~8~ Przywilej rozmowy

Start from the beginning
                                    

Cholera, nie patrz tak na mnie, Harry! Wiem, że długo mi schodzi pisanie tego, a twój wyczekujący wzrok bynajmniej nie ułatwia!

Chodzi mi jedynie o to, że mój proces — twój zresztą też — nie przebiegnie w sposób prawidłowy. Tak naprawdę osądzi nas Rosenblatt i tylko on się będzie na tej sali liczył, a ty musisz przyjąć do wiadomości, że mogę na jakieś dwa do pięciu lat zniknąć z twojego życia. Nie wierzę, aby wsadził mnie na więcej.

Potter westchnął widząc naszpikowany wątpliwościami i niepewnością tekst.

— Nie pozwolę na to — stwierdził zdecydowanie. — Wystąpię w roli świadka. Potwierdzę, że nam pomagałeś.

Draco uśmiechnął się smutno, niedowierzająco i przyciągnął do siebie Wybrańca za kołnierz koszuli.

— Cholera, Draco, tu może zaraz ktoś wejść i... — zaczął mówić Potter, widząc do czego to zmierza. Malfoy był mistrzem w unikaniu trudnych tematów i właśnie to zamierzał teraz zrobić, a Potter czasami naprawdę miał dość tego, że chłopak potrafił posłużyć się swoim własnym ciałem, by skończyć jakąś rozmowę. Po tym, jak stracił głos, nie mógł go już zbyć celną uwagą, jadowitym komentarzem, czy głupim, rozluźniającym atmosferę żarcikiem i musiał uciekać się do innych metod, a że akurat nie mógł wyjść teraz na spacer ani uciec do innego pokoju i się tam zamknąć, udając, że pilnie musi coś zrobić...

Cóż, najgorsze w tym wszystkim było to, że Harry'ego w takich momentach zdradzało jego własne ciało.

— Mówię poważnie, ogarnij się w końcu — syknął i odepchnął Draco, zanim ten zdążył zrobić kolejny ruch. Zazwyczaj nie reagował tak agresywnie, ale już naprawdę kończyła mu się cierpliwość do tego, jak bardzo przedmiotowo Malfoy traktował i jego, i siebie.

Blondyn odsunął się i uniósł brwi, krzyżując ręce na piersiach i wysuwając podbródek. Harry widział gnieżdżącą się w jego oczach złość, ale nie zamierzał w żaden sposób uspokajać teraz swojego chłopaka. Był  zły w takim samym, jak nie większym stopniu, jak on i najchętniej by się teraz z nim pokłócił, ale już się przekonali, że jednostronne krzyki niekoniecznie mają jakikolwiek sens, więc Potter nawet nie zaczynał.

Draco westchnął teatralnie i przewrócił oczami, opierając się na podłokietniku kanapy.

— To nie jest dobry sposób na rozwiązywanie problemów, wiesz o tym, prawda? — sarknął Harry, nie mogąc opanować jadu w głosie.

To jest bardzo dobry sposób na zapominanie o problemach. Niezależnie od tego, co zrobimy, ten proces się odbędzie. Nie mamy wpływu na jego przebieg. Po prostu o tym nie rozmawiajmy, okay? Przecież oboje wiemy, że najprawdopodobniej mnie ułaskawią.

Muszą to zrobić, prawda?, pomyślał Harry, czytając wiadomość. Przecież to wszystko, co zrobiliśmy, nie mogło być bezcelowe, nie może doprowadzić nas do ślepego zaułka. To wszystko miało jakiś sens, czyż nie? Ta wojna, moje powolne zakochiwanie się w Draco. Nawet ostatnio tyle się dzieje, że to nie może skończyć się w jakimś głupim sądzie! Nie można tak nagle przerwać historii! Dopiero co wyszliśmy na prostą, dopiero co zaczęliśmy razem mieszkać. I co, to wszystko miałoby się teraz urwać? To byłoby bez sensu! Muszą go ułaskawić! To tylko kolejna trudność na naszej drodze, nawet nie ta najgorsza. Ot, drobnostka. Draco ma rację, za bardzo się przejmuję.

— Jak uważasz — mruknął Potter pojednawczo, chowając twarz w dłoniach. — Ja się po prostu martwię, wiesz? I nie podoba mi się, w jaki sposób ostatnio unikasz trudnych tematów.

Jedyną odpowiedzią Malfoya było nonszalanckie wzruszenie ramionami. Może i zdawał sobie sprawę, że to, co robił, było szczeniackie i nieodpowiednie, ale... Z jakiegoś powodu nigdy nie potrafił się powstrzymać przed właśnie tak głupią reakcją, gdy przychodziło co do czego. Po wojnie granice między tym, co było w porządku, a co nie, były zupełnie rozmyte, przynajmniej u niego, a Harry najwyraźniej nie postrzegał świata w ten sposób.

On zawsze był po prostu dobry, pomyślał Draco. Bez tych wszystkich wątpliwości, planów i sztuczek. Dobry, szczery i prostolinijny.

W porządku, nabazgrał na kartce po długiej chwili milczenia. Ostatecznie nie musieli się przecież kłócić. Harry nie powinien się martwić. Dobrzy ludzie zasługują na więcej, o wiele więcej, niż zazwyczaj dostają.

Draco nie był pewien, czy zalicza się do tej kategorii: wątpił w to. Nigdy nie miał na tyle wolnej woli, aby zadecydować o tym, czy postąpić słusznie, czy nie. Zawsze motywowany był strachem o coś lub o kogoś, zewnętrznym przymusem, czy powinnością.

Być może niektórzy ludzie po prostu nie mieli możliwości, aby stać się dobrymi. Ale świat nigdy nie był sprawiedliwy, czyż nie?

Więc siedzieli tak, w milczeniu, niby razem, a jednak osobno, Draco pełen wątpliwości, a Harry pełen troski, chociaż oboje zdawali sobie sprawę, że nie tak powinno wyglądać ich życie po wojnie, że powinno być przepełnione miłością, a nie bólem i po tylu cierpieniach powinna spotykać ich jedynie radość, a nie kolejne przeszkody.

I chociaż bardzo starali się wierzyć, że wszystko już będzie dobrze, tkwiło w nich, jak drzazga, przekonanie, że skoro tyle rzeczy już osiągnęli, to czas, aby w końcu coś im nie wyszło.

Draco spojrzał na siedzącego z obojętną miną Harry'ego i zdał sobie sprawę, że coraz częściej zdarza im się ukrywać przed sobą nawzajem swoje myśli i uczucia, że coraz rzadziej rozmawiają, że coraz mniej o sobie wiedzą.

Byli tak bardzo w sobie zakochani i tak bardzo dalecy, jakby zabrali sobie nawzajem część swoich serc i na nowo wybudowali między sobą mur, który codziennie starali się przebyć, ale który rósł, i rósł, i rósł...

A może po prostu nie byli dla siebie stworzeni, może przeznaczone Harry'emu szczęście spoczywało już w grobie, może Draco nigdy nie powinien był rozstawać się z Astorią, może zakochanie się w sobie nawzajem osób tak różnych było błędem, za który będą płacić jeszcze długie lata, może to beznadziejne uczucie od początku skazane było na porażkę, może los sobie z nich zakpił...

Ale co innego mieli w tym świecie, poza swoją miłością?

________________________________
C.K.Norwid "Miłość"

Zwycięskie PrzywilejeWhere stories live. Discover now