Religia cz. II

11 2 1
                                    

W tym rozdziale chciałbym poruszyć kwestię Nieba i moralności.

Konkretnie będę się tutaj wypowiadał o Sądzie Ostatecznym i tym czym według mnie jest istota Raju/Nieba.

Swoje przemyślenia opieram na swoich własnych wierzeniach, które nie są w 100% zgodne z tym o czym mówi Kościół Katolicki.

Na samym początku zaznaczyć też chcę, że nie uznaję się za katolika, a przynajmniej "prawdziwego katolika". Można powiedzieć, że jestem takim pół-katolikiem. Co prawda wierzę w Biblię, ale nie w 100% i nie interpretuję jej dosłownie, głównie dlatego, że jest to Księga spisana z podań ustnych (zwłaszcza Stary Testament), więc nie ma opcji, żeby była to ta sama wersja historii, która (prawdopodobnie) na prawdę się wydarzyła z tej racji, że przekazywanie informacji ustnie działa jak zabawa w głuchy telefon (ktoś na początku wypowiada słowo "zez" a na końcu kolejki pojawia się "Republika Południowej Afryki"). Niewykluczone także, że autorzy tych historii chcieli sobie także trochę podkolorować niektóre elementy. Dlatego właśnię wolę luźną interpretację zamiast czytania słowa w słowo (jak inne książki) i interpretowania tego "sztywno" według nich.

Dobra, ale przechodząc do tematu. Zacznijmy sobie od Sądu Ostatecznego i tego jak wg mnie jest/powinien być sądzony człowiek. Załóżmy że jestem sobie kimś kto sądzi ludzi, choć tak na prawdę nikt nie ma prawa sądzić drugiego człowieka. Są oczywiście wyjątki takie jak na przykład: Hitler - je***y kutafon z włosiem łonowym na mordzie czy Stalin - jeszcze bardziej niż Hitler je***y kutafon z włosiem łonowym na mordzie. Takich ludzi było w historii oczywiście więcej.

Dobra. Wracając do wątku. Jeśli byłbym kimś, kto sądzi ludzi i mówi im czy idą na "dół" na "środek" czy na "górę", to nie patrzyłbym tylko na czyny takiej osoby, ponieważ religia potrafi zabić naszą moralność (a jeśli nie zabić, to ją przyćmić), przez co możemy mimo złej natury wykonywać dobre uczynki w nadziei na nagrodę, co nie jest oznaką moralności.

W celu dalszego przedstawienia moich przemyśleń muszę wyjaśnić pojęcie moralności, aby każdy kto to czyta miał pojęcie o czym mówię.

Otóż moralność (przynajmniej ja) rozumiem jako bycie neutralnym/dobrym w stosunku do innych bez przymusu robienia tego, tj. bez bycia zastraszanym karą za złe uczynki (w religii chrześcijańskiej: piekło/czyściec) Moralność ma być dobrowolnym wyborem postępowania w sprawach drugiego człowieka. (Czy to złego czy dobrego, czy też neutralnego.) Taką swoją moralność człowiek zakodowaną ma w duszy.

Bardzo dobrze obrazuje to serial Breaking Bad, który przedstawia losy nauczyciela chemii dowiadującego się, że  ma złośliwy nowotwór układu oddechowego. Do momentu w którym dowiedział się że jest śmiertelnie chory był bardzo przeciętnym człowiekiem, który nikomu nie szkodził, ani nie pomagał. Był po prostu osobą neutralną w stosunku do innych. Żył w ten sposób, aby mieć dobrą opinię wśród innych, co było takim ograniczeniem postępowania według jego prawdziwej strony. Po tym jak dowiedział się, że niedługo umrze, stracił ten właśnie ogranicznik, przez co zaczął żyć pełnią życia, robiąc to co podobało się jego prawdziwej stronie. Z początku robił to w celu zabezpieczenia rodziny, ale po jakimś czasie przebudziło się jego prawdziwe ja i oznajmiło, że to jest to co daje mu satysfakcję w życiu. Walter White był z pozoru spokojnym neutralnym człowiekiem, ale jego dusza/moralność/prawdziwa strona była zła.

Wracając do tematu sądu. Przedstawię poniżej schemat pokazujący jak ja "sortowałbym" ludzi.

Moralność_Czyny_Osąd

Dobra + Dobre = Niebo
Dobra + Złe = Czyściec
Zła + Dobre = Czyściec
Zła + Złe = Piekło

Schemat ten można odnieść też do sądzenia ateistów, którzy w Boga nie wierzą, albo ludzi takich jak ja - starających się wierzyć. Głównym założeniem tego jak według mnie powinien funkcjonować Sąd Ostateczny jest patrzenie na Czyny i Wrodzoną Moralność. Osoby najbardziej dobre dla innych powinny iść do nieba w pierwszej kolejności. Następnie osoby o dobrej moralności, ale złych czynach. Tacy ludzie powinni dostawać cięższe kary w czyśćcu, ponieważ postępowali wbrew swojej dobrej natury na wskutek czyjegoś działania. Karani mieli by być głównie za to, że dali sobą manipulować tak, że sprowadziło ich to na złą ścieżkę. Dalej. Osoby o złej duszy wykonujące dobre uczynki. Powinni być karani nieco lżej niż poprzedni że względu na walkę ze swoją moralnością, która w tym akurat przypadku jest czymś dobrym, ale jednak powinni być karani za właśnie swoją naturę. To, że dali sobą manipulować, akurat w tym przypadku jest dobrą rzeczą, ponieważ pozwoliło im to na pomaganie innym. O ostatnim przypadku już nawet nie wspominam. Nie widzę sensu.

Temat sądzenia uważam za zamknięty. Jeśli są jakieś braki, to sory. Jestem po prostu leniwym sku*wysynem i nie chciało mi się nawet przejrzeć tematu w 100%. No dobra. Przejdźmy do kwestii Nieba/Raju. Nie będę się tu sporo rozpisywał.

Biblia nie podaje (a przynajmniej jeśli uważnie ją przeczytałem) żadnej definicji tego, jak będzie wyglądać pośmiertna kraina wiecznej błogości. Osobiście wydaje mi się, że będzie to miejsce dopasowane do wymagań każdego człowieka. Mam na myśli, że każdy będzie miał to, co daje mu największą radość, lub (Nwm czy nie zabrzmi to jak herezja, ale ok. W tych czasach nie pali się już na stosie za inne poglądy religijne, a przynajmniej w Europie.) staniemy się bardziej podobni do Boga tzn. będziemy mogli zapewnić sobie wszystko, czego zapragniemy, ale nie będziemy mogli wpływać na Boga za pomocą swoich możliwości. Wyobrażacie sobie stworzyć sobie własny unikalny wszechświat z unikalnymi prawami fizyki i obserwować rozwój cywilizacji? ISTNA INCEPCJA

Tutaj kończymy. Jestem gotowy odpowiadać na wasze pytania (o ile takowe będą). Za wszelkie błędy przepraszam, ale po prostu piszę ten "artykuł" późnym wieczorkiem i jestem styrany jak cholera. Także ten... Za wszelkie błędy stylistyczne jeszcze raz sora

Przemyślenia O PierdołachWo Geschichten leben. Entdecke jetzt