Jak wojna to wojna

120 7 37
                                    

Jechali głównie przez lasy. Co jakiś czas migało im przez okno jezioro lub kawałek pola. W pewnej chwili skręcili w boczną uliczkę. Była kręta, węższa i nieco dziurawa. Zrobiło się ciemno bo w jechali w gęsty mieszany las. Potem znowu ostry zakręt. Tym razem już nie było asfaltu, a gałęzie drzew ocierały się o nowiutki autokar. Część się zachwycała. Część siedziała z nosem w telefonach lub książkach. Inni próbowali walczyć z jetlagiem.
W końcu dojechali.

Ich miejsce było absolutnie piękne. Z trzech stron las. Porośnięte trawą pole. Przed nimi piękne jezioro, a na nim widoczne wyspy. Po lewej stronie stały dwa domki. Z tamtej też strony był rozstawiony mini obóz i kilka namiotów.

W tym czasie dziewczyny jadły śniadanie czyli kanapki z warzywami i serkiem.
Zauważyły, że przyjechali ludzie mający zająć resztę pola.
Zaczął się zbliżać do nich starszy mężczyzna. Emi widząc to od razu odeszła od stołu i przeprosiła dziewczyny.
- Dzień dobry! - usłyszała angielskie przywitanie - Hank Voight. To ty tutaj wszystko wiesz? - spytał podchodząc bliżej. A ona prawie padła. VOIGHT?! Serialowy VOIGHT? Czy to ukryta kamera?
- Tak. Jestem Emilia. Namioty macie za domkami. W nich jest kuchnia, łazienka, pokój medyczny i gospodarczy. - powiedziała szybko.
- Okey. Dziękuję. - rzucił i się oddalił do swoich ludzi
- Czy ja słyszałam to co słyszałam i widziałam co widziałam? - dziewczyna wróciła do przyjaciółek blada jak duch.
- Em wszystko Ok? - spytała Wiewiórka, ale odpowiedziało jej tylko milczenie
- Nie wiem jak wy, ale ja idę sprawdzić kto to. - wstała starsza Aga
- Idę z tobą. - od razu poderwała się druga Aga - Nes. Finalnie wszystkie, a nawet Emi zbliżyły się do ogarniającej się grupy gości

I zrozumiały co ją tak poruszyło.
- O Cześć! - podeszła do nich jedna z kobiet - Jestem Kim. - Podała rękę Maji
- Maja... - ta się przedstawiła
- To jest Hailey, Stella i Sylvie. - wskazała stojące obok niej dziewczyny.
- To jakiś żart. - pomyślała Misia. Na głos.
- Yyy, a wy nie jesteście Marina, Tracy, Miranda i Kara? - spytała zmieszana Nes
- Uyyy? Co? - zdziwiła się blondynka
- W sensie, że nie jesteście aktorkami? - wydusiła Emilka
- Nie. Musiałyście nas z kimś pomylić. Ja i Kim jesteśmy policjantkami, Sylvie to ratowniczka, a...
- Stella to strażak w wozie 81 z remizy 51 w Chicago. - dokończyła Daga
- Wy naprawdę nas nie wkręcacie? - zdziwiła się któraś z Ag

***

- Czyli już wiadomo dlaczego nasze życie jest takie popierdzielone. Gramy w serii serialów. - podsumował wszystko Jay. Wtrącił się do trudnej rozmowy pomiędzy dziewczynami.
- A my się nie przedstawiłyśmy. Bo o was wiemy wszystko. Wy o nas nic. Ja jestem Aga. To jest druga Aga znana również jako Nes lub Agnes. Ta najmniejsza to Emilka - Emi. Maja, Daga, Michalina i Oliwia - wiewiórka. - przedstawiła nas po kolei najstarsza
- Miło was poznać. - uśmiechnął się detektyw
- Ja ciągle nie wierze. Jeśli to sen to mnie nie budźcie. - mruknęła Emi
- Halstead, dziewczyny! Wasze namioty same się nie rozłożą. - usłyszeli krzyk Antonio i wszyscy się rozeszli w swoje strony.

To był szok.
Dziewczyny czuły się dziwnie?
Przynajmniej dziwnie.
Fikcja mieszała się z prawdą. Nie wiedziały co się dzieje. Mimo to wróciły do siebie. Skończyły posiłek posprzątały a słońcem każdą sekundom  grzało co raz mocniej...

Miały w planach rozpocząć zabawę z hukiem. Dosłownie. Bitwa na balony w tym upale wydawała się perfekcyjnym pomysłem.
Zaczęły więc szukać mnóstwo amunicji. Emi oczywiście pomyślała o tym że jedna paczka balonów na wodę to za mało i wzięła od razu 10 po 100 balonów. 1000 pocisków. Niesamowite. Gdy Misia napełniła ostatni ten wylądował od razu na łbie Emi.
- Ty cyborgu, tytanie i glucie do sześcianu... Jak ja cię dopadnę!!! - najmniejsza ze wszystkich dziewczyn zgarnęła trzy najmniejsze balony i zaczęła pogoń za najlepszą przyjaciółką.
- Nie złapiesz mnie smerfie- krzyczała dziewczyna biegnąc przed siebie.
Kilka razy okrążyły cały teren kiedy Emi zbliżyła się do Misi wystarczająco blisko aby spróbować w nią rzucić. Udało się jej zmoczyć ją dopiero za trzecim razem. Mimo to ciągle goniła przyjaciółkę.



Voight i Ruzek gadali o egzaminie Adama na tytuł detektywa do którego się ten przygotowywał.
Nagle usłyszeli trzy trzaski i poczuli tylko jak woda moczy ich ubrania.
- Czy to było to co myślę? - Voight powiedział to głośno tak aby zwrócić na siebie uwagę wszystkich z jego „obozu"
- Czy one właśnie wypowiedziały nam wojnę?- spytała Hailey, która widziała całe zajście
- Chodźcie tu wszyscy. - rozkazał sierżant. - Doktorki. Wy też. - powiedział do siedzących dalej w kącie Connora i Willa
- Będzie zabawa. - Jay wyglądał jakby z ekscytacji miał wyjść z siebie i stanąć obok.
- Właśnie rozpoczęliśmy wojnę z małolatami. Trudy jaką mamy amunicję? - spytał stojącej obok niego starszej kobiety
- Dwa karabiny maszynowe na W i dwa kartony pianki do golenia. - wskazała największy z namiotów
- Okey. Plan jest taki: Część z was zakrada się do łazienek gdzie zmagazynowały gotowe wodne granaty i zabieracie połowę. Detektywi Halstead i Upton jesteście snajperami. Platt pilnuje obozu. Rhodes i Will bierzecie je od tyłu i zbieracie te, które nie pękły. Strażacy i reszta jak tylko dostaniemy amunicję mamy zmiczyć je od stóp do głów. Gdy tylko skończy się woda przechodzimy do pianki. Każdy wie co robić? - rozgadał się sierżant, a wszyscy pokiwali głowami.

Jak na razie plan wypalił. Adam siedział oparty o duży samotny kamień i przezucał z ręki do ręki żółty balon. Czekał na sygnał ataku.
W końcu zobaczył podniesioną rękę Antonio. Zadowolony wychylił się i zobaczył okładający się nawzajem balonami z woda dziewczyny. Zaraz jednak w ich stronę poleciał deszcz pocisków od strony obozu gości.
Na ich twarzach pojawiło się zaskoczenie, ale niemal od razu zamiast w siebie nawzajem zaczęły rzucał w przybyszów z Chicago. Tylko, że oni byli celniejsi i szybsi. No i mieli przewagę liczebną.

Nes skończyły się balony. Była przemoczona do suchej nitki. W sumie nie przeszkadzało jej to bo z nieba lał się żar. W końcu zobaczyła błyskający w słońcu jakieś 20m przed nią czerwony pocisk.
Postanowiła pobiec w tamtą stronę i zgarnąć swoją jedyną ndzieję na przetrwanie. Już sięgała po balon...

Poczuła uderzenie w bok i poleciała na trawę. Coś, a raczej ktoś ją przygniôtł. Podniosła wzrok i zobaczyła brązowe oczy i estetyczny zarost.
- Sorry. - mężczyzna, który na niej wylądował się podniósł i podał jej rękę aby też się pozbierała. Była cała w ziemi i suchej trawie, która przykleiła się do jej mokrej skóry.
- Następnym razem po prostu schudnij. - mruknęła
- Dzięki za radę. - uśmiechnął się ironicznie - Adam. - podał jej rękę
- Wiem. Ja jestem Agnieszka. - przedstawiła się
- Ag...
- Agnes albo Nes starczy. - przerwała mu

🤪🤪🤪🤪
Dedykacja dla: Nes_a94

Szaleni || One Chicago ffWhere stories live. Discover now