二 wherever I go, please always be with me 二

Start from the beginning
                                        

Hanguang-jun upił nieco herbaty z parzonych liści i po chwili sam zaczął wkładać do ust małe kawałki warzyw, przeżuwając je starannie oraz powolnie, nie to, co Wei Wuxian, który przez szybkie jedzenie miał też czas na rozmowy.

— Skoro się pobierzemy to znaczy, że musimy mieć jakiś dom, najlepiej, aby położony był gdzieś przy wodzie. Wychowywałem się w Yunmeng, a więc to dla mnie ważne. Myślisz, że znajdziemy gdzieś miejsce na stałe? Czy będziemy przez całe życie podróżować i pomagać innym? O! Chciałbym też jakąś polanę, Jabłuszko lubi wybrzydzać i jest wymagające. A dla ciebie co jest ważne?

— Ty — odpowiedź była krótka, ale sprawiła, że Wuxian zamilkł i delikatnie się zaczerwienił.

— Lan Zhan, nie musisz być taki bezpośredni — zwrócił mu uwagę, choć w brzuchu wciąż czuł przyjemne uczucie, po usłyszeniu jego słów.

— Xichen już wie o tym, że szykujemy się do ślubu — poinformował go Lan Zhan, a Wei o mało, co nie zadławił się posiłkiem.

— Kiedy zdążyłeś mu o tym powiedzieć? — zapytał, będąc kompletnie zbity z tropu.

— Wczorajszego wieczoru, gdy spałeś. Wysłałem mu wiadomość.

— Wczoraj? — szepnął do siebie. — Czy ja oby na pewno wszystko pamiętam? Czy ty przypadkiem wczoraj nie zapytałeś mnie o rękę, a ja się przypadkowo zgodziłem?

Lan Zhan nie odpowiedział, ale biorąc kolejny łyk herbaty tylko delikatnie uniósł swoją górną wargę, a Wei Wuxian się uśmiechnął.

Oczywiście, że Lan Zhan tego nie zrobił. Był najbardziej szlachetnym z ludzi, prawym i dobrym. Pewnie wysłał wiadomość, bo już planował, że zapyta mnie o to czy spędzę z nim resztę życia. Tak szczerze mówiąc to większą swoją część już dla mnie przeżył, gdy ja... Spałem, niczego nieświadomy przez 16 lat... Wiedział, że się zgodzę. Byłbym największym durniem wśród kultywatorów, gdybym się nie zgodził.

— W porównaniu do innych wesel nasze będzie dość skromne. Pieniądze niedługo nam się skończą, to znaczy tobie, bo ja ich nie mam. Gości będzie niewielu, bo na twoje życzenie także i ty stałeś się kimś kim będą gardzić, ale... Zawsze ktoś się pojawi. Zaproszę Wen Ninga i... Jabłuszko, a ty brata, może też Sizhuia, Jingyiego!

— Tato musimy stąd odejść, widzisz jak wielu ludzi już się stąd wyprowadziło...

Konwersację przy stole przerwała im rozmowa gospodarza oraz jego córki, która nie wyglądała na spokojną.

Wei Ying spojrzał na swego towarzysza, który zrobił dokładnie to samo. Było to wymowne spojrzenie, które zwiastowało nadchodzę kłopoty. Oboje wiedzieli, że nikt bez powodu, a zwłaszcza wielu ludzi nie wyprowadzało się z miast.

Wuxian oparł rękę na blacie stolika i przysłuchiwał się dalej.

— Xu Li nie opuszczę tej ziemi nawet za cenę życia — powiedział gospodarz, co podsyciło sens całości.

Jego córka chciała protestować dalej, ale jej matka stojąca za plecami ojca pokiwała głową dając do zrozumienia młodej Xu Li, żeby zamilkła.

Za cenę życia? - pomyślał Wei Wuxian.

Gospodarz odszedł w kierunku kuchni, aby wraz z żoną przygotować kolejne dania dla pierwszych porannych gości. Była to nieliczna grupa ludzi w seledynowych szatach, mający miecze, a do tego łuki. Nie wyglądali na mieszkańców należących do prominentnych sekt, które były znane Wuxianowi.

Mężczyzna przeniósł swój wzrok na idącą w stronę ich stolika młodą dziewczynę i przy okazji postanowił uciąć z nią małą pogawędkę.

Wu JiWhere stories live. Discover now