrońcą narodu.

- Nie przepraszaj. - Musiałam się nad tym chwilę zastanowić, jednak ta chwila nie trwała długo, na jego szczęście. Widziałam jak się niecierpliwi, nie chciałam trzymać go dłużej w niepewności. Zgodziłam się, chłopak od razu się rozpromienił, ja nie podzielałam jego entuzjazmu, jednak w razie co rzucę go na pożarcie. Zawsze jakaś tarcza się przyda.

Szłam ulicą z moim nowym towarzyszem i nagle usłyszałam dźwięk, którego nie chciałam słyszeć już nigdy w życiu. Dźwięk wycia i skomlenia, odgłos pół człowieka, pół zwierzęcia. No to mieliśmy problem. Może ten mój pomysł z żywą tarczą nie był wcale taki głupi.





- - - - - - - - - -

Mamy to, możecie mi napisać czy wam się podoba

Z okazji Walentynek dodam a co mi tam

1500 słów

LIKE ANIMALS | taekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz