II - Butelka szamponu

913 67 25
                                    

Słońce zdążyło już zajść. Pozostawiło po sobie nikłą smugę ciepłych kolorów, które pokazywały, że jeszcze przed chwilą ono naprawdę widniało na horyzoncie i można było je podziwiać. Na niebie malowały się różnorodne kolory, od jasnego i przejrzystego różu po ciemny i mroczny granat. Na razie na niebie nie było żadnej gwiazdy, jednak Thor wiedział, że to noce zazwyczaj były bezchmurne i po zmroku można było podziwiać tysiące gwiazd. Na samym dolu, u podstaw wieżowca, rozlegały się typowo miejskie odgłosy, które powoli ucichały. Ryk silników, śmiech ludzi, szum liści i cykady świerszczy. Loki i Thor siedzieli na szczycie Stark Tower, oboje milczeli. Blondyn czekał cierpliwie aż brat podejmie rozmowę, jednak od dłuższego czasu nie odezwał się ani słowem. Był dziwnie milczący. Wpatrywał się w miejsce, gdzie przed chwilą na horyzoncie zniknęło słońce. Thor spojrzał na niego, nie wytrzymując dłużej tej ciszy między nimi. Postanowił ponownie wsiąść sprawy we własne ręce.

- Nie jest tu tak pięknie jak w Asgardzie... - zaczął Thor, uśmiechając się półgębkiem. - Ale daje rade... - mruknął, zerkając na brata.

Loki milczał, jeszcze bardziej spochmurniał. Widząc to, Thor przestał się uśmiechać. Czyli musiał to z niego wyciągnąć. Zawiał wiatr, który rozrzucił rozpuszczone włosy Thora, wprost na jego twarz. Bóg piorunów odgarnął je z twarzy niedbałym ruchem ręki.

- Muszę wiedzieć, czy chodzi o to, że pokazałeś swoją drugą... - Thor spojrzał niepewnie na brata.

- To nie to. - odpowiedział ku jego zaskoczeniu. - Ona o tym wie od dawna...

Thor skinął głową.

- Znam dłużej [T.I] od Ciebie, zapewne ku Twojemu zgorszeniu. - blondyn oparł się dłońmi o podłoże, machając lekko jedną nogą, która swobodnie zsiwiała na krawędzi dachu budynku. Robiło się coraz ciemniej. - Nie wiem czy wiesz, ale jest ona taką istotą co... - tutaj urwał, szukając odpowiedniego słowa.

- Działa na nerwy? - dokończył Loki, wciąż wpatrzony w widok przed nimi.

- Ciężko zdobyć jej zaufanie. - mruknął, patrząc na brata z wyrzutem. Loki powiedział coś do siebie, mamrocząc niezrozumiałe frazale, ale Thor mimo tego kontynuował. Przejechał językiem po spierzchniętych wargach, nie podejmując nawet ponownie próby chęci odgarnięcie włosów z twarzy. I tak zapewne skończyłoby się to fiaskiem. - Mało co do kogo się odzywa. Jest wierna swoim celom, dlatego robi wszystko, żeby nic jej nie przeszkodziło w możliwości realizowania ich. Kiedy... może brzmieć to nieco dziwnie, ale kiedy bez żadnych przeszkód i słów, nie mówiąc już o złamanej ręce pozwala się komuś dotknąć, to znaczy, że komuś ufa...

Brunet uśmiechnął się wrednie. Nie skomentował tego, dając Thorowi mówić dalej.

- Mogę to nawet nazwać zaszczytem! Bo pamiętam, zanim się zjawiłeś, przez przypadek musnąłem jej dłoń, co o dziwo nie skończyło się odgryzieniem jej przez [T.I]...  - blondyn zaśmiał się na wspomnienie wyrazu twarzy pozostałych. - Co było polem do popisu kiepskich żartów ze strony Straka. Głównie dwuznacznych. - tu się uśmiechnął, lecz zamaskował swój uśmiech, odchrząkając, dostrzegając morderczy wzrok Lokiego. - Chodzi o to, że z małą niepewnością, nie wiedząc czy na takie miano zasługuje z jej strony, ale chętnie nazywam się jej przyjacielem. I wiem, gdy cierpi, co ją cieszy...

- Przestań. - warknął Loki.

- Ale nie znam jej tak bardzo jakbym chciał ją znać. Jak dobrze ty ją znasz. - dokończył patrząc mu w oczy.  Wymierzył w niego palec, który brunet strzepnął ze swojej piersi. Loki szybko oderwał wzrok od jego twarzy - Nie potrafi tego okazać, zresztą podobnie jak ty, ale widzę, że naprawdę zależy jej na Tobie. Nie wiem czy często to mówi, ale Cię kocha... - powiedział nieco ciszej. Uśmiechnął się beztrosko. Brak odpowiedzi. Thor podrapał się po karku, nie mając pojęcia czy ta rozmowa cokolwiek zmieniła. - Cokolwiek o co się pokłóciliście...

- To nie Twoja sprawa. - warknął od razu brunet.

- Z pewnością. - odpoeiedział od razu blondyn. - Ale... To z pewnością ją to poruszyło. Nie jest na Ciebie zła, ale skrywa z pewnością o coś żal. Porozmawiaj z nią, ale nie tak jak zawsze. Kpiąc z niej, bo to tylko pogorszy sprawę. Powiedz co ci naprawdę chodzi po sercu...

Loki milczał. Zapadł zmrok.

Thor podniósł się, otrzepując swoje ubranie.

- Idziemy? - zapytał siedzącego brata.

- Ja... jeszcze chwilę posiedzę... - odparł ponuro. Thor skinął głową, idąc w kierunku wyjścia.

Brunet westchnął ciężko, zamykając oczy.

* * *

Ciepły strumień wody spowodował, że się rozluźniła. Rana na jej nodze dała o sobie znać, jednak nie bolała tak jak jej serce teraz. [T.I] westchnęła ciężko, sięgając po butelkę szamponu, aby nałożyć go na głowę. Myjąc włosy, przymknęła oczy. Szum wody działał na nią kojąco. Mimo tego wciąż było spięta. Jego słowa nie pozwalały jej na chwilę odpoczynku. Chodziły po głowie i nie dawały spokoju. Woda spłukała resztki szamponu z jej głowy, gdy usłyszała skrzyp drzwi do pokoju. Dziewczyna otworzyła gwałtownie oczy. Był on cichy, ledwie słyszalny, a i tak go usłyszała. Przełknęła ciężko ślinę, zakręcając kurek z wodą.

- Loki? - zapytała. Odpowiedziała jej cisza. Z westchnieniem, chwyciła pośpiesznie ręcznik leżący na umywalce, owijając się nim. Nie miała zamiaru, aby ktoś oglądał ją nagą. Uchyliła drzwi od łazienki. - Kto tam?

- To tylko ja... - na dźwięk głosu Kapitana, westchnęła z ulgą, chociaż i tak poczuła niepokój. 

- Na Boga! Steven, nikt Cię nie uczył pukać? - zapytała z pretensja w głosie, wychylając głowę. Ukazała się jej postura blondyna. Mężczyzna spojrzał jej w oczy i nagle zesztywniał. Jego oczy zabłysnęły całkowicie na niebiesko.

- Steven? - zapytała.

- Pokaż mi. - powiedział, idąc w jej kierunku.

- Co? - zapytała zbita z tropu.

- Daj mi go zobaczyć! Powiedz mi! - powiedział, na co ta zesztywniała.

- Nie zbliżaj się! - warknęła. Nie usłuchał jej.  Z mocno bijącym sercem, kurczowo przyciskając ręcznik do piersi, cofnęła się, zamykając pośpiesznie drzwi. Zamknęła je na klucz, rozglądając się za czymś co mogłoby go powstrzymać. Mężczyzna wyważył drzwi, na co wrzasnęła. Chwyciła pierwsze, co napotkało jej dłoń. Była to butelka szamponu, którą mężczyzna oberwał w twarz. - Cofnij się natychmiast, bo inaczej nie ręczę za siebie! - warknęła, czując przerażenie na widok jego całkowicie niebieskich oczu. W ostatecznej ostateczności będzie musiała walczyć nago, co nie było dla niej obiecującą wizją spędzenia następnych minut.

Nagle Steve zatrzymał się. Cały zesztywniał i upadł pod jej stopy. Był nieprzytomny. Za nim z grobową miną stał Thor, który dzierżąc w dłoni Mjolnir, patrzył badawczo na Steve. [T.I] spojrzała z lękiem w jego oczy. Były normalne. Odetchnęła z ulgą.

- Dobrze Cię widzieć. - mruknęła, na co ten się uśmiechnął na moment.

- Lepiej go zwiąż. - powiedział.

- To za chwilę...

- Za chwilę to się obudzi! - powiedział z oburzeniem.

[T.I] odchrząknęła, na co ten dopiero zwrócił uwagę na jej strój, a raczej jego brak i zielony ręcznik.

- Ah, tak! - Thor uśmiechnął się głupkowato. - Ty się ubierz, a ja go zwiąże... - z tymi słowami, złapał nieprzytomnego Kapitana za nogę i wyciągnął go z łazienki.

Ten dzień chyba nie mógł być już dziwniejszy.

Nie zostawiaj mnie • Loki LaufeysonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz