Lusterko

63 2 5
                                    


Adam sam nie wiedział, dlaczego pierwszą rzeczą, na którą spojrzał po wejściu do łazienki, była okrągła szklana tafla o średnicy jakichś dziesięciu cali otoczona paskiem błyszczącego metalu i przymocowana po bokach do wygiętej w pałąk rurki z tego samego materiału. Rurka z kolei była przyspawana do dwuczęściowego składanego uchwytu, a uchwyt – do płaskiej płytki z czterema otworami pozwalającymi przyśrubować całość do ściany. Bezmyślnie uderzył palcem wskazującym w dolną część szkła, które odwróciło się na drugą, powiększającą stronę. Szybko przywrócił je do poprzedniej pozycji. Nie miał ochoty oglądać swoich zmarszczek, tym bardziej w powiększeniu. Dlaczego jeszcze tego nie zdemontował? Od kiedy Anna się wyprowadziła, lusterko do makijażu nie było przecież nikomu w tym domu potrzebne. Przypominało tylko wszystkie tamte lata, kiedy coraz mniej ze sobą rozmawiali i coraz staranniej się unikali pod – jeszcze – wspólnym dachem, z dnia na dzień mocniej zaciskając zęby i niecierpliwie licząc kolejne raty kredytu zaciągniętego na sfinansowanie studiów Elisy. Tylko z jego powodu mieszkali razem długo po faktycznym rozpadzie ich małżeństwa – gdyby musieli finansować dwa mieszkania i płacić podwójne rachunki, w żaden sposób nie byłoby ich stać na spłatę, nawet podzieloną na dwoje. Całe szczęście, że Elisa po dyplomie szybko znalazła pracę, a kiedy zaczęła zarabiać na tyle dobrze, że była w stanie sama spłacić resztę pożyczki, po prostu zaczęła to robić, zdejmując z ojca i matki konieczność wzajemnego znoszenia się, z czego Anna skwapliwie skorzystała i w tydzień po tym jak Elisa powiedziała, że pozostałe do zwrotu bankowi trzydzieści tysięcy bierze na siebie, spakowała swoje rzeczy i wyprowadziła się do Elmwood Park... A może do River Forest... Mniejsza z tym. Jakiś czas potem córka wyznała Adamowi, że zdecydowała się spłacić dług rodziców nie tylko z poczucia odpowiedzialności, ale przede wszystkim ze strachu, że jeżeli w dalszym ciągu będą mieszkać razem, któreś z nich w końcu zamorduje drugie. Adam wiele razy zastanawiał się, dlaczego adwokat i samodzielna pielęgniarka zarabiający razem ćwierć miliona dolarów rocznie musieli całe swoje życie na długie lata podporządkować pożyczce zaciągniętej nie na zakup zamku w Europie czy tym podobną dziką fanaberię, tylko na rzecz elementarną – kształcenie dziecka. Wprawdzie fizjoterapia, którą wybrała Elisa, nawet na stanowym uniwersytecie nie była tania, ale, do ciężkiej cholery, podobno są elitą tego społeczeństwa, finansową i intelektualną. Więc dlaczego? Czyżby wdrukowywane mu od przedszkola przekonanie, że mieszka w najwspanialszym kraju na tej planecie, nie było całkiem prawdziwe? Czyżby Adam Sanders, starszy partner w kancelarii Ingram, Sanders, Kazuo & Cohen, stawał się SOCJALISTĄ?!

It's my life,

It's now or never,

Ain't gonna live forever...

Głos Jona Bon Joviego przerwał te niewesołe rozważania. Kto i czego może chcieć w sobotę o dziesiątej rano? Adam z najwyższą niechęcią zrobił w tył zwrot, poczłapał do sypialni i wziął do ręki leżący na nocnym stoliku telefon. Dopiero kiedy spojrzał na wyświetlacz, jego lekko już zwiotczała twarz poweselała. Szybko przesunął palcem po ekraniku.

– Cześć, Elie – rzucił raźno do iPhone'a.

– Happy birthday to you, happy birthday to you... – usłyszał w odpowiedzi.

– Więc jednak musiałaś mi przypomnieć, że znów się zestarzałem – roześmiał się Adam.

– Nie zestarzałeś, tylko dojrzałeś – odparła jego córka. Zawsze wiedziała, co powiedzieć. – Przynajmniej mam taką nadzieję. Co u ciebie?

– Nic nowego. Właśnie się zastanawiam, czy wyjść z domu, czy dać sobie spokój.

– Jaki spokój? Dziś są twoje urodziny. Masz spędzić cały dzień najprzyjemniej jak się da. Wieczorem koło ósmej będę na Skype'ie i złożysz sprawozdanie – Elie mówiła tonem nie znoszącym sprzeciwu. Miała to po matce. – Aha, i kup jakieś dobre wino. Ja też kupię, wypijemy twoje zdrowie. Na odległość, ale zawsze.

To była jedyna rzecz, która sprawiała Adamowi przykrość w jego nowej życiowej sytuacji. Elisa wyprowadziła się za pracą do Karoliny Południowej. Od siedmiu lat swoją ukochaną jedynaczkę widział twarzą w twarz tylko cztery razy – cztery i dwa lata temu w Święto Dziękczynienia, a trzy lata temu i w zeszłym roku na Boże Narodzenie. Od dawna marzył, że na emeryturze przeprowadzi się z zimnego, pochmurnego Illinois właśnie do Karoliny Południowej. Teraz miał dodatkową motywację, tyle że do emerytury zostało mu jeszcze... zaraz... dziewięć lat. Wieczność.

– Rozkaz, królowo – uśmiechnął się do mikrofonu. – Może pojadę nad jezioro i pospaceruję. Pogoda dzisiaj ładna w Chicago i całkiem ciepło jak na kwiecień.

– Świetny pomysł. No, to ci dłużej nie zawracam głowy. Jeszcze raz wszystkiego najlepszego – Elie głośno cmoknęła do telefonu.

Adam odwzajemnił zdalny całus, odłożył telefon i znów poczłapał do łazienki. Piżamę z bawełnianej satyny zrzucił wprost na podłogę i wszedł pod prysznic. Niezbyt ciepła woda otrzeźwiła go do końca. Wytarł się energicznie, a mokry ręcznik rzucił na lusterko do makijażu.

Musi coś zmienić w swoim życiu.

W następnych wyborach zagłosuje na Demokratów.

Któregoś dnia na Środkowym Zachodzie (Czas oczekiwania)Where stories live. Discover now