Rozdział 19

18.2K 570 59
                                    

NADIA

Od godziny siedzimy w klubie De Luci. Nadal nie mam pojęcia, co wymyśliła Cassandra i szczerze to nie chcę wiedzieć. Zastanawiam się w ogóle, co ja tu robię? Przecież to jest totalnie bez sensu. Nie ma szans, że Vincenzo kiedykolwiek się zmieni.

- Cas, to jest bez sensu. Wychodzimy stąd. - zaczynam, spoglądając na kuzynkę.

- Uspokój się. O kurwa. - odpowiada, ciężko przełykając i patrząc gdzieś w prawo. Słysząc jej słowa, mimowolnie spoglądam w tamtym kierunku. Obraz, który mam przed oczami mrozi krew w moich żyłach.

- To twoja sprawka Cas?! - niemal krzyczę.

- Nie sądziłam, że jest do tego zdolny. Chciałam dobrze. - mówi cicho, patrząc w podłogę.

- Ja pierdole Cas. Przegięłaś. - syczę do niej. Muszę coś zrobić, bo Vincezno go zabije. Myśl Nadia. Szybkim krokiem zmierzam w kierunku całego zajścia. Przeciskam się przez tłum zebranych ludzi, ale kiedy mi się to udaje, na mojej drodze staje jakiś barczysty mężczyzna. Kurwa. Zachciało mi się jebanego przedstawienia to teraz mam za swoje. Nie chcę mieć na sumieniu gościa, który nie jest niczemu winien.

- Jestem jego żoną. - mówię do niego. To jedyne co teraz przychodzi mi do głowy. Ku mojemu zaskoczeniu mężczyzna przytakuje i schodzi na bok.

- Vincezno zostaw go, proszę. - błagam, podchodząc do niego. Moja prośba i tak do niego nie dociera, bo nadal napierdala tego mężczyznę. On jest w jakimś amoku. Ja pierdole to wszystko moja wina. - Jeśli go zabijesz, już nigdy mnie nie zobaczysz. - informuje. Mam nadzieję, że chociaż to przyniesie jakiś rezultat. De Luca słysząc moją groźbę, powoli przenosi na mnie swój wzrok. Patrzy na mnie przez chwilę, a następnie zostawia tego faceta i podchodzi w moim kierunku. Kiedy próbuję mnie dotknąć, cofam się i szybkim krokiem uciekam z klubu.

To nie jest człowiek, tylko potwór, który pozbywa się wszystkiego, co stanie mu na drodze.

Jadę taksówką do domu. Boże... To moja wina... Nie tylko to, co miało miejsce dzisiaj, ale i wszystko, co działo się wcześniej. Jeśli teraz robi takie rzeczy, to co będzie później? Nie chce, żeby przeze mnie doszło do jakiejś tragedii. Muszę to jak najszybciej zakończyć, bo następnym razem będzie za późno. Od dziś Vincezno dla mnie nie istnieje. Tym razem to definitywny koniec.

Dojeżdżam do domu Cassandry i zmierzam do pokoju. Nie mogę dłużej tu zostać, bo moja kuzynka ma coraz głupsze pomysły. Kocham ją, ale nie chce, żeby przez to, co robi, sama się narażała. Po chwili namysłu biorę dużą walizkę i zaczynam się pakować.
Kiedy jestem gotowa, dzwonię po taksówkę i zostawiam dla mojej kuzynku wiadomość. Wiem, że będzie na mnie wściekła, ale jeśli bym ją teraz zobaczyła, nie potrafiłabym wyjechać.

Dziękuje za wszystko, co dla mnie zrobiłaś. Przepraszam, ale muszę wyjechać. Nie mogę pozwolić, aby przeze mnie doszło do tragedii. Kiedy będę na to gotowa, odezwę się. Kocham, Nadia.

Zostawiam kartkę na stoliku w salonie i wychodzę na zewnątrz. Przed budynkiem czeka na mnie taksówka. Mężczyzna chowa moją walizkę do bagażnika, a następnie ruszamy na lotnisko.

Siedzę w samochodzie oparta o zagłówek siedzenia. Po chwili otwieram okno i wyrzucam swój telefon. Wolę nie ryzykować tym bardziej, kiedy wiem, na co stać De Luce.

Docieramy na lotnisko godzinę później. Szybkim krokiem zmierzam do kasy biletowej. Kupuję bilet na najszybszy lot, płacąc gotówką, a potem ruszam w kierunku hali odlotów.

Godzinę później siedzę już w samolocie lecącym do Paryża. Wiem, że będzie mi ciężko, ale nie miałam innego wyjścia... To było najlepsze rozwiązanie.

Dzisiejszy dzień naprawdę mnie wymęczył. Moje oczy same się zamykają i nawet nie wiem, w którym momencie zasypiam.

Budzę się, kiedy przygotowujemy się lądowania. Spoglądam przez okno i pierwszy raz dzisiejszego dnia się uśmiecham. Ten widok naprawdę zapiera dech w piersiach.

Jakiś czas później wchodzę do hotelu. Dobrze, że mam przy sobie pieniądze, bo gdybym używała karty, to od razu by mnie znalazł. Zresztą możliwość, którą wybrałam, też nie daje mi żadnej pewności. Przecież ten potwór jest zdolny do wszystkiego. Przekonałam się o tym na własne oczy. Boże, jak ja mogłam dawać mu jakiekolwiek szanse? Byłam kompletną idiotką...

Po zarezerwowaniu pokoju od razu się do niego udaje. Kiedy wchodzę do środka, jestem pod wielkim wrażeniem. Pokój jest bardzo pięknie i przestronnie urządzony. Odkładam walizkę na łóżko i udaje się do łazienki. Biorę szybki prysznic, ubieram się i zmierzam na dół. Następnie wychodzę na zewnątrz, aby coś zjeść.

W drodze powrotnej zahaczam o sklep elektroniczny. Muszę jak najszybciej zaopatrzyć się w telefon, żeby chociaż wiedzieć, która godzina. Na razie nawet nie wchodzi w grę rozmowa z moją kuzynką, bo to zdecydowanie za wcześnie. Szybko decyduje się na zakup iPhone i wychodzę ze sklepu.

Idąc ulicami Paryża, na jednym z budynków zauważam ofertę pracy. Wiem, że na dłuższą metę życie bez pracy jest do kitu, zwłaszcza teraz kiedy tutaj jestem i nikogo nie znam. Praca przynajmniej zabije mój wolny czas, którego teraz będę mieć pod dostatkiem. Wchodzę do środka i podchodzę do lady przy której stoi młoda kobieta.

- Cześć. Czego siebie życzysz? - zaczyna, uśmiechając się do mnie.

- Cześć. Tak właściwie to ja w sprawie pracy. - odpowiadam.

- To bardzo dobrze się składa. Wiesz co, usiądź sobie, a ja pójdę po szefa. - prosi. Podchodzę do jednego z wolnych stolików i siadam na krześle. Po chwili zauważam mężczyznę, który zmierza w moim kierunku.

- Dzień dobry, Alex Matieu. - zaczyna, podając mi dłoń.

- Dzień dobry. Nadia Accardi. Bardzo mi miło. - odpowiadam, ujmując jego dłoń.

- Usiądź, proszę. - wskazuję na krzesło. Kiedy z powrotem siadam, przywołuje gestem dłoni dziewczynę, którą wcześniej poznałam i zadaje mi pytanie. - Czego się napijesz?

- Poproszę latte z mlekiem. - odpowiadam z uśmiechem.

- Dla mnie to samo. - mówi. Kiedy kobieta odchodzi, dodaje. - Przyszłaś tu w sprawie pracy tak?

- W rzeczy samej. - odpowiadam, spoglądając na niego.

- Masz jakieś doświadczenie w tym kierunku? - pyta mi się.

- Niestety nie, ale naprawdę bardzo szybko się uczę. - mówię z przekonaniem.

- No dobrze, masz tę pracę. - wyrzuca. Nie sądziłam, że tak łatwo mi pójdzie...

- Bardzo dziękuję. Obiecuję, że się Pan na mnie nie zawiedzie. - przekonuje. Mam nadzieję, że szybko się tego wszystkiego nauczę.

- Nie jesteś stąd, prawda? - dopytuje. W tej samej chwili kelnerka podaję nam kawę, na co grzecznie jej dziękuję.

- Pochodzę z Włoch. A do Paryża trafiłam właściwe przypadkiem. - wyrzucam z siebie. Mam nadzieję, że tyle mu w zupełności wystarczy, bo nie zamierzam zagłębiać się w szczegóły mojego prywatnego życia.

- Tak naprawdę to spadłaś nam z nieba. Od niedawna poszukujemy kelnerki, bo jak widzisz mamy tu duże zamieszanie. - przekonuje, wskazując na tłumy ludzi. Widać ta miejscówka musi być naprawdę w porządku, skoro przyciąga tyle ludzi.

- W stu procentach się z Panem zgadzam. - odpowiadam.

- Muszę wyjść za kilka minut, a ciebie nie chce zatrzymywać. Przyjdź jutro przed ósmą. Klara ci wszystko wytłumaczy i pokaże co i jak. Do zobaczenia. - kończy i wychodzi z kawiarni.

Po wyjściu z lokalu udaje się wprost do hotelu. Wchodzę do swojego pokoju, biorę szybki prysznic i kładę się na łóżko.

Powiem, że zaczynam nowy rozdział w moim życiu. Brzmi lepiej, niż przyznanie się, że po postu uciekam przed starym...

************************************
Ciekawe jak długo uda jej się ukrywać? Przecież dobrze znacie naszego Vincenzo. 😂

Ostatnie ZlecenieWo Geschichten leben. Entdecke jetzt