Widziała w jego oczach szczerą troskę, co do reszty ją roztkliwiło. Łzy znów płynęły, tyle że z jeszcze większą siłą. Mężczyzna przez chwilę stał, jak gdyby nie wiedział, co począć. Po chwili jednak pewnie przyciągnął ją do siebie. Arisse nadal łkała w jego ramionach, a jej ciałem co rusz wstrząsał szloch.

- Cii, skarbie. Poradzimy sobie ze wszystkim. - Gładził ją po włosach, czekając, aż się uspokoi.

Orgorn zdawał sobie sprawę, że przyszła królowa powinna być silna i pewna swego, lecz każdy miał swoje granice wytrzymałości. W obliczu wojny nikt nie miał łatwo, nieważne, czy pochodził z prostego ludu czy arystokracji. Prawda jednak była taka, że najtrudniej mieli wówczas władcy. To oni podejmowali ważne decyzje, które mogły zaważyć na losach całego państwa oraz rzecz jasna poddanych. To oni na swych barkach nieśli ciężar, który nie był znany każdemu. Nikt, kto pochodził z dynastii królewskiej nie miał łatwego życia, bowiem życie osobiste przenikało się z władzą. Było to ściśle powiązane i z tego powodu rzadko kiedy książęta oraz księżniczki mieli możliwość sami decydować o sobie.

Kobieta z trudem łapała oddech. Oparła głowę na piersi Orgorna. Była mu niezwykle wdzięczna za to, co dla niej czynił. Każdy inny zapewne zacząłby wypytywać o to, co się stało, a on zwyczajnie był przy niej i ją akceptował. Nigdy dotąd nie miała nikogo takiego, kto tak by się o nią troszczył i opiekował. To stanowiło niesamowicie krzepiące uczucie. Poczuła ciepło na sercu.

- Orgornie... - Zaczęła z niepewnością, podnosząc głowę, by patrzeć mu w oczy. - Czy ty naprawdę chcesz być ze mną czy robisz to wszystko ze względu na poczucie obowiązku? - Musiała wiedzieć.

Z nim czuła się szczęśliwa oraz kompletna. Nic nie potrafiło jej rozweselić tak jak rozmowa z nim. Gdy wpatrywała się w niego, była przekonana, że to on był tym jedynym, jej serce na jego widok przyspieszało. Przy nim czuła, iż miała u stóp cały świat, a gdy stał tak blisko, ciężko było jej się skupić na czymkolwiek. Tylko czy on czuł to samo...?

Musiała usłyszeć to wprost, ponieważ nie była zdolna uwierzyć w swe szczęście. Kiedy patrzyła w oczy mężczyzny, wydawało jej się, że dostrzegała w nich oddanie i zaufanie. To, co ich łączyło, nie zasługiwało jeszcze na miano miłości, lecz mogli to zmienić. Zwiesiła głowę, zaciskając wargi. Zaraz jednak Orgorn ujął dłonią jej podbródek i delikatnie zmusił do podniesienia na niego wzroku.

- Jesteś dla mnie kimś bardzo ważnym. Nigdy wcześniej nie spotkałem tak wyjątkowej kobiety jak ty, rozumiesz? - Uśmiechnął się do Arisse, na co ugięły się pod nią nogi. Mężczyzna przełknął ślinę. – Jeśli zechcesz trwać przy moim boku i zostać moją królową, będę zaszczycony.

Kobieta uniosła brew, nachyliła się w jego stronę i złożyła pocałunek na jego policzku. Orgorn w tamtej chwili wydawał się najszczęśliwszym czarodziejem na ziemi. Jego twarz rozjaśnił szeroki uśmiech, a w oczach jawił się magiczny blask. Znienacka chwycił ją i okręcił wokół własnej osi. Zdumiona Arisse pisnęła, po czym się roześmiała. Widząc ją szczęśliwą, Orgorn uczynił to samo.

Oboje cieszyli się tym krótkim, jakże ulotnym momentem. Wiedzieli, że zaraz będą wyrwani z tego pięknego snu, ale rzeczywistość obecnie wydawała się łatwiejsza do zniesienia. Ich myśli krążyły wokół marzeń o wspólnym życiu. Nie brali tego za pewnik. To, co mieli zamiar uczynić, należało niewątpliwie do niebezpiecznych i ryzykownych przedsięwzięć. Śmierć nie czekała na pozwolenie czy odpowiedni czas. Zwykle przychodziła nagle i nie była litościwa. Wyłącznie ona mogła ich rozdzielić, a to czy tak się stanie zostało już dawno temu zapisane w gwiazdach. Cieszyli się więc tym, co zostało im dane.

Kiedy Orgorn pozwolił Arisse stanąć na nogach, jego uśmiech jak gdyby zbladł. Kobieta przechyliła głowę, wiedząc, że znów wydarzyło się coś, co rujnuje ich beztroskę. Westchnęła ciężko. Miała dość tego, że ani chwilę nie mogli po prostu być ze sobą. Za każdym razem coś musiało im przeszkodzić.

Nuriel. Czas MrokuWhere stories live. Discover now