Rozdział 2

1.4K 273 214
                                    

Wpatrywałem się w ciemność, obserwując uważnie każdy liść, drzewo czy choćby załamanie na ściółce. Las z tej perspektywy wydawał się ogromny, pokazywał siłę natury, a co najważniejsze był domem wielu gatunków stworzeń. Nagle w gąszczu roślin natrafiłem na złote oczy, które ze złowrogim błyskiem spoglądały na nas, utwierdzając mnie w przekonaniu, że nie byliśmy tam mile widziani. Ich widok mnie zaniepokoił, lecz nie przeraził, a wzbudził we mnie ciekawość. Złote ślepia same w sobie były przepiękne, mogłem wpatrywać się w nie godzinami. Miałem wrażenie, że się w nich zatapiałem, niczym w roztopionym maśle.

Kurde, chłopie... Potrzebujesz rumu, bo zaczynasz pierdolić jak poeta. Pomyślałem, czując uciążliwe pragnienie.

Po chwili oczy zniknęły, a ja, nie widząc innych niepokojących rzeczy, odwróciłem się i spojrzałem na swoich kompanów. Siedzieli na trawie, rozkładając wokół siebie kilka szmatek, w które zwinięte było jedzenie i miałem nadzieję, że jakiś alkohol. Mimo że nasza wyprawa mogła nie skończyć się dobrze, wyglądali na rozluźnionych i pełnych optymizmu, czego zbytnio nie rozumiałem. Po chwili jeden z nich wcisnął mi do ręki kawałek chleba posmarowany jakimś tłuszczem. Spojrzałem na to niepewnie, po czym z wahaniem wziąłem mały kęs kanapki. Była smaczna i słona, co przyjemnie uśmierzyło suchość w przełyku.

Zerknąłem na trójkę mężczyzn, do których przed chwilą dołączyliśmy, i z zadowoleniem stwierdziłem, że większość mogła sobie na spokojnie poradzić. Pierwszy, siedzący najbliżej mnie, miał blond włosy, sięgające trochę za uszy, niebieskie oczy i dość umięśnioną sylwetkę. Następny przysiadł przy drzewie, opierając się o nie plecami. Nie wyglądał na typowego wojaka głównie przez to, że na jego nosie umieszczone były okulary z dość grubymi oprawkami. Według mnie nadawał się bardziej na analityka, niż faceta, którego jedynym zadaniem było zabijanie na zlecenie króla. Ostatni z nich był zdecydowanie największy, co było chyba spowodowane nadmiernym przyrostem mięśni. Na głowie nie miał najmniejszego kłaczka, zaś twarz zdobiła pokaźna broda, na której pozaplatane miał warkoczyki.

— Ty. — Wskazałem na analityka. — Zostaniesz tutaj, na wszelki wypadek, gdybyśmy zbyt długo nie wracali, i powiadomisz króla o niepowodzeniu misji.

— Oczywiście, paniczu — odparł zaskakująco grubym głosem.

— Jak się zwiecie? — spytałem resztę, obserwując, jak składają do plecaków pożywienie.

— Alder — przedstawił się jako pierwszy jeden ze strażników, z którymi tu przyszedłem.

— Milos.

— Graham.

— Mival — odezwał się jako ostatni blondyn, który jako jedyny nie patrzył mi w oczy.

— Dobrze. Ja, jak już pewnie wiecie, nazywam się Edward i zwracacie się do mnie tylko po imieniu, na terenie lasu macie słuchać tylko moich rozkazów, rozumiecie?! — mówiłem, zakańczając zdanie krzykiem.

— Tak!— odpowiedzieli niemal równocześnie, na co z zadowoleniem się uśmiechnąłem.

Odwróciłem się twarzą w kierunku lasu, po czym wzdychając, ruszyłem naprzód, przedzierając się przez chaszcze. Liście i gałęzie ocierały się o moją skórę, powodując lekkie obtarcia. Bolało, ale postanowiłem nie zwracać na to uwagi. Krzaczasta bariera roślin była zarówno gęsta, jak i wysoka, co sprawiało wrażenie, że natura sama sobie wybudowała mur odgradzający ją od reszty świata. Kiedy w końcu przedarłem się przez gąszcz, odetchnąłem z ulgą, po czym rozejrzałem się wokół, szukając jakichś śladów.

— Trzymacie się w miarę możliwości blisko mnie — powiedziałem, wdychając świeże, leśne powietrze.

Spojrzałem na grube konary drzew, które rzucały cienie na spowitą w mroku ziemię. Musieliśmy chwilę poczekać, aby wzrok przyzwyczaił się nam do ciemności, po czym ponownie rozejrzałem się, szukając wilczych śladów. Kilka cali od moich stóp dostrzegłem parę zagłębień w kształcie łap, więc uważając, aby ich nie zdeptać, podszedłem do nich i kucnąłem. Przyłożyłem dłoń do odcisków, sprawdzając, czy były świeże i czy ściółka dopiero co została odkryta. Ku mojemu zadowoleniu ziemia była nadal wilgotna, więc wilczyca musiała niedawno tamtędy przechodzić.

Królowa Diamentowego Księżyca [Zawieszone] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz