Rozdział 11

3 0 0
                                    

Lily

Chyba przez dwie godziny  zastanawiałam się, czy to dobry pomysł, by wysyłać mu tą wiadomość, ale koniec końców stwierdziłam, że zachowałam się okropnie, zostawiając go w tej kawiarni. To tylko jedno przepraszam, które będzie ostatnim słowem do niego. Właśnie tak. I choć powinnam skakać pod sufit, że w końcu da mi spokój, ja przez dobre dwadzieścia minut po powrocie do domu wypłakiwałam oczy. Ale te wszystkie łzy nie były wynikiem uczuć, jakie do niego żywię, tylko wszystkimi emocjami, które kumulowałam w sobie od weekendu.

– Zejdziesz na obiad? – W framudze drzwi staje Liam. – Wołam cię od dziesięciu minut.

– Serio? – dziwię się. Chyba za bardzo byłam pochłonięta myśleniem o Simonie, że totalnie olałam wszystko, co działo się dookoła mnie. – Już idę. – Pociągam nosem i to był wielki błąd.

– Płakałaś? – pyta, robiąc krok do przodu. – Coś się stało w szkole? Pokłóciłaś się z Reagan?

Kiwam przecząco głową, po czym zeskakuję z krzesła i wychodzę ze swojego pokoju, omijając brata, który pewnie zadałaby mi jeszcze milion innych pytań. Jasne, że się martwi, gdy płaczę. Kto by tego nie robił będąc na jego miejscu? Ale ja nie mam ochoty rozmawiać z nim, o tym co się stało, bo sama tego nawet nie wiem.

Siadam do stołu i nakładam sobie na talerz obiad.

– Lily, co się dzieje? – Zajmuje krzesło obok i splata dłonie, które położył na stole. – Martwię się, o ciebie. Od ostatniego weekendu zrobiłaś się taka... taka, sam nie wiem. Jeszcze bardziej nieobecna niż zwykle.

Zaciskam palce na widelcu, spuszczam głowę i otaczam się murem, który uchroni mnie przed powiedzeniem za dużo.

– Już mówiłam, że nic się nie dzieje – szepczę, podczas gdy palce, którymi przytrzymuję sztuciec zaczynają blednąć pod wpływem nacisku.

– Możesz mnie nie okłamywać? Lily, chodzi o tego chłopaka? Simona, tak?

Kiwam przecząco głową. Chodzi o mnie i o to, że nie potrafię przyznać się przed samą sobą, że też mogę coś czuć.

Wkurza mnie to.

Tak strasznie mnie to wkurza.

Nienawidzę tego.

– To o co...

– Zostaw mnie, nie rozumiesz tego? – Rzucam sztućcami. – To nie przez Simona. Po prostu jestem zmęczona szkołą – podnoszę ton głosu, po czym zanoszę się płaczem. – Ja... – Nie dokańczam, ponieważ Liam bierze mnie w ramiona.

– Już dobrze, przepraszam, że tak na ciebie naciskałem. – Głaszcze mnie po włosach, cały czas mocno mnie trzymając. – Martwiłem się, że ten chłopak cię wkurzył.

Czuję, jak moje serce powoli się uspokaja. Przyspieszony puls wraca do normalności, ale moje gardło od krzyku nadal jest lekko zdarte.

– Nie, to ja przepraszam – łkam. – Naprawdę nie chciałam.

– To dlatego, że wszystko w sobie trzymasz. Musisz częściej ze mną rozmawiać. – W końcu mnie puszcza, a ja mogę otrzeć łzy z policzków.

Liam ma rację. Kiedyś częściej z nim rozmawiałam. Nawet o zwykłych głupotach, nie zdradzając tego, co dzieje się w szkole.

Nagle słyszę, jak moja komórka daje o sobie znać i nim odczytuję wiadomość, Liam wpuszcza kogoś do domu. Reagan z uśmiechem od ucha do ucha wchodzi do kuchni, ale jej mina zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni, gdy zauważa moją czerwoną od płaczu twarz.

Kiedyś zacznę kochaćWhere stories live. Discover now