Przewertowałam wszystkie wiadomości, a na samym dole, skrzynki pocztowej, zobaczyłam maila od kuriera, że dzisiejsza wymiana będzie około trzeciej po południu. Zerknęłam na zegarek, który wskazywał, że mam pięć minut na ruszenie swoich czterech liter i zmuszenie się do zejścia. Musiałam mieć chwilę, by zrozumieć, jak zostało mało czasu. W tej samej chwili, na moje udo, spadł popiół który poparzył skórę, zostawiając czerwony ślad.

- Jasna cholera! - podskoczyłam, odsuwając fotel i stanęłam prosto na nogach, otrzepując nogę z szarego cholerstwa, które lekko się jarzyło i złapałam za telefon, wykręcając numer do Tima. - Prawie zapomniałam...

- Pieniądze i dokumenty są w szufladzie w biurku. Na hali pełna gotowość. - zaśmiałam się cicho, w duchu dziękując za tak wspaniałego zastępcę. Ponownie usiadłam na fotelu i obróciłam się na nim, spoglądając na piętrzące się budynki Nowego Yorku.

- Pilnujesz dokładnie wszystkiego. I jak mam ci się odwdzięczyć?

- Niech szefowa robi co ma robić i nie zostawia nas. A co do terminów, mam cały kalendarz spisany. Jeśli szefowa będzie chciała, mogę przesłać...

- Nie Tim, nie trzeba. Wystarczy jak ty będziesz pilnował dat i mi przypominał o nich. - mruknęłam cicho. - Jak przyjadą paczki...

- Wiadomo. Spojrzeć czy nie są uszkodzone. - odłożyłam telefon, spaliłam, do końca, papierosa i wzięłam kopertę, która leżała na dnie szuflady, a pod nią teczka z dokumentem zwrotnym. Szybko zeszłam do głównego wjazdu, do hali, i zobaczyłam wielki samochód towarowy, który był zapakowany, po brzegi, drewnianymi skrzyniami. Wśród moich ludzi stał kurier, który był naszym przyjacielem.

Chłopak był meksykaninem, wychowanym w ubogiej rodzinie. Gdy dosięgnęła go ręka niesprawiedliwości, przyszedł do mnie, z prośbą o pomoc. Bywa tak, że są ci, którzy będą oczekiwać czegoś w zamian. U mnie było inaczej, nie chciałam nic. Jedynie poprosiłam go, by pomógł osobie, która sama była w trudnej sytuacji. Ale on postanowił zostać, pomóc w naszych interesach i zbija na tym nie małe pieniądze. Na ścianie, w biurze, mam jego zdjęcie, na którym jest z rodziną, której polepszył byt. Wtedy zobaczyłam w nim tą wierność i lojalność. Stał się naszym wspólnikiem, który nigdy nie zawiódł. Stał się powiernikiem naszych wszystkich sekretów. Stał się naszym bratem.

- Christiano! - krzyknęłam, rozkładając ręce i idąc w jego stronę.

- Luna! Mí amígo! - zgarnął moje drobne ciało w swoje wielkie ramiona i zamknął w szczelnym uścisku. - Jak ci mija czas, w Nowym Yorku?

- Tak jak widać. Praca, praca i praca. Czasem się uda zajrzeć do klubu, ale też nie na długo. Lecz nie narzekam... - zaśmiałam się nerwowo i położyłam dłonie na biodrach.

- A natrafiłaś na trop Achillesa? - spojrzałam na niego, unosząc lewą brew.

- Czy gdybym go znalazła, prosiłabym o wymianę sprzętów? Albo byłabym teraz, tutaj, i z tobą rozmawiała? - posłałam mu jeden ze swoich uśmiechów wyższości.

- Równie zadziorna co i piękna. - blondyn zaśmiał się i podał mi fakturę ze spisem wszystkich broni, jakie dostaliśmy. - Przejrzyj sobie.

- Otwieramy skrzynie! - na moje słowa wszyscy złapali za łomy i wyważyli wieka skrzyń. - Liczcie dokładnie. Karabin Barrett M82A1, osiem sztuk. - podeszłam do pierwszych pudeł, z których Tim wyjął ich tyle ile powinno być. Długopisem zakreśliłam potwierdzenie odbioru. - Karabin FN FAL, dwadzieścia sztuk. - Bradley wyjął z pudeł maszyny. - Dwa karabiny M-16. - Z niedużej skrzynki, Carlos wyjął dwie bronie. - Na sam koniec zostaje trzydzieści sztuk BROWNING HP. - Justin zaczął wyliczać ilość pistoletów i kiwnął głową, że się zgadza. - Pamiętajcie. Najlepsza wymiana broniami? Zawsze z ruskami. - postukałam się końcówką długopisu po brodzie. - Nie wierzę, że to powiedziałam na amerykańskiej ziemi. - zaśmiałam się pod nosem.

MafiaWhere stories live. Discover now