NARODZINY

1K 122 36
                                    


ONE

Mijały dni, kolejne cykle księżyca, aż wreszcie tego zimnego listopadowego dnia, gdy z nieba zniknęły promienie słoneczne, a na to miejsce pojawiły się konstelacje błyszczących gwiazd, położne odgarnęły czarne jak noc za oknem spocone włosy kobiety, przetarły jej wykrzywioną w agonii twarz, a księżyc zaglądał przez okno do ciemnej komnaty. 

─ Moje dzikie dziecko, urodzone na granicy północy. Dajcie mi go ─ powiedziała Walburga Black wyciągając swoje blade dłonie w ciemność jakby błagając, aby oddali jej płaczące niemowlę. Urodziła je w środku nocy i nie miała pojęcia, czy to już, czy jeszcze nie. Nigdy nie doświadczała  takiego bólu. Chciała krzyczeć, przeklinać ich wszystkich, lecz wtedy położna wepchnęła jej pomiędzy wargi pałeczkę z kości jednorożca. W komnacie cuchnęło winem, potem i krwią. Nikogo jednak to nie obchodziło. I później ta noc pozostanie tylko w myślach matki. 

Jak krew zamieniała się w drobne ciało, jak kobiece krzyki bólu zamieniały się łkanie małego dziecka. Wrzucili go obmytego i owiniętego w biały materiał w  jej ramiona. Jej oczy spotkały się z niebieskimi oczami dziecka i patrzyło jak głodne zwierzę, które podążało zawsze za instynktem. Spojrzenie sięgające przez ciało do jej duszy.   

Bez słów zamrugała, on nie słyszał jej wołania, jej ciężkich przekleństw, aby wyciągnęli go z jej ciała. Ciężko było jej wydobyć z siebie chociaż drżący oddech. Liczyła, że dziecko rozumiało bez słów. Jak na potwierdzenie małe powieki powoli opadły i uniosły się. 

─ To chłopiec, to mój syn, mój Syriusz ─ szeptała, niewidzialna łza przetoczyła się przez zarumienioną twarz. ─ To ja, twoja matka ─ powiedziała, całując jego główkę, pokrytą jakby czarnymi piórkami. ─ Tak długo czekałam na nasze spotkanie ─ dodała, składając pocałunki na jego pulchne policzki.

Walburga Black nie kochała nikogo tak mocno jak swojego Syriusza. Był cząstką niej, ale zbyt słabą na samotność. 

MATKA KOCHA NAJMOCNIEJ • WALBURGA BLACK ✓Where stories live. Discover now