1

23 2 3
                                    

Minho szczerze nienawidził zachodów słońca.

Minho nienawidził także i jego wschodów.

Minho nienawidził tak właściwie wielu rzeczy.

Ale najbardziej ze wszystkiego nienawidził Igrzysk Głodowych. Pełnych krwi, brudu i morderstw. Kolejnego dnia miał przeżyć już trzecią loterię dusz. Trzecią, podczas, której musiał wrzucić swoje imię do puli wybieranych trybutów. Szanse na to, że zostanie wylosowany nie były zbyt wielkie, ale choćby najmniejsze takie szanse, budziły ogromny ból w sercu wielu młodych ludzi.

Minho należał do tej biednej części dystryktu, ale nie wiodło im się tak źle. Codziennie mijał setki rówieśników dużo bardziej narażonych od niego. Sprzedawali własne życie w ręce rządzących, aby nie umrzeć z głodu.

Rodzina chłopaka żyła stabilnie. Pomimo całej sytuacji z Hyunjinem. Pomimo tego jak bardzo jego brat został skrzywdzony, ponieważ stanął w obronie głupiego dziecka. Ponieważ tym głupim dzieckiem był właśnie Minho. Nie wiedział jak mógłby się o to wszystko nie obwiniać, chociaż i Hyunjin i Yoonji upierali się, aby tego nie robił. Że winę za stan brata Minho ponosi wyłącznie Kapitol.

Ale jak świadomy, dorosły mężczyzna mógł nie winić się za chore nogi Hyunjina?

Dwudziestoletni Minho nie żył dłużej bajkami opowiadanymi przez matkę, ani uśmiechami ojca. Oboje starali się zamydlić swoim dzieciom świat czułościami, ale kiedy ludzie dorastają kolory przestają wydawać się takie piękne. A ból i świadomość okrutności świata wybija się ponad wszystko. Minho już doczekał się tego stanu. Gdzieś między szesnastym a siedemnastym rokiem życia tak dokładniej. A miało być niestety coraz gorzej.

Minho nienawidził również drogi do domu, którą pokonywał codziennie po udanych łowach w lesie. Nawet teraz taszczył kilkunastokilogramową łanię, która złapała się w jego wnyki.

Zabijał zwierzęta w lesie, chociaż z każdym rokiem coraz bardziej tego nienawidził.

Jego rodzice od małego śmiali się, że w INNYM ŻYCIU byłby wegetarianinem. Może i tak. Chociaż nie chciał nawet myśleć, co by było gdyby.

Co by było gdyby Kapitol nie istniał?

Co by było gdyby Igrzyska nie miały miejsca?

Co by było gdyby świat wyglądał jak dawniej?

Dochodził już do skraju lasu, gdzie tylko kilka metrów dzieliło go od ogrodzenia. Stara, mocna siatka, odcinała wioskę od świata, ale nikt nigdy nie przejmował się Dystryktem 18 i nikt nigdy nie zwracał uwagi na to, że ludzie w nim głodują. Dlatego też nikt nigdy nie zabraniał im polowania w lesie. Chociaż gdyby już się o tym dowiedzieli Minho nie pożyłby długo.

Chłopak pokonał kilka kolejnych kilometrów zdany na ponury humor towarzyszący Igrzyskom. Mieszkańcy zmienili się w ciągu zaledwie tygodnia. Kiedy każdy popatrzył w kalendarz i zdał sobie sprawię, że tak, to znowu nadchodzi ten najgorszy okres w roku. Ten okres, kiedy tak wielu młodych ludzi ginie ku uciesze tych bogatych. Dla zabawy. Dla cholernej zabawy.

Minho krzyknął z frustracji.

Jak bardzo chciałby zedrzeć te głupie miny z ich wypudrowanych twarzy.

Nienawidził mieszkańców Kapitolu, nienawidził prezydenta Kima, nie zapominajmy nigdy, że Minho nienawidził bardzo wielu rzeczy zanim poznał Hana i to jego znienawidził najbardziej.

A potem pokochał każdy jego cal i przestał nienawidzić wiele innych rzeczy.

- Zły dzień? – usłyszał miły dziewczęcy głos. Odwrócił głowę w jego stronę. Ujrzał śliczną dziewczynę o miłych, dobrych oczach i pięknym uśmiechu. Mina.

- Okropny – przyznał, ale postarał się wykrzesać z siebie odrobinkę pozytywnych emocji, aby jego głos nie zabrzmiał wrogo. Matka często mówiła, że jego głos jest wrogi.

- Widzę, że polowanie się udało – kiwnęła głową w stronę łani na jego plecach. – Cieszę się. Twoje siostry już cię szukały. Przestraszyły się, że zbyt długo cię nie było.

Poczuł wyrzuty sumienia.

Chciał po prostu trochę pomyśleć. Sam jeden w wielkim i cichym lesie.

Sam ze swoim wrogim głosem.

- A ty mnie szukałaś? – puścił do niej oko.

- Tak – odparła – czekałam. Chyba musimy porozmawiać.

Przytaknął.

Jeśli nic się nie zmieni po Igrzyskach oficjalnie się zaręczą.

A po kilku miesiącach zwiążą swoje rodziny.

Wyłącznie dla pieniędzy i żeby sobie nawzajem pomóc. Od dziecka byli dla siebie przyjaciółmi. Minho niestety nigdy nie pokochał żadnej dziewczyny z wioski. Byłoby dużo łatwiej, gdyby kogoś pokochał. Wtedy ślub nie wydawałby się tak okrutny. Nawet, jeśli nie dla niego to dla niej. Nie chciał pustych słów. Mina zasługiwała na księcia z bajki.

Nie na brata, który nie wyobrażał sobie jak spędzą razem noc poślubną.

Nie potrafił sobie wyobrazić, siebie dotykającego jej w taki intymny sposób.

Pewnie zaczną się śmiać.

- Porozmawiamy jutro rano?

- Zmieniłam zdanie – Minho zauważył, że nagle posmutniała. – Wolę porozmawiać o tym za tydzień.

Czyli po Igrzyskach. Tak właściwie w ich trakcie, ale już wtedy będzie wiadomo, kto wygra tego roku.

A i tak najprawdopodobniej będzie to Han z Dystryktu 1.

Jego Minho nienawidził chyba jeszcze bardziej niż Kapitolu.


Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
HE WAS MY FIRE|| minsungWhere stories live. Discover now