1. Spotkanie i pierwsze wrażenie.

35 2 1
                                    

~∆One piece∆~

Zoro

Rezydencja Mihawka nie była jedynie posiadłością jego oraz Perony. Byłaś tam jeszcze ty, nieślubne dziecko najlepszego szermierza, o którym nikt miał nie wiedzieć. Wyjątek stanowili Perona, Shanks i jego załoga oraz sam Zoro. 

— Chcesz mi powiedzieć, że ty jesteś córką Mihawka? — Wąskie brwi zmarszczyły się wraz z gładką, opaloną twarzą mężczyzny. Miał wrażenie, iż żyje w symulacji. Fakt, nawet Shanks nie wyobrażał sobie tego ponurego chłopa jako ojca.

— A co, nie wyglądam? — Burknęłaś zza filiżanki, która mieściła w sobie ciepłą, czerwoną herbatę. Istotnie, nie wyglądałaś. Po ojcu miałaś oczy i na tym właściwie kończy się liczba fizycznych podobieństw. Nawet nie walczyłaś mieczem (o ile w ogóle to robiłaś).

— Sęk w tym, iż nie. — Trudno było mu odmówić, jednak westchnęłaś męczeńsko. Po tym, po raz kolejny rzuciłaś luźnym argumentem, a to, że nie zna zasad dziedziczenia, czy inne kwestie uwłaszczające jego inteligencji. 

Przez długi okres czasu mężczyzna idąc obok ciebie marszczył oczy, szukając w tobie tego sławnego Mihawka, najlepszego szermierza, mężczyznę idealnego. Jednak nie byłaś żadnym z tych epitetów. Twój ojciec niechętnie pogodził się, z twoją odmową "przejęcia pałeczki". Ironicznie widział w tobie bardziej Shanksa, niżeli siebie. Szczególnie wtedy gdy podczas wizyt rudowłosego, ten nie szczędził ani alkoholu, ani żartów. Czy potrzebowałaś kobiecej ręki? Niekoniecznie. Pan Dracule świetnie spełniał się w roli rodzica. Tak, jak teraz Zoro sprawdzał się w roli towarzysza do debat. Na początku rozmawialiście sporadycznie i niechętnie. Jednak z upływem czasu nawiązała się między wami wyjątkowa więź. Najpierw niekształtna, widzieliście się aby wyrzucić złość, negatywne myśli i trawiącą chęć zniszczenia, szczególnie w ramach kłótni, sprzeczek, a nawet zakładów. Potem pojawiały się łagodniejsze emocje, które jak wiosna przyniosły nowy początek waszej relacji. Była bardziej słodka, ale też pełna szacunku. Uczyliście się od siebie nawzajem (wszystkiego oprócz nawigowania, bo w tym oboje jesteście idiotami).

Ace

To było dawno, ze wszystkich znanych mu wspomnień to było jedne z najdawniejszych. Morze choć cudowne i kuszące było również żywiołem, który pochłaniał i zabierał ze sobą setki, tysiące, miliony istnień. Jednakże ciebie to nie dotyczyło. Słona woda była domem z jednego prostego powodu.

Byłaś syreną.

Jeszcze kilka lat przed tym wydarzeniem Białobrody wyświadczył ci przysługę, uwalniając cię z rąk piratów, którym akurat poszczęściło się na tyle, aby cię złapać. Zwykle byłaś nieuchwytna. Chciałaś by narosły o tobie legendy i aby ludzie zapomnieli o twoim istnieniu. Miałaś być żywą legendą, syreną, która poluje na ludzi. O ironio twoją bronią był harpunt, silne ręce i jastrzębie oko, któremu nic nie umknęło. Jednakże wracając do wspomnianej, dawnej historii. Byłaś winna przysługę, więc w ramach tego strzegłaś statku potężnego pirata od morskich wód. Mało kto z załogi o tobie wiedział, specjalnie prosiłaś o dyskrecję. Miałaś być przecież legendą. Mówiło sie jedynie, iż załoga ma błogosławieństwo Ryuujina - morskiego boga. Sielanka jednak nie trwała długo, a podczas potężnego sztormu miałaś szansę spłacić swoje życie.

Słyszałaś o nowym członku załogi, jednakże nie zwrócił on twojej uwagi, aż do tamtego momentu. Statek siłą rzeczy roił się od użytkowników diabelskiego owocu. Bliżej znalazłaś jedynie kapitana i Marco, jednak sprawy nie pozostały tak na długo. Ocean był głodny żywych istot i miał zamiar wtedy zabrać ze sobą kolejne życie. 

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Nov 15, 2021 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

PreferencjeWhere stories live. Discover now