W kraju Dairan

0 0 0
                                    

Po dość długiej nużącej podróży przez obrzeża Wielkiej puszczy karawana dotarła do pierwszych osad Dairan. Początkowo Deshowi wydawało się że jest w innym świecie. Budowle całkowicie odmienne od tych z Imperium. Przeważnie stalowe lub szklane. Praktycznie żadnych rumowisk czy śmieci. Było to dla niego zaskoczenie. Większość istot nie chodziło pieszo a poruszało się na jakiś dziwnych pojazdach. Czasem jednoosobowych a czasem z pasażerami. Wtedy odezwał się Ibreal.

- Co pierwszy raz w kraju Dairan?

- Tak.

- To nie dziwię się twojemu zaskoczeniu. Prawie każdy z Imperium tak reaguje na to co tu jest. Ale nie martw się. Oni są naprawdę pokręceni. Hehe. - roześmiał się Jastrząb. 

- Dobra to tak. Wsiądź do kolejki w kierunku osady Kuanthi. Tam udaj się do południowej części miasta. Szukaj wielkich strzelistych wież. Tam jest nasza świątynia. Ja za to lecę przodem. Jak coś komunikuj się ze mną. Trzymaj się. - Na te słowa jastrząb wzbił się w powietrze i odleciał.

Desh uczynił jak było mówione. Podążył na miejsce gdzie tabuny pojazdów jechały w kierunku Kuanthi. Wsiadł do jednego długiego oszklonego transportera. Wraz z wieloma różnymi mieszkańcami miasta. Jednak przeważającą część nich to byli Dairanie. Przy nich Desh czuł się trochę nieswojo. Wysokie ale smukłe króliki wyglądały trochę inaczej niż Niya. Jednak cały czas gdy ich widział miał przed oczami jej twarz. 

Po około godzinie jazdy dotarł do celu. Wysypał się wręcz z gromadą Animalitów na peron. Podniósł głowę do góry spojrzał na bezchmurne niebo oraz panoramę miasta. Znajdował się na wzgórzu więc było widać wszystko dokładnie. Szklane budowle, małe osiedla oraz kilka strzelistych wież. Tak tam musiał się udać. Ruszył do zejścia w głąb miasta. Tabuny królików tłoczyły się wszędzie. Gdzieniegdzie było jedynie widać inne istoty. Często nawet takie jakich wcześniej Desh nie widział. Bardzo go to intrygowało.

Przed zmierzchem dotarł do świątyni. Wysoki budynek z kilkoma wieżami. Widać było że jest on postawiony przez Imperium. Wielkie posągi wojowników wiary górowały przy wejściu. Ogromne wrota w pewnym momencie się otworzyły i kot wszedł do środka. Szybko odnalazły go osoby które pokierowały go do odpowiednich komnat. Po rozpakowaniu rzeczy ruszył do komnaty na piętrze. Tam czekały na niego istoty odpowiedzialne za ten region. Gdy wkroczył do pomieszczenia, za biurkiem zasiadała istota podobna do węża a przy niej był Ibreal jeden starszy Sahmet oraz jedna Anubiska. W pewnym momencie Wężowa postać przemówiła.

- O już jesteś. Tym razem dotarłeś cały i zdrowy. Jastrząb objaśnił nam powody tak późnego przybycia.

- Tak. Przepraszam za powstałe problemy. - zmieszał się Desh.

- Nie ma za co... Teraz na pewno będzie wszystko w porządku. - zatroskała się Wężowa Kobieta.

- Jestem Abrila. Lemia z Mglistych Bagien. Proszę rozgość się dzisiaj. Na pewno jesteś strudzony podróżą. Jutro przedstawimy Ci przyczyny twojego przybycia. - powiedziała wężowa kobieta po czym pełzając na swoim długim ogonie ruszyła w stronę szafki przy ścianie. Jastrząb stał w kącie z zaciągniętym kapturem podpierając ścianę. Natomiast Anubiska zabrała teczkę z dokumentami od Lemi i wyszła. Stary Sahmet spoglądał na młodszego kota i rzekł:

- No tak... Teraz to takich młokosów przysyłają do niańczenia... Skaranie z tym. - gdy skończył mówić starszy Sahmet wyszedł z pokoju.

- A temu co się stało? - spytał Desh.

- To będzie twój opiekun. Masz z nim mieszkać. - rzekła spod kaptura Jastrząb.

- Dokładnie. Lepiej nie denerwuj naszego "weterana". Na pewno przyda ci się jego znajomość lokalnych zwyczajów. - dodała Lemia. Zmieszany Sahmet powiedział.

Tidermoon: Samotny wędrowiec (Light Novel)Where stories live. Discover now