Rozdział 10

6 0 0
                                    

Simon

Nigdy nie chciałem, by do tego doszło. Traktowałem Lily tak jak traktowali ją moi kumple, chociaż nigdy nie robiłem jej tego, co robił jej Ethan. Wiem, że stanie z boku z skrzyżowanymi rękoma na klatce piersiowej, też było w jakimś stopniu dokładaniem kosteczki do domina, które w każdej chwili mogło runąć. Ale nie raz już słyszałem na swój temat określenia takie jak „dupek" czy „idiota", więc tak się właśnie zachowywałem. Skoro przykleili mi łatkę złego chłopczyka z dobrymi wynikami na boisku, to nie chciałem tego zmieniać, nawet jeśli Lily zalewała się łzami. Wszystko przez Aidena, który pewnego dnia przyprowadził mi Lily pod samochód i kazał ją zawieźć do Ethana. Nie daję się wciągnąć w takie rzeczy, a jednocześnie przez moment zaczęło mi być żal tej laski, bo niczym sobie nie zasłużyła na takie traktowanie. Ojciec Ethana i tak by poszedł siedzieć, a głupi los chciał, że za kratki wsadził go jej brat, który pewnie nawet nie zdaje sobie sprawy, że syn tego gościa chodzi do jednej szkoły z jego siostrą... Bo jeśliby wiedział, to nie pozwoliłby, żeby takie rzeczy się działy. No chyba, że Lily mu nic nie mówi... Tak czy inaczej, ta dziewczyna trafiła w sam środek tornada stworzonego z pięciu wysokich facetów, którzy spędzają po kilka godzin na siłowni, a ja doskonale wiem, jakie pierwsze wrażenie wywołujemy. W szczególności Ethan.

Nie powinienem zadawać się z Lily, bo wiem czym to się skończy. Chłopacy i tak prędzej czy później by się dowiedzieli i byłoby tylko kwestią czasu, aż postanowiliby jakoś zemścić się na niej, a później na mnie. I o ile ja miałbym to gdzieś, tak ta krucha i mała uczennica najprawdopodobniej nieźle by oberwała. A teraz, gdy wiem, że ma problemy z sercem, jeszcze bardziej nie mogę pozwolić, byśmy choćby witali się na korytarzu.

– Mickle! Chodź tutaj! – woła mnie trener po tym, jak zauważył, że trzy razy przepuściłem piłkę.

Zdejmuję kask, przeczesuję włosy palcami i ruszam do wysokiego mężczyzny ubranego w dres, który już z daleka piorunuje mnie wzrokiem.

– Widzę, że bardzo chcesz w tym semestrze zająć ławkę rezerwowych. – Jeszcze nigdy nie groził mi czymś takim, więc zgaduję, że jest źle. – Jeśli nie weźmiesz się w garść, to chętnie cię kimś zastąpię.

– Jasne, postaram się – mówię poważnym tonem głosu, doskonale wiedząc, że niedługo gramy mecz i nie mogę sobie pozwolić na takie zagrywki.

Mężczyzna gwiżdże tuż nad moim uchem. Wkładam kask na głowę i dołączam do swoich.

– Która znowu zawróciła ci w głowie? – śmieje się Ethan, klepiąc mnie po ramieniu.

– Co? – burczę nieprzyjemnie.

– Zachowujesz się tak, gdy jakaś laska wpadnie ci w oko. Nie pochwalisz się nową zdobyczą?

Przez moment mam ochotę zacisnąć dłoń w pięść i obić mu tą twarzyczkę, ale powstrzymuję się w ostatniej chwili. Nie chcę niepotrzebnych spin na boisku, bo trener by mi tego nie odpuścił.

– Nie chodzi o dziewczynę – mówię poważnym tonem głosu. Nie chodzi o dziewczynę w taki sposób, w jaki on myśli. Nic nie czuję do Lily i nigdy się to nie zmieni, nie chcę tylko, by dorobiła sobie niepotrzebnych kłopotów, gdy wyjdzie na jaw, że zostałem z nią w weekend.

– I nie powiesz mi, co jest nie tak? Jesteśmy przyjaciółmi, stary. Zawsze wszystko sobie mówimy. – Brzmi jak naburmuszone dziecko.

– To nic, z czym bym sobie nie poradził. – Zanim zdąży mi odpowiedzieć, dobiega nas kolejny gwizdek i ruszamy do ataku.

Przez krótką chwilę, jeszcze przed rozpoczęciem gry, poczułem na sobie czyjś wzrok. Wzrok należący do Jamesa, który widział mnie z Lily. Ciekawe co sobie teraz myśli.

Kiedyś zacznę kochaćWhere stories live. Discover now