Prolog

130 14 15
                                    

 — Uderzyłaś go? — Niedowierzający głos rudowłosej dziewczyny o zaskakująco zielonych oczach rozniósł się po pomieszczeniu, gdy ledwie otworzyłam drzwi. Podniosłam wzrok widząc, jak dość spokojna osoba tym razem wyrabiała ścieżkę od okna do kuchni. Weszłam do skromnej kawalerki rzucając na fotel zdjęty przed chwilą szary sweter.

    — Oczywiście. — Przyznałam biorąc jabłko i wgryzając się w nie, obserwując dziwne zachowanie dziewczyny. — Gdyby trzymał łapy przy sobie nie musiałabym tego robić. — Odezwałam się, ignorując dziwne zachowanie przyjaciółki. Chodź trudno było mówić tu o przyjaźni. Znałam Lishe raptem trzy miesiące, odkąd postanowiłam zamieszkać w tym mieście.

   Wybrałam okolicę znacznie oddaloną od centrum. W końcu nie chcę przykuwać uwagi Watahy sprawującej władzę. Poznałam ją w deszczowy dzień w kawiarence, gdzie wówczas pracowałam. Od samego początku bardzo dobrze mi się z nią rozmawiało. Była o dziwo zaskakująco miła i sympatyczna. Zważając na fakt, że nie pochodziłam z jej watahy. To dość skomplikowane. Biło od dziewczyny przyjemne ciepło. Każdy ma tak, że wystarczy jedno spojrzenie i wiecie, że to będzie przyjaźń. Bez słów potrafimy się zrozumieć. Trudno to opisać.

— No co? — Odezwałam się widząc spojrzenie dziewczyny. Jej mina mówiła mi ewidentnie, że zaczęła uważać mnie za osobę niezrównoważoną psychicznie. Dziwne. Uderzyłam tylko gbura, który nie potrafił trzymać rąk przy sobie. Też mi coś. Po co robić o coś takiego aferę. Zapewne za kilka minut całkowicie o tym zapomni.

— Wiesz. Staram się zrozumieć co siedzi w twojej głowie. — Odpowiedziała patrząc się w moje oczy, po czym usiadła zrezygnowana na łóżku. Uważnie przyglądałam się reakcji dziewczyny. Coś nie tak. Cichy głosik mojej wewnętrznej wilczycy rozbrzmiał echem w mojej głowie. Przekręciłam delikatnie głowę w bok unosząc brew na widok, gdy złapała się za nasadę nosa wypuszczając ciężko powietrze. Kompletnie nie rozumiejąc co było złego w tym, co zrobiłam. — Walkę z Omegą* to jeszcze zrozumiem. Nie doniosą. Jeszcze za to by oberwali. — Odezwała się, podnosząc delikatnie rękę, zasłaniając swoje oczy. Irytuje się. Wypuściłam powietrze delikatnie poruszając nogą, starając się być cierpliwa. — Ale.... — Urwała, a jej spojrzenie ewidentnie posmutniało. Było puste. Całkowicie nie pasujące do Lischy. Zmarszczyłam czoło słuchając głośnego warknięcia. Dla mnie było to jedynie warknięcie jednego z członków Watachy* czy też sfory*. Natomiast ciało mojej towarzyszki nagle znieruchomiało. Zamrugałam kilkukrotnie, aby przyswoić sobie zachowanie dziewczyny, całkowicie do niej nie pasujące.

— Ale?— Powtórzyłam unosząc brew zirytowana już jej zachowaniem. Może i należę do cierpliwych, ale każdy w końcu osiąga swój limit. Tym bardziej, gdy nie przywykłam do zmian, a zachowanie dziewczyny ewidentnie można było zakwalifikować jako zmianę. Poznając ją była oazą spokoju. Nawet dość irytującą na swój słodki sposób. Tym razem nerwowość dosłownie była namacalna. — Wysłów się w końcu.

— Uderzyłaś Alfę*. — Powiedziała, na co paluszek jaki zamierzałam właściwe zjeść upadł na biały włochaty dywanik.

— He....— Wydałam z siebie jedynie dźwięk niedowierzenia. Trochę zajęło aż trybiki w głowie zaskoczyły, sprawiając, że słowa Lischy w końcu do mnie dotarły. Poderwałam się na proste nogi rozsypując tym samym opakowanie paluszków na ziemię. — Pieprzysz! Ten czarnowłosy obkolczykowany gbur to niby Alfa?— Lischa przy każdym moim słowie kiwała twierdząco głową. — Nie. Nie wierzę. To nie może być prawda.

— Och, uwierz, moja droga. — Powiedziała, patrząc w moje oczy. — Myślisz, że dlaczego ci mówiłam, byś lepiej mu nie podpadła.— Powiedziała wstając i podchodząc do okna. — żebyś nie rzucała się mu w oczy? Sądzisz, że robiłam to o tak bez powodu?— Powiedziała śmiejąc się, był to jednak nerwowy śmiech. Nie odwróciła się do mnie. Jej wzrok błądził gdzieś daleko po budynkach, gdy ponownie rozległo się wycie. Czułam, jak momentalnie żołądek podchodzi mi do gardła, ściskając w nieprzyjemny sposób. —Mówiłam ci, to bo wiem jaki jest. — Odezwała się ze znacznie spokojniejszym już tonem. Przez głowę przeszło mi tylko jedno pytanie.

— Skąd?— Odezwałam się, zamykając oczy, nie chcąc, by dostrzegła w nich uczucia jakie właśnie targały moim ciałem. — Skąd tyle o nim wiesz?

— Należę do jego watahy. — Odpowiedziała, wywołując we mnie jęknięcie. Mogłaś się tego spodziewać! — Mimo moich próśb musiałaś zrobić po swojemu. —Ewidentnie była zła i zdenerwowana. Zaczęła niespokojnie bawić się palcami. Utkwiłam spojrzenie w oknie. Teraz owe złowrogie wycie, jakie roznosiło się po mieście, wyjaśniało wszystko. Wdepnęłam w niezłe gówno.

—Skąd mogłam wiedzieć, że to pieprzony Alfa!— Uniosłam się, tym razem zdenerwowanym tonem. Było bardzo źle. Podeszłam do ściany, uderzając w nią, robiąc wgniecenie. Znalazłam się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Gdy tu zostanę... zginę.

— No nie wiem. — Odezwała się odwracając się w moim kierunku. — Może po zapachu? Oczach? Czy nawet tonie głosu? — wymieniała, wyliczając na palcach, jak dla niej dość oczywiste cechy. Już przy słowie 'zapach' spojrzała się na mnie jak na wariatkę, nie ogarniającą podstawy podstaw. — Z choinki się urwałaś? — Uniosła na mnie swój wzrok, mierząc mnie spojrzeniem. Teraz kolor jej tęczówek stał się jeszcze bardziej ożywiony i z widocznymi delikatnymi obramówkami... Jej wilcza dusza. — Każdy wilk czy wilczyca są uczone. To są podstawy podstaw. — Powiedziała, patrząc się na mnie z niedowierzaniem w oczach. Uniosłam delikatnie brew. Najwyraźniej ja nie należałam do grupy „Każdy" — Jak możesz nie umieć rozpoznać, kto jest Alfą. Z daleka idzie ich wyczuć. — Mówiła to, wypuszczając powietrze z ewidentną rezygnacją. Przyglądałam się jej z niepokojem, cofając się prawie do wyjścia. Lisha delikatnie przekrzywiła głowę, krzywiąc się. Na czole dziewczyny pojawiło się kilka kropel potu. — Jest tu. — Odezwała się, podnosząc wzrok. — Zaczęło się. — Dodała, a chwilę później wycie za oknem ucichło. Spojrzałam na okno, gdzie znajdowały się schody przeciwpożarowe, otwierając szerzej oczy na widok zeskakującego na nie mężczyznę o krótkich, postawionych na żel blond włosach. Kucał na barierce przez dłuższy czas, wpatrując się w Lishę, by po chwili przenieść spojrzenie w moim kierunku. Dziewczyna przegryzła delikatnie wargę zamykając oczy i podeszła do okna, nim blondyn zdążył w nie zastukać. Dźwięk skrzypiącej klamki sprawił, że cofnęłam się łapiąc za klamkę drzwi, obserwując mężczyznę, który złapał za framugę okna, kładąc już nogę na jego parapecie.

Otworzyłam drzwi nie czekając na wejście nieznanego, jak i nieproszonego gościa do moich skromnych progów, wybiegając na korytarz. Zamarłam, gdy do moich nozdrzy doszedł słodko kwaśny zapach, dochodzący z klatki schodowej. Podniosłam wzrok, obserwując wychodzącego z niej czarnowłosego mężczyznę w otoczeniu dwójki przybocznych strażników. Kroki na korytarzu ucichły, przykuwając tym samym moją uwagę. Czarnowłosy mężczyzna oderwał wzrok od jednego ze strażników tak, jakbym przerwała mu w rozmowie i powoli przeniósł wzrok w moim kierunku. Krwistoczerwone tęczówki dosłownie płonęły w jego oczach. Usta wykrzywiły się w cwaniackim uśmiechu, a spojrzenie, jakim mnie obdarzył, potwierdzało moje czarne myśli związane z rychłą śmiercią.


— Ruszajcie... — Nie musiał nawet kończyć owego słowa, by dwójka owych strażników ruszyła w moim kierunku, jak rozwścieczone Rotwailery spuszczone przez właściciela ze smyczy. Nie zamierzając czekać wbiegłam do mieszkania obok, znikając tym samym z oczu rozwścieczonemu Alfie, ignorując sprzeciwy pary znajdującej się nago w łóżku. Wskoczyłam na balkon przeskakując przez barierki, odbijając się od balkonu znajdującego się na parterze i wylądowałam na szczęście na zamkniętym śmietniku, patrząc na okno mojej kawalerki, w której stał owy Alfa, w towarzystwie Blondyna, jak i Lishy. Odwróciłam się, biegnąc, nie zwracając nawet uwagi na jadące pośpiesznie auta, jak i trąbiących z irytacją kierowców. Niektórzy nawet śmieli kulturalnie pokazać mi środkowy palec, posyłając bogatą wypowiedź o tym, jaka jest moja osoba. Zniknęłam za rogiem jednej z ulic.


________Słowniczek________|
*Wataha-  Najważniejsze ugrupowanie składające się z osobników sprawujących władzę na danym terenie. Dowodzi nimi Alfa.
*Sfora- mniejsze grupki osobników  np. licealiści czy sklepikarze. Każda sfora wchodzi w skład Watachy, którą dowodzi Alfa.

*Alfa- mężczyzna sprawujący władzę na danym terenie.Najważniejszy w hierarchii. Jego rozkazy są niepodważalne, a upokorzenie Alfy często kończy się publiczną egzekucją śmiałka.

*Omega-mężczyzna znajdujący się najniżej w hierarchii Watachy. Cichy głównie unikający rozgłosu trzymający się z daleka od rozgłosu i problemów. 

Déchirer la luneDonde viven las historias. Descúbrelo ahora